Debata podatkowa Sejmu to na razie melodia przyszłości. Na dzisiejszym posiedzeniu posłowie mają zająć się tym, co ich naprawdę kręci — czyli odkurzonymi wnioskami o odwołania ze stanowisk w Prezydium Sejmu.
Przypomnijmy, że w styczniu wpłynęły odrębne wnioski SLD oraz PO o usunięcie marszałka Marka Jurka za podporządkowanie Sejmu interesom jego partii, co wyszło szczególnie przy okazji prac nad budżetem. Klub PiS odpowiedział odwetowym wnioskiem o odwołanie wicemarszałka Wojciecha Olejniczaka z SLD. Jego uzasadnienie jest naciągane — otóż przewiną Olejniczaka okazało się... chwalenie zachowania innego wicemarszałka, Marka Kotlinowskiego, który przeprowadził głosowania wbrew woli marszałka. Oznacza to, że PiS wybaczyło sprawcy — wszak jest on obecnie koalicjantem — natomiast odgrywa się na kibicu. Jeszcze bardziej zdumiewa, że darowało wnioskodawcom z PO i zaniechało odwołania również wicemarszałka Bronisława Komorowskiego.
Wielokrotnie pisaliśmy, że błędna — i niezgodna z interpretacją prezydenta — wykładnia terminu zakończenia prac nad budżetem (19 lutego zamiast 31 stycznia) została przyjęta jednogłośnie przez Prezydium Sejmu, a zatem przypisywanie winy tylko marszałkowi nie ma podstaw. Z drugiej strony — Marek Jurek swoim partyjniactwem przebi- ja wszystkich marszałków Sejmu od 4 czerwca 1989 r. Wnioski o jego odwołanie nie mają szans, ale przyjęcie wniosku dotyczącego Olejniczaka zapowiada się całkiem realnie. A zatem w interesie zachowania przez Sejm spokoju leży symetryczne wycofanie wszystkich wniosków — przez SLD i PO oraz przez PiS. Zacietrzewiona klasa polityczna nie jest jednak zdolna nawet do tak prostego porozumienia we własnym interesie.