Woda cztery razy droższa!

Rafał Kerger
opublikowano: 2008-09-01 08:07

Wodociągowcy biją na alarm: w 2015 r. cena za metr sześcienny wody wzrośnie czterokrotnie. Wyniesie średnio 20 zł. W Warszawie — nawet 50 zł.

Branża wodno-kanalizacyjna stoi w obliczu kryzysu spowodowanego niewywiązywaniem się państwa polskiego z zobowiązań unijnych — alarmuje Izba Gospodarcza Wodociągi Polskie. Zrzesza ona 450 podmiotów, czyli 85 proc. firm działających w branży, w większości samorządowych, ale także komercyjnych.

Wzrost kosztów robót oraz zmniejszenie wielkości grantów unijnych wymuszają ogromne, dodatkowe, niemożliwe do spełnienia obciążenia finansowe dla firm wodociągowych i samorządów. Już dziś brakuje 40 mld złotych.

— W traktacie akcesyjnym zobowiązaliśmy się zmodernizować gospodarkę wodno-ściekową do 2015 r., więc problem staje się niezwykle ważny i pilny. Tym bardziej że kryzys, o którym mowa, będzie skutkował drastycznym wzrostem cen wody — uważa Stanisław Drzewiecki, prezes izby.

Jak duży może to być wzrost? Według szacunków firm wodociągowych, cena za metr sześcienny wody za siedem lat może wzrosnąć czterokrotnie — z dzisiejszych 4-7 złotych do 20 złotych.

— Najgorzej będzie w Warszawie, gdzie już dziś bardzo brakuje oczyszczalni. — alarmuje Stanisław Drzewiecki.

W stolicy cena za metr, przy najgorszym scenariuszu, wyniesie nawet 50 złotych

Winne stadiony i drogi

Prawo Unii Europejskiej regulujące odprowadzanie i oczyszczanie ścieków komunalnych określa zwłaszcza dyrektywa Rady 91/271/EWG z 21 maja 1991 r. Skierowana jest do państw członkowskich, które mają obowiązek osiągnięcia — w ustalonych terminach — zawartego w niej celu. Dla Polski ustalenia negocjacyjne z Unią Europejską, dotyczące sektora środowisko, przeniesione zostały do traktatu o akcesji. Dokument obliguje rząd do wybudowania, rozbudowania lub zmodernizowania oczyszczalni ścieków komunalnych i systemów kanalizacji zbiorczej w aglomeracjach do 2015 r. Do tego czasu powinniśmy też mieć wodę w kranach nadającą się do picia bez gotowania.

Zdaniem wodociągowców, niemal pewne jest, że nie zdążymy. Dlaczego? Problem bierze się stąd, że Polska podjęła się bardzo dużego zobowiązania, które ma zostać zrealizowane w zbyt krótkim czasie. Chodzi o EURO 2012. Nadmierny popyt na rynku budowlanym (wynikający głównie z ogromnych inwestycji związanych z budową dróg oraz stadionów, ale także z wysokiej dynamiki na rynku budownictwa mieszkaniowego) spowodował drastyczny wzrost cen usług i materiałów budowlanych. EURO 2012 sprawiło też, że inwestycje w infrastrukturę wodno-kanalizacją i oczyszczalnie zeszły na dalszy plan na liście priorytetów do objęcia dotacjami unijnymi, o której decyduje rząd. W programie operacyjnym „Infrastruktura i środowisko” niegdyś było 50 proc. pieniędzy na środowisko i 50 proc. na drogi. Obecnie jest 30 proc. na środowisko i 70 proc. na drogi.

— Ucierpiała na tym realizacja krajowego programu oczyszczania ścieków komunalnych. Niegdyś budowa wodociągów wymagała od 30 do 50 proc. wkładu własnego samorządów. Dziś wynosi on aż 75 proc. i najzwyczajniej gmin na te inwestycje nie stać — opowiada Stanisław Drzewiecki.

Po wysłuchaniu argumentacji wodociągowców rezolutny sceptyk mógłby stwierdzić: nie lamentujmy. Przecież możemy poczekać, wybudować drogi i stadiony, a potem wrócić do oczyszczania ścieków komunalnych. Jeśli nie dołoży Unia, to dołoży rząd z budżetu państwa, bo pod groźbą kar finansowych z Brukseli będzie musiał się wywiązać z zobowiązań.

Na to firmy wodociągowe też mają odpowiedź.

— Zgodnie z deklaracją dublińską usług uzdatniania i dystrybucji wody oraz odprowadzania ścieków nie może dotować państwo — podkreśla Antoni Tokarczuk, dyrektor Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie.

Koszty muszą w całości pokrywać odbiorcy wody.

Jeśli nie wykorzystamy dotacji z Brukseli, modernizacja infrastruktury oraz poprawa jakości wody będzie się wiązać z większym niż pierwotnie zakładano wzrostem cen, bo całość inwestycji zostanie pokryta z pieniędzy uzyskanych z podwyższonej ceny wody.

Na ratunek negocjacje

Czy sytuację da się jakoś uratować? Apel firm z branży jest już przygotowany. Problem zaskoczonym posłom referował niedawno w parlamencie Stanisław Drzewiecki. Na razie bez echa.

Wodociągowcy, by przeciwdziałać skokowemu wzrostowi cen, twierdzą przede wszystkim, że rząd powinien podjąć negocjacje z Komisją Europejską o zgodę na wydłużenie czasu, w którym można korzystać z pieniędzy unijnych w ramach programu operacyjnego „Infrastruktura i środowisko. W ten sposób duże inwestycje infrastrukturalne rozłożą się w czasie i pojawi się szansa uniknięcia wysokich cen usług budowlanych.

— Już kiedyś tak się zdarzyło. Przy okazji realizacji programu budowy wodociągów w ramach programu ISPA termin został przedłużony z 2006 do 2010 roku — mówi Zbigniew Maksymiuk, szef Saur Neptun Gdańsk, najstarszej w Polsce komercyjnej firmy zarządzającej wodociągami.

Takich firm w naszym kraju działa kilka i, o dziwo, nawet im nie zależy na drastycznym wzroście cen taryf na wodę.

— Już dziś niektóre firmy mają problem z windykacją. Strach pomyśleć, jak by wyglądało ściąganie należności, gdyby ceny za metr sześcienny wzrosły kilkukrotnie — przyznaje Zbigniew Maksymiuk.

Kolejnym postulatem firm wodociągowych jest ponowna alokacja pieniędzy z UE. Izba sprzyja także zgłoszonej przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej propozycji polegającej na dofinansowaniu projektów w obszarze ochrona środowiska dzięki łatwo dostępnym lub częściowo umarzalnym kredytom.

Dla wodociągowców ważne jest również wprowadzenie selekcji inwestycji w ochronie środowiska pod kątem realizacji zobowiązań akcesyjnych. Weryfikacja strategii dla gospodarki ściekowej oraz opracowanie strategii dla zagospodarowania osadów ściekowych i strategii rozwoju systemów wodociągowych pozwoliłoby — ich zdaniem — na wprowadzenie strategicznego zarządzania programami modernizacji infrastruktury wodno-kanalizacyjnej oraz na racjonalizację sposobu wydawania pieniędzy.

— Poszczególne przedsiębiorstwa prowadzą działania modernizacyjne, które przybliżają Polskę do realizacji zobowiązań. Są to jednak działania oddolne, nieskoordynowane i uniemożliwiające stały monitoring. Słowem, każdy sobie rzepkę skrobie. Proszę sobie wyobrazić, że nie ma nawet mapy, dzięki której można by prześledzić, jak wygląda sieć wodno-kanalizacyjna w Polsce — rozkłada ręce Antoni Tokarczuk.