Wspólnota chce zewrzeć szyki

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2020-04-23 22:00

Po zakończonym bez konkluzji nadzwyczajnym szczycie Rady Europejskiej (RE) z 21 lutego nadałem komentarzowi tytuł lotniczy „Budżet odszedł na drugi krąg”.

Wtedy patem się nie przejmowano, albowiem przyjęcie przez prezydentów/premierów wieloletnich ram finansowych (WRF) 2021-27 za pierwszym podejściem byłoby wręcz… zerwaniem uświęconej tradycji. Dogrywka po pewnym czasie refleksji kończyła się zawsze kompromisem. Tym razem jednak zmienił się od marca świat, posypały się procedury i standardy, zaskoczone państwa wspólnoty zostały zaatakowane bronią biologiczną pod nazwą SARS-CoV-2. Szczyty szefów państw/rządów w przymusowej formule wideokonferencji odbywają się dość często — 10, 17 i 26 marca oraz 23 kwietnia. Jednak zamiana owalnego stołu w gmachu Europa na ścianę z ekranami nie tylko nie zwiększyła zdolności najważniejszego organu decyzyjnego UE do zawierania kompromisów, lecz zadziałała wręcz odwrotnie.

Wideoszczyt RE ma jedną zaletę – ogromnie oszczędza prezydentom/premierom czas, a podatnikom pieniądze.
Fot. Krystian Maj

Odnosząc się do sporów o unijne pieniądze, w tym o składki, zawsze trzeba pamiętać o proporcjach. WRF, a więc i stanowiące ich cząstki budżety roczne, obejmują zaledwie około 1 proc. zsumowanego dochodu narodowego brutto krajów członkowskich. Siedmioletnia perspektywa budżetowa wspólnoty w przybliżeniu sięga nieco ponad 1 bln EUR. To kwota gigantyczna, ale podzielona przez siedem, czyli w relacji rocznej, już tak nie bije po oczach. Spory o ustalenie rozmiarów WRF 2021-27 toczą się w przedziale od 1,0 do 1,3 proc., gdzie każda setna część warta jest aż 10 mld EUR. Z jednej strony — jest zatem o co walczyć, ale z drugiej — prawie 99 proc. zsumowanego dochodu narodowego brutto wspólnoty wytwarzają i zagospodarowują same państwa.

Do zamknięcia tego wydania „PB” nie miałem wiedzy o konkluzjach czwartkowej wideokonferencji. Ba, czy jakieś w ogóle zostały uzgodnione… Na poprzedniej Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, oraz Charles Michel, przewodniczący RE, otrzymali od prezydentów/premierów zadanie przygotowania planu odbudowy unijnej gospodarki po wirusowym załamaniu. Zostało to już ochrzczone nowym planem George’a Marshalla, co z założenia jest bezsensowne. Filarem powojennego programu odbudowy Europy (niestety, tylko zachodniej…) z lat 1948-52 była przecież okoliczność, że… miał to kto sfinansować. Stany Zjednoczone Ameryki nie były zniszczone, zaś ich wysiłek wojenny rozkręcił koniunkturę. Dlatego mógł zostać przerzucony nad Atlantykiem most dla surowców mineralnych, żywności, dóbr inwestycyjnych, kredytów. Notabene umacniało to europejską nogę młodego NATO.

Obecnie Unia Europejska może liczyć tylko na siebie. Podczas wideokonferencji tradycyjnie odżyły przypomniane powyżej spory o rozmiary składek oraz WRF 2021-27. W strefie euro nie było zgody na wyemitowanie euroobligacji, prowadzące do uwspólnotowienia długu — z naturalnych powodów liczą na to państwa unijnego Południa, przeciwna zaś jest lepiej radząca sobie z budżetami Północ. Rozbieżne były nawet opinie na temat usytuowania funduszy zwalczania COVID-19 — wmontowania ich do WRF i rocznych budżetów, czy jednak stworzenia nadzwyczajnego mechanizmu obok. No cóż, wypada pozostać przy nadziei, że decydentom uda się przyjąć — zgodnie ze szczytnymi planami Charlesa Michela — jakiś realny harmonogram „zapewnienia dobrostanu Europejczykom podczas znoszenia obostrzeń i przywrócenia w UE silnego, trwałego i inkluzywnego wzrostu, opartego na strategii ekologicznej i cyfrowej”. Zadanie karkołomne, ale…