WIG20 przerwał czarną serię czterech spadkowych sesji. Choć zmienność była wczoraj minimalna, to ostatecznie indeks największych spółek wzrósł na zamknięciu sesji o 0,6 proc., do 2180 pkt, oddalając tym samym widmo spadku do tegorocznego minimum (2090 pkt). Na tle innych europejskich giełd Warszawa okazała się słabeuszem, bo większość indeksów najważniejszych parkietów poszła w górę o ponad 2 proc. W tyle został też złoty, który choć zyskał do euro (kurs spadł poniżej 4,20 zł), to niewiele w porównaniu z choćby zyskami euro wobec dolara.
O tym, czy kupujący się nie zawiodą, zdecyduje zaplanowane na dzisiejszy wieczór posiedzenie Federalnego Komitetu ds. Otwartego Rynku (FOMC). Urosło ono do rangi wydarzenia, które z dużym prawdopodobieństwem zdecyduje o perspektywach rynku w średnim terminie. Giełdowe byki liczą, że seria słabych danych makroekonomicznych z amerykańskiej gospodarki nie pozostawią amerykańskim władzom monetarnym wyboru i trzecia runda dodruku dolara (tzw. QE3) prędzej czy później stanie się faktem.
Co ciekawe, w kwietniu ubiegłego roku dane makroekonomiczne w USA też zaczęły być coraz gorsze. Tyle że wówczas rynki to ignorowały, koncentrując się na bardzo dobrych wynikach amerykańskich spółek. — Pomimo negatywnych sygnałów wiele rynków — włączając w to amerykański i polski rynek akcji — odnotowało na przełomie kwietnia i maja 2011 r. roczne maksima, a po przecenie w maju i pierwszej połowie czerwca byki podjęły jeszcze jedną próbę przejęcia inicjatywy. Pogorszenie się perspektyw makro odcisnęło się na rynku ze zdwojoną siłą dopiero w trzecim kwartale — zwraca uwagę Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers DM.
Dane opublikowane wczoraj akurat nie wpisały się w ostatnią czarną serię, ale — jak podkreśla Marek Rogalski — ich interpretacja nie jest jednoznaczna. — Z jednej strony otrzymaliśmy słabsze informacje z rynku nieruchomości. Indeks CaseShiller spadł w lutym o 3,5 proc. r/r, a sprzedaż nowych domów zniżkowała w marcu aż o 7,1 proc. m/m. To jednak za mało, aby podpinać ten fakt pod ewentualną dyskusję na temat programu QE3. Podobnie jest z odczytem indeksu zaufania konsumentów Conference Board, który spadł w kwietniu do 69,2 pkt (oczekiwano 69,7 pkt), a dane marcowe zostały zrewidowane w dół do 69,5 proc. Tyle że po silnej zwyżce z ubiegłego miesiąca niektórzy nie wykluczali znacznie większego spadku. Tym samym to też nie jest argument dla zwolenników dodrukudolara. Kontrargumentem jest też wyraźny wzrost indeksu Richmond Fed w kwietniu (do 14 pkt z 7 pkt w marcu), który obrazuje kondycję tamtejszego sektora wytwórczego, niemniej rynki często uznają te dane za mało znaczące — mówi Marek Rogalski, główny analityk DM BOŚ.
Jego zdaniem, Fed może rozczarować i doprowadzić do wyraźnego umocnienia dolara. — Inwestorzy z niecierpliwością czekają na konferencję prasową Bena Bernankego po posiedzeniu FOMC. Rynek liczy na to, że wobec słabszych danych z amerykańskiego rynku pracy Ben Bernanke znów da nadzieję na QE3. Mówiąc dosadnie, sytuacja makroekonomiczna na świecie nie daje kupującym podstaw do optymizmu, jednak jeśli rynek — wzorem ubiegłego roku — będzie szukał pretekstów do zwyżek, najbliższe dni mogą dać ku temu okazję — ocenia Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers DM.