Zjednoczone Królestwo jednak weźmie udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego (PE), notabene rozpoczynając (razem z Holandią) w czwartek 23 maja 2019 r. długi wyborczy weekend. Nikt nie wie, ile sesji PE brytyjscy europosłowie zaliczą w kadencji 2019-24, ale wybory będą praktycznym poligonem politycznym.

Przyciszony temat oczywiście nie spadł z agendy, zwłaszcza że tryb i termin brexitu skrywa mgła. W powyższym tytule przytoczone zostało jedno z wyjaśnień istoty brytyjskiej secesji z UE. Copyright do owej wersji kulinarnej ma Pascal Lamy, były unijny komisarz oraz dyrektor Światowej Organizacji Handlu. Jego porównanie przypomniane zostało podczas prezentacji raportu „Brexit — gdy wszyscy przegrywają”, przygotowanego przez Polską Fundację im. Roberta Schumana. To syntetyczne, popularnonaukowe przedstawienie wszystkich uciążliwości, po stronie brytyjskiej oraz unijnej/polskiej. Jego wydźwięk jest jednoznaczny — po brexicie nie będzie mowy o wygranych, abstrakcją staje się szczytna idea win-win, spełni się natomiast lose-lose. Przy czym zbiorowa przegrana może mieć różne formy, inne byłyby skutki brexitu po ratyfikowaniu umowy rozwodowej (które nie nastąpi), a zupełnie inne w trybie na dziko.
W brexitowych debatach zawsze podziwiam żonglerkę słowami w wykonaniu Jonathana Knotta, brytyjskiego ambasadora. Placówkę w Warszawie objął w kwietniu 2016 r. i wkrótce potem spadł na nią dopust brexitu. Wytrawny dyplomata konsekwentnie trzyma generalną linię — nie popadajmy w czarnowidztwo, najważniejsze jest ułożenie jak najlepszych przyszłych stosunków brytyjsko-unijnych, czyli także brytyjsko-polskich. Wszystko się dobrze skończy, obie strony nie doznają uciążliwości... Całkowicie rozumiejąc ambasadorski obowiązek zaklinania rzeczywistości, czuję się jednak bliżej tytułu raportu fundacji.