Łączna wartość magazynowanego zaopatrzenia spółek z konsumenckich indeksów S&P wzrosła w maju o 26 proc. r/r do 44,8 mld USD. Przeładowanie mocno doskwiera dyskontom – Walmart płaci rekordowo wysokie opłaty magazynowe, a Target ucina ceny do niedawna najlepiej sprzedających się dóbr. Spółkom trudno o rozwiązanie tej sytuacji, gdyż obecne zjawiska rynkowe odbiegają od tych spotykanych w przeszłości.
Historycznie powodem nadmiaru towaru największych sieci było ograniczenie popytu, co sygnalizowało spowolnienie gospodarcze lub recesję. Wydatki konsumenckie po uwzględnieniu inflacji w USA jednak rosną od czterech miesięcy. Zmieniły się natomiast potrzeby klientów i bardzo często rezygnują oni z towarów, które królowały w trakcie pandemii. Dla inflacji kluczowe więc będzie to, jakie dobra objęte zostaną wyprzedażą.
Detal musi sobie radzić
Do niedawna wielką nadzieją ekspertów finansowych był wzrost wydatków na usługi, związany z całkowitym odejściem od restrykcji pandemicznych. Mimo że klienci rzeczywiście chętniej korzystają z tego sektora, to nadal mocno inwestują w dobra. W kwietniu 2022 r. po uwzględnieniu inflacji za usługi i dobra płacono kolejno 0,5 proc. oraz 1 proc. więcej niż w miesiącu poprzednim.
Mimo że powinno wiązać się to z poprawą sytuacji sklepów detalicznych, to problemem są zmiana zapotrzebowania na produkty. W sklepach odzieżowych Macy’s popularne podczas pandemii ubrania domowe ustąpiły tym bardziej eleganckim, wykorzystywanym w pracy i podczas przyjęć. W dyskontach Target najlepiej sprzedają się dobra podstawowe, a na półkach zalega modna elektronika i artykuły wyposażenia wnętrz.
Na całym świecie nadmiary magazynowe kumulowane były jako zabezpieczenie przed kolejnymi potencjalnymi zaburzeniami łańcucha dostaw, które w ciągu ostatnich dwóch latach uczyniły niektóre produkty trudnymi do zdobycia. Teraz jednak spółki muszą liczyć się z większą wrażliwością cenową klientów, przy jednoczesnym wzroście kosztów pracy i energii. Utrzymywanie nadmiaru produktów jest więc nieopłacalne.
- Od dwóch lat globalna gospodarka mierzy się z potężnym problemem zablokowanych łańcuchów dostaw, co wynika z niedopasowania planowanej podaży w momencie wybuchu pandemii do faktycznego popytu oraz przedłużających się lockdownów, trwających w kluczowych chińskich portach do dziś. W odpowiedzi na ten problem wiele firm zaczęło składać większe zamówienia i budować zapasy, obawiając się, że trwający problem z łańcuchem dostaw może zostawić je bez produktów lub materiałów. Niestety ta strategia przynosi dziś negatywne skutki - mówi Michał Ficenes, zarządzający funduszami w Ipopema TFI.
Receptą przedsiębiorstw na powstały problem jest rezygnacja z zaplanowanych wcześniej zamówień. Kolejnym krokiem będzie obniżka cen sprzedawanych dóbr, szczególnie tych sezonowych, związanych na przykład ze świętami, zmianami pór roku oraz powrotem do szkół. Mimo że część z nich nie utraciła ważności, spółki liczą się z mniejszym popytem i słabsza marżą.
- Wyprzedaż zapasów wiąże się zazwyczaj z obniżką marż na tych produktach i gorszymi zyskami od oczekiwanych. Świadczy o tym przykład amerykańskiej firmy Walmart, która pokazała relatywnie wysoki poziom zapasów w I kwartale tego roku i poinformowała, że ich upłynnienie wpłynie negatywnie na poziom marż i zysków w II kwartale – dodaje Michał Ficenes.

Nad Wisłą spokojniej
W Polsce zatowarowanie się spółek było działaniem bardziej rozważnym i celowym, wynikającym z oczekiwanego wzrostu popytu na określone dobra, mimo rosnących cen. Na razie brakuje sygnałów ze strony sieci, dotyczących znacznej redukcji magazynowanych towarów.
- Spoglądając na dane raportowane przez amerykańskich detalistów widzimy zauważalny wzrost zapasów, których dynamika wzrostu jest wyższa niż przychodów. W Polsce magazyny też są zapełnione, co wynika jednak w dużej mierze z perspektyw sprzedaży, które w najbliższych miesiącach pozostają obiecujące - mówi Janusz Pięta, analityk DM mBanku.
Dino, notowana na GPW największa polska sieć sklepów spożywczo-przemysłowych jest głównym sprzedawcom dóbr mających kluczowy wpływ na inflację konsumencką. Mimo że jej zapasy są na rekordowo wysokim poziomie, nie zapowiada wyprzedaży.
- W przypadku Dino nie traktowałbym zapasów jako problemu, gdyż spółka zwiększyła zapasy spodziewając się inflacji – towar kupiony taniej ma być sprzedany drożej. Według zapowiedzi sieć ma zamiar upłynniać zaopatrzenie, ale nie w nienaturalnie szybkim tempie - mówi Dariusz Dadej, analityk Noble Securities.
Można natomiast liczyć na redukcję zaopatrzenia tych spółek, które wycofały się z Rosji po wybuchu wojny w Ukrainie. Z polskiego parkietu największym przedstawicielem tej grupy jest LPP.
- LPP zatowarowało się mając w planach większą sprzedaż w Rosji. Wycofanie się z tego rynku i konieczność upłynnienia części zapasów będzie wymagało dodatkowej aktywności produkcyjnej, a to nie wesprze marży brutto – dodaje Janusz Pięta.
Przeciw drożyźnie
Z perspektywy inflacji kluczowe jest to, które rodzaje dóbr będą podlegały wyprzedażom. Wszystko zależy od tego, na jak duże stany magazynowe może sobie pozwolić dana sieć sklepów. Dobra obecnie najbardziej pożądane stanowią istotną część koszyka inflacyjnego. Jeśli ich ceny zostaną utrzymane celem sprzedaży z lepszą marżą w przyszłości, nie będzie mowy o wzroście siły nabywczej pieniądza.
- Redukcja zapasów mogłaby istotnie zmienić sytuacje inflacyjną. Pamiętajmy natomiast, że promocji podlegać będzie tylko nadwyżkowa część zgromadzonych zapasów, więc przeciętna cena aż tak bardzo nie spadnie. Ponadto dobra trwałe mają różne udziały w koszyku inflacyjnym. Problem z nagromadzonymi zapasami może dotyczyć tylko tych towarów, których ogólny udział w koszyku inflacyjnym jest mały - mówi Michał Ficenes.
Nawet jeśli spełni się scenariusz negatywny z perspektywy detalistów i będą oni zmuszeni do wyprzedaży dóbr w czasie spowolnienia gospodarczego, wpływ tego zjawiska na inflację będzie zależeć od cen energii. Jeśli te pozostaną na obecnym wysokim poziomie, ciężko będzie o istotną zmianę sytuacji.
- Obecnie największą kontrybucję do dynamiki inflacyjnej mają rosnące koszty energii, a wyprzedaż wybranych dóbr trwałych może tylko w niewielkim stopniu zbilansować ich wzrost. Ponadto ceny materiałów budowlanych, które teoretycznie mogłyby podlegać magazynowaniu, też rosną - dodaje Michał Ficenes.