Wyrok w sprawie BSE może zapaść w czerwcu
Polska rozpoczęła wzmożoną akcję dyplomatyczną na rzecz zakwalifikowania nas do grupy o mniejszym ryzyku wystąpienia BSE. Decyzja w tej sprawie zapadnie na początku czerwca. Negatywny wynik wpłynie na popularność innych polskich produktów na rynku unijnym.
Komisja Europejska wciąż się waha nad zakwalifikowaniem Polski do trzeciej — najwyższej — grupy ryzyka BSE. Taką sugestię przekazali KE unijni naukowcy.
Andrzej Komorowski, główny weterynarz kraju, podkreśla, że w całej Europie rozpoczęła się akcja lobbingowa różnych grup interesu, którym zależy na odizolowaniu konkurencji z Europy Środkowej i Wschodniej.
Przedstawiciele resortu rolnictwa ostrzegają, że jakakolwiek informacja o ewentualnym ryzyku wystąpienia BSE w Polsce odbija się niekorzystnie nie tylko na eksporcie naszej wołowiny.
— Stawką w tej grze jest wiarygodność wszystkich polskich produktów żywnościowych, do których zarówno unijni, jak i krajowi konsumenci powoli tracą zaufanie — zauważa Robert Gmyrek, wiceminister rolnictwa.
— Importu wszelkich żywych zwierząt z Polski zakazały już m.in. Stany Zjednoczone, Nowa Zelandia czy Australia — mówi Jerzy Plewa, podsekretarz stanu w resorcie rolnictwa.
Z kolei Roman Urban z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej podkreśla, że już obecnie widać pierwsze symptomy spadku popytu na polskie przetwory mięsne.
Zamienić kartę
Jak podkreśla Jerzy Plewa, jest jeszcze nadzieja na wyjście z tej sytuacji. W tym celu Polska rozpoczęła intensywne działania na szczeblu dyplomatycznym.
— Wszystko zależy od decyzji, jaką wyda Komisja Europejska. Spodziewamy się, że nastąpi to po kompleksowej kontroli nadzoru nad bezpieczeństwem żywności, jaką Bruksela zapowiedziała na początku czerwca. Inspekcji podlegać będą urzędy — od resortów rolnictwa, zdrowia oraz środowiska po ich odpowiedniki na szczeblach wojewódzkim i powiatowym. Obecnie trwają intensywne prace przygotowawcze — mówi Andrzej Komorowski.
Tymczasem KE wstrzymuje się z jakimkolwiek komentarzem.
— Bruksela wysłała nam wyłącznie ankietę, którą obecnie wypełniamy. Dalsze kroki — poza zapowiedzianą inspekcją — nie są nam znane. To Bruksela dyktuje warunki — mówi Andrzej Komorowski.
Walka o status
Polscy dyplomaci zabiegają m.in. o przyznanie statusu obserwatora przy Komitecie Weterynaryjnym UE. Sprzeciw w tej sprawie zgłosiły: Szwecja, Austria i Finlandia.
— Uważamy za bardzo dyskryminujące pozbawienie nas statusu obserwatora, podczas gdy przyznano go Norwegii czy Islandii, państwom nie należącym do UE — podkreśla Robert Gmyrek.
Polscy dyplomaci uważają, że umieszczenie Polski w tej samej grupie państw co Wielka Brytania, Francja czy Niemcy, gdzie wielokrotnie zanotowano wypadki choroby, jest decyzją stricte polityczną.
— Robimy wszystko, by opinia wydana przez unijnych ekspertów nie stała się decyzją Komisji Europejskiej. W tym celu wdrażamy tzw. plan A, czyli ubijanie wszystkich sztuk bydła powyżej 30 miesiąca życia. Niepokojące są jednak sygnały o tym, że ubój i badania obejmą zwierzęta ponad 24-miesięczne. To wiązałoby się z dodatkowymi kosztami, które wzrosłyby z 175 do 350 mln zł — mówi Robert Gmyrek.
Jerzy Plewa podkreśla, że środki te miały być przeznaczone na modernizację rolnictwa i przygotowanie tego sektora do akcesji.