Bez względu na poglądy i zamiar postawienia krzyżyka w niedzielę –większość elektoratu już zdecydowała, na kogo zagłosuje — chyba nikt w Polsce nie ma wątpliwości, że wizyta Andrzeja Dudy u Donalda Trumpa realizuje cel zapisany w tytule.
Ze względu na horyzont czasowy usługobiorcą jest głównie urzędujący prezydent RP, dla lokatora Białego Domu godzina próby nadejdzie we wtorek 3 listopada, ale on również zechce skonsumować spotkanie w kampanii. Obóz tzw. dobrej zmiany usiłuje odciągnąć Polaków od kojarzenia wizyty 24 czerwca z głosowaniem 28 czerwca, co obraża inteligencję posiadacza IQ na średnim poziomie.
Artykuł dostępny dla subskrybentów i zarejestrowanych użytkowników
REJESTRACJA
SUBSKRYBUJ PB
Zyskaj wiedzę, oszczędź czas
Informacja jest na wagę złota. Piszemy tylko o biznesie
Poznaj „PB”
79 zł5 zł/ miesiąc
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Cały artykuł mogą przeczytać tylko nasi subskrybenci.Tylko teraz dostęp w promocyjnej cenie.
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Od jakiegoś czasu nie masz pełnego dostępu do publikowanych treści na pb.pl. Nie może Cię ominąć żaden kolejny news.Wróć do świata biznesu i czytaj „PB” już dzisiaj.
Bez względu na poglądy i zamiar postawienia krzyżyka w niedzielę –większość elektoratu już zdecydowała, na kogo zagłosuje — chyba nikt w Polsce nie ma wątpliwości, że wizyta Andrzeja Dudy u Donalda Trumpa realizuje cel zapisany w tytule.
Ze względu na horyzont czasowy usługobiorcą jest głównie urzędujący prezydent RP, dla lokatora Białego Domu godzina próby nadejdzie we wtorek 3 listopada, ale on również zechce skonsumować spotkanie w kampanii. Obóz tzw. dobrej zmiany usiłuje odciągnąć Polaków od kojarzenia wizyty 24 czerwca z głosowaniem 28 czerwca, co obraża inteligencję posiadacza IQ na średnim poziomie.
W USA decyduje nie suma głosów, lecz wyniki ze stanów przełożone na głosy elektorskie.
Fot. Bloomberg
Praktyczne następstwa środowej rozmowy dla Polski to odrębny wątek. Na analizę przyjdzie czas po wyborach, i to dokonanych w obu państwach. Stabilizacja kadrowa lub jej zerwanie mają istotny wpływ na losy najróżniejszych inicjatyw, o czym przekonywaliśmy się również w relacjach polsko-amerykańskich. Na szczęście zaliczenie nas do Visa Waiver Program (VWP) wydaje się niewzruszalne. Notabene w tej sprawie ogromne znaczenie miała prezydencka pieczęć polityczna, ale w praktyce zniesienie wiz to dzieło ambasador Georgette Mosbacher, która zmieniła mentalność konsulów w Warszawie i Krakowie.
Paradoksem spotkania prezydentów w kontekście ich walki o reelekcję jest odmienność procedury wyborczej. Obaj usługodawcy powinni wzajemnie powitać się jednobrzmiącym zdaniem: „Ty masz fart, że u was nie obowiązuje nasza ordynacja, bo w ogóle byś tu nie stał!”. Po zsumowaniu w 2016 r. głosów wyborców Donald Trump okazał się przecież gorszy od Hillary Clinton aż o 2,87 mln! W państwie federalnym obowiązuje jednak pośredni system stanowy, w 538-osobowym kolegium elektorskim Trump wygrał 304:227, przy 7 głosach na innych kandydatów. Ten konstytucyjny anachronizm próbowano przez dwa wieki zmienić aż 700 razy, ale bezskutecznie. Polska jest zaś państwem unitarnym i wynik głosowania powszechnego rozumie każdy. W 2015 r. Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim przewagą 0,52 mln głosów. Gdyby jednak zabawić się w przetworzenie wyników na modłę amerykańską, województwo uznać za stan i przyznać zwycięzcy głosy elektorskie (czyli sumę liczby miejscowych posłów i senatorów), to w 560-osobowym kolegium Duda… przegrałby 263:297. Generalny wniosek z tych rachunków — niech każdy trzyma się swojej ordynacji i podwórka, poparcie zza oceanu to para ulatująca w gwizdek.