Wzajemne usługi wyborcze

opublikowano: 23-06-2020, 22:00

Bez względu na poglądy i zamiar postawienia krzyżyka w niedzielę –większość elektoratu już zdecydowała, na kogo zagłosuje — chyba nikt w Polsce nie ma wątpliwości, że wizyta Andrzeja Dudy u Donalda Trumpa realizuje cel zapisany w tytule.

Ze względu na horyzont czasowy usługobiorcą jest głównie urzędujący prezydent RP, dla lokatora Białego Domu godzina próby nadejdzie we wtorek 3 listopada, ale on również zechce skonsumować spotkanie w kampanii. Obóz tzw. dobrej zmiany usiłuje odciągnąć Polaków od kojarzenia wizyty 24 czerwca z głosowaniem 28 czerwca, co obraża inteligencję posiadacza IQ na średnim poziomie.

W USA decyduje nie suma głosów, lecz wyniki ze stanów przełożone na głosy elektorskie.
Fot. Bloomberg

Praktyczne następstwa środowej rozmowy dla Polski to odrębny wątek. Na analizę przyjdzie czas po wyborach, i to dokonanych w obu państwach. Stabilizacja kadrowa lub jej zerwanie mają istotny wpływ na losy najróżniejszych inicjatyw, o czym przekonywaliśmy się również w relacjach polsko-amerykańskich. Na szczęście zaliczenie nas do Visa Waiver Program (VWP) wydaje się niewzruszalne. Notabene w tej sprawie ogromne znaczenie miała prezydencka pieczęć polityczna, ale w praktyce zniesienie wiz to dzieło ambasador Georgette Mosbacher, która zmieniła mentalność konsulów w Warszawie i Krakowie.

Paradoksem spotkania prezydentów w kontekście ich walki o reelekcję jest odmienność procedury wyborczej. Obaj usługodawcy powinni wzajemnie powitać się jednobrzmiącym zdaniem: „Ty masz fart, że u was nie obowiązuje nasza ordynacja, bo w ogóle byś tu nie stał!”. Po zsumowaniu w 2016 r. głosów wyborców Donald Trump okazał się przecież gorszy od Hillary Clinton aż o 2,87 mln! W państwie federalnym obowiązuje jednak pośredni system stanowy, w 538-osobowym kolegium elektorskim Trump wygrał 304:227, przy 7 głosach na innych kandydatów. Ten konstytucyjny anachronizm próbowano przez dwa wieki zmienić aż 700 razy, ale bezskutecznie. Polska jest zaś państwem unitarnym i wynik głosowania powszechnego rozumie każdy. W 2015 r. Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim przewagą 0,52 mln głosów. Gdyby jednak zabawić się w przetworzenie wyników na modłę amerykańską, województwo uznać za stan i przyznać zwycięzcy głosy elektorskie (czyli sumę liczby miejscowych posłów i senatorów), to w 560-osobowym kolegium Duda… przegrałby 263:297. Generalny wniosek z tych rachunków — niech każdy trzyma się swojej ordynacji i podwórka, poparcie zza oceanu to para ulatująca w gwizdek.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Jacek Zalewski

Polecane