Zaczyna się gra o frankowe kredyty

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2015-03-12 00:00

Na stole leżą dwie propozycje rozminowania portfela frankowego. Teraz na argumenty licytują się banki i regulator

Bankowcy zmieścili się w terminie — do 11 marca wyznaczonym przez nadzór i na dorocznym Forum Bankowym pokazali ogólny zarys propozycji, jak rozwiązać problem frankowców, choć jest to tylko ułamek tego, co szczegółowo opisaliśmy w środę w „Pulsie Biznesu”. Zamysł jest taki, żeby stworzyć dwa wehikuły: Fundusz Wsparcia Restrukturyzacji Kredytów Hipotecznych (FWRKH) dla wszystkich posiadaczy kredytów mieszkaniowych, którzy z przyczyn niezależnych mają problem z regulowaniem rat oraz Sektorowy Fundusz Stabilizacyjny (SFS).

Tu krąg beneficjentów zawężony jest do frankowców z zarobkami poniżej średniej krajowej, a i sposób działania jest bardziej skomplikowany. Kredytobiorca spisuje aneks z bankiem i zabezpiecza się przed skokami kursu franka. Kiedy przekroczy on określony „stresowy” poziom, bank dopłaci (np. 1 zł, 1,25 zł do franka) do raty.

Ale coś za coś. Jeśli kurs spadnie poniżej określonego poziomu (np. 5, 10, 20 proc.), wtedy dłużnik zobowiązuje się przewalutować kredyt na złote. Z roboczych scenariuszy, wypracowanych przez bankowców, jakie opublikowaliśmy w środę, wynika, że po przewalutowaniu rata będzie wyższa.

Pieniądze na FWRKH pochodziłyby w większości z banków, reszta z kieszeni podatnika, np. z programu MdM. Na SFS jedną trzecią wpłaciłyby banki, jedna trzecia to część składki na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, jedna trzecia z NBP. Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że poziom dofinansowania SFS zależy od przyjętego kursu „stresowego” i od kwoty dofinansowania na każdego franka. Na wykresie obok przedstawiliśmy dwa rozważane scenariusze: w pierwszym dopłatą w wysokości 1 zł na 1 CHF objęci zostają wszyscy frankowcy.

Wtedy maksymalna wartość dopłaty wyniesie 42 mld zł. Gdyby dopłaty miały trafić tylko do najmniej zamożnych kredytobiorców (co piąty klient), wtedy maksymalna wartość dopłat wyniosłaby 2,1-4,2 mld zł. Zespół przeprowadził też symulację wielkości dopłat i składek do funduszu przy założeniu, że kurs „stresowy” wynosi 4,25 zł, a dopłata 1,25 zł na franka.

Wtedy pomoc dla wszystkich frankowców kosztowałaby maksymalnie 52 mld zł, a składki na fundusz 16 mld zł. W scenariuszu z pomocą ograniczoną do 20 proc. kredytobiorców budżet funduszu musiałby mieć wartość 0, 8-1,6 mld zł. Symulacje mają charakter poglądowy. Gotowe rozwiązania będą gotowe do końca maja. Obecny podczas bankowego forum Mateusz Szczurek, minister finansów, nie chciał komentować propozycji banków.

Andrzej Raczko, wiceprezes NBP, powiedział, że bank centralny nie może subsydiować żadnych funduszy. Bardzo krytycznie o wynikach prac zespołu roboczego wypowiedziała się KNF, stwierdzając, że w każdym przypadku na propozycjach skorzystają na nich banki, ograniczając swoje ryzyko, klient zyska doraźną ulgę, ale ostatecznie jego ryzyko rośnie, natomiast straci budżet, bo docelowo może ponieść najwyższe koszty. Andrzej Jakubiak, szef KNF, podczas Forum Bankowego zachwalał natomiast pomysł na rozwiązanie problemu frankowego przedstawione w lutym przez nadzór.

„Skorzystanie z propozycji 10-30 proc. kredytobiorców należałoby uznać za sukces” — stwierdza nadzorca. Bankowcy wyliczyli, że gdyby na zasadach wymyślonych przez KNF przewalutować 20 proc. klientów, odpisy w sektorze wyniosłyby 7,5 mld zł przy jednoczesnym uwolnieniu 1,8 mld zł kapitałów. Konsekwencją byłby szacowany spadek wolumenu kredytów w gospodarce w długim okresie o 7,3 proc. względem scenariusza bez przewalutowania.