Od silnej przeceny rozpoczęły wczoraj pracę giełdy paliwowe. We wtorek inwestorzy uwierzyli, że wojna na Bliskim Wschodzie potrwa krótko i nie zakłóci dostaw paliw. To wystarczyło, by już przed południem ceny ropy na londyńskiej giełdzie spadły o 10 proc. Baryłka ropy Brent w dostawach na maj staniała o 3,08 USD do 26,40 USD. Jednak po południu notowania tego surowca częściowo odrobiły straty, a momentami ceny ropy dochodziły nawet do poziomu 29 USD za baryłkę.
Za poranną przeceną przemawiały zapewnienia potentatów rynku paliwowego. Przedstawiciele Arabii Saudyjskiej oświadczyli, że kraje OPEC uzupełnią ewentualne braki ropy, spowodowane atakiem Stanów Zjednoczonych na Irak. W tym kontekście ważne wydają się też deklaracje ministra energetyki USA — Amerykanie nie wykluczają wykorzystania swoich strategicznych rezerw ropy wynoszących 600 mln baryłek. Taka ilość odpowiada amerykańskiemu importowi z Bliskiego Wschodu przez 272 dni. W tej sytuacji kłopotliwy dla rynku może być jedynie przeciągający się konflikt na Bliskim Wschodzie.