Główny indeks nowojorskiej giełdy, S&P500, ponownie śrubuje rekordy, a od początku lipca nie zakończył ani jednej sesji zmianą większą niż 2 proc. (w czerwcu ten próg przekroczył cztery razy). Sielanka może być jednak ciszą przed burzą. Traderzy szykują się na zawirowania związane z listopadowymi wyborami prezydenckimi za oceanem.

Zmiana lokatora Białego Domu oznaczałaby zwrot w zasadniczych elementach polityki gospodarczej USA, począwszy od relacji handlowych przez poziom regulacji aż po wysokość podatków. Zdaniem komentatorów zwycięstwo demokraty Joe Bidena oznaczałoby wycofanie się z części wprowadzonych przez obecną administrację obniżek podatków. Paliwa do dalszych zwyżek cen amerykańskich akcji byłoby więc mniej. Niekorzystne dla wycen spółek z nowojorskiej giełdy byłoby też zaostrzenie regulacji m.in. w branżach technologicznej i biomedycznej.
Z drugiej strony zmiana w Białym Domu prawdopodobnie oznaczałaby złagodzenie napięć handlowych na świecie, a to wsparłoby koniunkturę na rynkach akcji poza USA. Według średniej z sondaży Donald Trump przegrywa z Joe Bidenem aż o 7 punktów procentowych. Traci też w większości stanów, które są decydujące dla końcowego wyniku wyborów. Jednak zdaniem komentatorów odczyty sondażowego poparcia dla urzędującego prezydenta mogą być niedoszacowane, a to oznaczałoby, że wynik wyborów wciąż jest daleki od rozstrzygnięcia. Rynki wciąż dają Trumpowi ponad 40 proc. szans na reelekcję.
Większa niepewność
Na silniejszy niż podczas wyborów w 2012 i 2016 r. wzrost zmienności cen w listopadzie inwestorzy szykowali się już na początku roku. Jednak wszelkie przewidywania dodatkowo skomplikował wybuch pandemii COVID-19. Epidemia szczególnie mocno dotknęła USA, wpychając największą gospodarkę świata w recesję. Nasilenie niepokojów społecznych i sprzeciw Trumpa wobec korespondencyjnego trybu głosowania sprawia, że inwestorzy poważnie biorą pod uwagę scenariusz spornego wyniku i długiej batalii o jego rozstrzygnięcie.
Według obliczeń Justina Levitta, profesora prawa Loyola Marymount University, już teraz liczba spraw, które w związku z wyborami trafiły do sądów, sięga 154, a w kolejnych tygodniach liczba ta będzie tylko rosła. Ponadprzeciętnego skoku zmienności w okresie okołowyborczym solidarnie spodziewają się traderzy z rynków wszystkich najważniejszychaktywów. Notowania opcji walutowych uwzględniają największy w ostatnich dwóch dekadach skok zmienności kursu jena do dolara. To oznacza, że w okolicach daty wyborów inwestorzy spodziewają się znacznych wahań popytu na aktywa typu „bezpieczne schronienia”. Za takie właśnie uważana jest japońska waluta.
Spokojniej już było
Te obserwacje nie muszą jednak oznaczać, że w grę wchodzi krach lub gwałtowne przyspieszenie zwyżek cen aktywów powiązanych z koniunkturą. Od marcowych zawirowań oczekiwania co do zmienności bardzo spadły, a więc nawet ich ponowny wzrost mógłby po prostu przełożyć się na ruch dostosowujący ceny poszczególnych aktywów do powyborczej rzeczywistości.
Według Williama Marshalla, stratega banku Goldman Sachs, na jednorazowym skoku zmienności może się nie skończyć. Wyborcze szanse Bidena są większe, a w ostatnich 50 latach zmiana partii kontrolującej Biały Dom oznaczała trwały wzrost rzeczywistej zmienności w kolejnych miesiącach. Z najbardziej niespokojnym rynkiem inwestorzy będą mieć do czynienia, jeśli wygra Biden i jednocześnie demokraciprzejmą większość w obu izbach Kongresu, ocenia specjalista w nocie do klientów.
„Całość oczekiwanego wzrostu zmienności przypada na dzień wyborów i kolejny tydzień. To oznacza, że rynek może nie doceniać prawdopodobieństwa utrzymującego się dłużej wzrostu zmienności, związanego z ewentualnym zwycięstwem Joe Bidena” — zauważa strateg Goldmana Sachsa.
Tymczasem Stuart Kaiser z banku UBS roztacza mało zachęcającą wizję wyborczego pata. Zdaniem szefa analiz rynków instrumentów pochodnych wynik będzie tak bliski remisu, że na ostateczne rozstrzygnięcie przez sądy będzie trzeba czekać nawet ponad miesiąc. Silne wahania notowań na rynkach mogłyby się utrzymać nawet do połowy grudnia, ocenia specjalista.