Zaprzyjaźnić się ze stresem. Jak sportowcy radzą sobie z presją

Krzysztof Girgiel, współpraca JK
opublikowano: 2021-05-07 13:59
zaktualizowano: 2021-05-07 14:08

Skok na nartach trwa kilka sekund. Bieg sprinterski to najwyżej kilkadziesiąt sekund. Kierowcę wyścigowego czy pięściarza oglądamy przez 30–40 minut. Każdy z tych występów poprzedzają tysiące godzin treningów i działań pod ciągłą presją. Zawodowi sportowcy muszą przygotować do wysiłku nie tylko ciało, ale też głowę i w tej dziedzinie mogą być inspiracją dla innych.

„Chce mi się płakać i nie mam pojęcia dlaczego. Czuję się dobrze. Cieszę się, że tu jestem i że mamy puchar na wyciągnięcie ręki. Nie wiem, co się dzieje. Możemy porozmawiać?” – takie słowa słyszał od zawodników Ryan Hamilton, psycholog Tampa Bay Lightning, obecnych mistrzów hokejowej ligi NHL.

Działo się to na finiszu najdziwniejszego sezonu w historii NHL. Najpierw przerwanego z powodu pandemii, potem wznowionego w ścisłym reżimie sanitarnym. Drużyny zostały zamknięte w dwóch „bańkach” – w Toronto i Edmonton, a ekipy, które dotarły do finału, przez ponad dwa miesiące dzieliły swój czas niemal wyłącznie między pustą halę (kibice nie mieli wstępu) a hotel. W takich warunkach zadbanie o komfort psychiczny i motywację było wyzwaniem większym niż zachowanie fizycznej formy.

Wyznania zawodników, którzy otwarcie mówili o trudnych chwilach w zamknięciu, poczuciu wyobcowania czy tęsknocie i lękach o bliskich, przez wielu kibiców przyjmowane były z dużym zaskoczeniem, a nawet niedowierzaniem. A to dlatego, że hokej to ekstremalny przykład tego, jak postrzegamy sportowców – jako ludzi mających cudowne życie, spełniających marzenia, cieszących się sławą i dużymi pieniędzmi.

W przypadku graczy NHL trzeba to jeszcze przemnożyć przez kult siły i niezłomności. Mówimy w końcu o zawodnikach uchodzących za największych twardzieli, używających podczas meczu pięści, często grających z poważnymi kontuzjami, nawet takimi jak zerwane więzadła czy złamane żebra w pakiecie z przebitym płucem. Łatwo uwierzyć, że presja czy stres to dla nich pojęcia abstrakcyjne. Kwestie mentalne dziś są dla zawodowych sportowców kluczowe, ale długo były pomijane.

Nowe standardy

– Kiedy grałem, mało kto przykładał wagę do stresu. Po prostu miałeś wyjść i grać – mówi Jerzy Binkowski, 205-krotny reprezentant Polski w koszykówce w latach 1977–1991.

– W klubie nie było psychologów, specjalista był za to na zgrupowaniach kadry, ale tam jego rola ograniczała się do tego, by powiedział trenerowi, komu w decydującym momencie ręka nie zadrży. Początkowo nie myślałem o stresie. Z czasem docierało do mnie więcej, ale z hejtem mierzyłem się albo w trakcie meczów, gdy ktoś na trybunach coś krzyknął, albo gdy obsmarował mnie jakiś dziennikarz. Dziś zawodnicy mają zdecydowanie trudniej i potrzebują większego wsparcia, bo media społecznościowe są poważnym źródłem stresu. Trzeba zachowywać względem nich odpowiedni dystans. Aż strach pomyśleć, jaką presję musi czuć np. Robert Lewandowski, na którego spada potężna krytyka, gdy tylko zmarnuje jedną czy drugą okazję. Dlatego też tak ważna jest rola psychologa – podkreśla.

Współpraca z trenerami mentalnymi w zawodowym sporcie jest już standardem na poziomie indywidualnym i klubowym. O ile na początku tego stulecia łączenie przełomu i sukcesów Adama Małysza z zatrudnieniem fizjoterapeuty i psychologa było ciekawostką, o tyle dziś nikt już nie ma wątpliwości, jak wielką rolę w sukcesach Igi Świątek odgrywa psycholożka Daria Abramowicz. Najlepsi zatrudniają całe sztaby osób odpowiedzialnych za poszczególne sfery życia: psychologów, dietetyków, trenerów snu, którzy dbają o jak najlepszą regenerację sportowców. Pomagają wybrać odpowiedni materac i oświetlenie, aranżują sypialnię, wyrzucając z pokoju nieodpowiednie meble i przedmioty, szukają właściwego, harmonijnego rytmu. Brzmi dziwacznie? Jeśli działasz w branży, w której często decydują milimetry czy sekundy, to musisz zadbać o każdy detal. Dla sportowców, często podróżujących, wpadających w różne strefy czasowe, umiejętność regeneracji to podstawa.

Zmuszać mózg do wysiłku

Jak przez lata zmieniło się podejście do treningu, wie też Paweł Szkopek. Najbardziej doświadczony i utytułowany polski motocyklista zaczynał karierę w czasach, gdy przygotowanie mentalne było jeszcze sferą zaniedbywaną.

– Na początku kariery najtrudniejsze było to, że ze wszystkim często musiałem sobie radzić sam – mówi zawodnik startujący w tym roku w mistrzostwach świata.

– W 2007 i 2008 roku praca z psychologiem pozwoliła mi zrozumieć, jak ważne są poukładanie wszystkiego w głowie, spokój i pozytywne nastawienie. Staram się działać według schematów, żeby każdy dzień wyścigowy wyglądał możliwie tak samo. To daje mi spokój, pozwala się skoncentrować i rozluźnić – dodaje.

W wyścigach motocyklowych trzeba panować nad swoim ciałem i nad maszyną. Decyzje podejmowane są błyskawicznie, bo bywa, że wyścigi odbywają się w ekstremalnych warunkach – temperatury przekraczające 40 stopni i wilgotność na poziomie 80–90 proc. – i przy prędkościach grubo przekraczających 200 km/h. Serce bije z prędkością 160–170 uderzeń na minutę, a mózg przetwarza miliony informacji w ułamku sekundy. Bez opanowania stresu i zrozumienia procesów, które zachodzą w organizmie, nie sposób w tych warunkach przetrwać wyścigu trwającego zwykle kilkadziesiąt minut. Dlatego Szkopek sięga po różne metody treningu, które mają przygotować do wysiłku nie tylko ciało, ale też głowę.

– Każdy rodzaj zmuszania mózgu do wysiłku jest dobry, dlatego włączyliśmy do treningu techniki psychosomatyczne. Pracuję nad koncentracją i równowagą, wykonuję ćwiczenia z przedmiotami, ćwiczenia na spostrzegawczość i na pole widzenia. Wszystko po to, by w tej samej jednostce czasu móc wykonać zdecydowanie więcej zadań – mówi motocyklista.

Metod jest wiele. Ryan Hamilton przekonał hokeistów Tampa Bay m.in. do medytacji i ćwiczeń oddechowych, które dla wielu zawodników stały się rutyną. Jednym zawodnikom pomagał radzić sobie z presją, innych uczył utrzymywać odpowiedni poziom mobilizacji. Ciekawym przypadkiem jest tu bramkarz Andriej Wasilewski, swego czasu gorzej spisujący się w meczach ze słabszymi rywalami. Dzięki pracy z psychologiem nauczył się zachowywać koncentrację w sytuacji mniejszej presji ze strony rywala.

Zaprzyjaźnić się ze stresem

Stres może dopadać sportowców w różnych momentach i zwykle jest postrzegany jako czynnik przeszkadzający w osiąganiu celów. Doświadczeni zawodnicy z czasem odkrywają jednak, że z tym wrogiem można się zaprzyjaźnić i wykorzystać go do realizacji swoich celów.

– Miałem w życiu moment, w którym próbowałem całkowicie wyzbyć się stresu. Jako młodzieżowiec starałem się za wszelką cenę nie myśleć o znaczeniu zawodów i w konsekwencji przestało mi zależeć. Bieganie nadal było moją pasją, ale z powodu mojego wyboru wygasł ogień, który mnie napędzał. Musiałem od nowa nauczyć się stresować. Wróciłem do korzeni, trafiłem na dobrą metodę i dziś, już jako doświadczony zawodnik, wiem, jak sobie z tym radzić. Wiem też, że moment, w którym przestanę się stresować, będzie dla mnie jednoznaczny z momentem, w którym zakończy się moja sportowa kariera. Matka natura wyposażyła nas w stres po to, by nam pomagał. Tylko trzeba go odpowiednio wykorzystać – mówi Adam Kszczot, wielokrotny medalista mistrzostw świata i Europy w biegu na 800 m.

Podobnie na swoje doświadczenia ze stresem patrzy Maciej Miszkiń, były pięściarz, obecnie trener i komentator.

– Próg tolerancji stresu można podnieść, ale nigdy się go nie pozbędziemy. Pamiętam, że gdy zaczynałem karierę, czułem napięcie tydzień przed walką. Z doświadczeniem to się zmieniało, bo czułem stres podczas ważenia lub np. godzinę przed walką. Ale to kwestia indywidualna. Dla mnie tracenie poczucia stresu, które przyszło pod koniec zawodniczej kariery, było niebezpieczne, bo człowiek pod wpływem stresu i adrenaliny szybciej reaguje, szybciej myśli, mniej czuje ból i jest się w stanie lepiej zmobilizować. Dla mnie był on czymś napędzającym do działania – podkreśla zawodnik mający na koncie 22 zawodowe walki.

Bez drogi ucieczki

Sportowcy są przyzwyczajeni do dużej presji, oczekiwań i niestandardowych warunków pracy. Znaczną część roku spędzają poza domem, często w wąskim gronie kolegów z drużyny i sztabu szkoleniowego. Jednak na to, co wydarzyło się w 2020 r., trudno było się przygotować. Z powodu pandemii niemal wszystkie rozgrywki zostały wstrzymane na kilka lub kilkanaście tygodni, a dostęp do obiektów sportowych był bardzo ograniczony. Do tego doszedł strach o zdrowie własne i bliskich, niepewność dotycząca nie tylko powrotu do gry, ale też np. kwestii finansowych.

Gdy już wznowiono rywalizację, wszystko odbywało się za zamkniętymi bramami stadionów, bez kibiców. W wielu przypadkach potrzebna była zmiana formatu rozgrywek. W przypadku kilku dużych lig, m.in. koszykarskiej NBA czy hokejowej NHL, drużyny zostały skoszarowane w jednym mieście, a zawodnicy poruszali się tylko w obrębie hotelu i hali, kompletnie odizolowani od świata zewnętrznego.

– Było naprawdę ciężko. Najgorsze były dni pomiędzy meczami, gdy siadałeś w pokoju i zastanawiałeś się, co się dzieje w domu, że nie widzisz swoich dzieci i tracisz te wszystkie wyjątkowe momenty. Czujesz się wtedy bezsilny – mówił w The Athletic Kevin Shattenkirk, obrońca Lightning.

Menedżer klubu Julien Brisebois położył ogromny nacisk na mentalną stronę wyzwania. Zawodnikom dostarczano ulubione gry planszowe, książki, filmy i przekąski. Hokeistom z Czech podrzucano nawet ich rodzime piwa. W każdym pokoju stanęła cyfrowa ramka, aktualizowana o nowe zdjęcia najbliższych. Po każdej wygranej rundzie rodziny wysyłały zawodnikom prezenty, nagrywały też filmy oglądane w gronie drużyny po treningach. Wszystko po to, by poczuć chociaż namiastkę bliskości.

– Ci goście przeżywali emocje w niespotykany wcześniej sposób. Przez ponad dwa miesiące zmagali się z chronicznym stresem, nie mając żadnej drogi ucieczki ani szansy na zredukowanie napięcia – mówi Hamilton, który jeszcze w trakcie przerwy w rozgrywkach wysyłał zawodnikom cotygodniowe newslettery z poradami i rekomendacje książek, które mogą pomóc w utrzymaniu mentalnej formy.

Wiele procesów i technik sprawdzanych przez sportowców można przełożyć na inne profesje. To jeden z powodów, dlaczego zawodowi atleci odnajdują się później w innych rolach, także biznesowych. Maciej Miszkiń został trenerem, Adam Kszczot jako wciąż aktywny biegacz prowadzi również wykłady motywacyjne, dzieląc się wiedzą na temat technik relaksacyjnych i wspomagających koncentrację, a Paweł Szkopek łączy starty w mistrzostwach świata z rolą mentora dla młodych zawodników, opiekując się m.in. 12-letnim Dawidem Nowakiem.

Nie tylko sport

– Aby poradzić sobie ze stresem, kluczem jest praca długo przed sytuacją stresową. Musisz być gotowy na to, co może się wydarzyć. To dotyczy wszystkich działań w życiu. Tak jak przygotowujesz się do rozmowy o pracę, by być gotowy na kluczowe pytania, tak samo szykujesz się do walki. Podczas treningów czy sparingów wizualizujesz sobie walkę i przygotowujesz się na to, co może cię czekać – podkreśla Maciej Miszkiń.

Na uniwersalny charakter treningu mentalnego zwraca też uwagę Adam Kszczot.

– W biznesie mówi się o zarządzaniu stresem, w sporcie o tym, że trzeba sobie z nim radzić, ale można to odnieść do każdego aspektu życia. Jeśli stres pojawia się przy dowolnej czynności, należy odbierać to za sygnał, że zależy nam na tej rzeczy. Kluczem jest odpowiednie zarządzanie stresem. Psychologowie mówią o tzw. entry point, czyli punkcie, w którym u rozmówcy pojawia się błysk w oku i zaczyna się wewnętrzna zmiana. Jego odnalezienie nie jest łatwe, ale gdy się uda, wszystko staje się prostsze, tylko wymaga długiej konsekwentnej pracy. W sporcie, biznesie i każdej innej działalności funkcjonuje prosta zasada: tam, gdzie pojawia się stres, tam pojawia się sito, przez które na najwyższy poziom przechodzą wyłącznie ci, którzy poza profesjonalnymi umiejętnościami potrafią też radzić sobie ze stresem – podkreśla wicemistrz świata z 2017 r.

W czym jeszcze sportowcy mogą być inspiracją dla innych? Nie trzeba od razu zatrudniać sztabu ludzi ani przemeblowywać sypialni. Warto zacząć od sprecyzowania swoich celów i pozwolenia sobie na potknięcia w ich realizacji.

– W ramach współpracy z partnerami często rozmawiam z ich kadrami menedżerskimi o tym, jak się motywować i jak budować zespoły. Sportowcy wiedzą, że nie mogą oczekiwać efektów po krótkotrwałym wysiłku. Wiemy, że kropla drąży skałę i jeśli będziemy działać odpowiednio długo, to dojdziemy do zamierzonego celu. Każda porażka czy przykra sytuacja może nas rozwijać i my doskonale to rozumiemy. Uczymy się na błędach. One nas nie zniechęcają, tylko sprawiają, że jesteśmy coraz lepsi – podsumowuje Paweł Szkopek.

OKIEM EKSPERTA
Czego możemy się nauczyć od sportowców?
Katarzyna Selwant, psycholog sportowy
Czego możemy się nauczyć od sportowców?

Sportowcy są przede wszystkim wzorcami wytrwałości. Są doskonałym dowodem na to, żeby osiągnąć sukces, trzeba długo i wytrwale pracować. Nauka wygrywania wymaga czasu i samozaparcia. Zbieranie doświadczeń nie jest łatwym procesem. By pojawiły się łzy radości, zazwyczaj muszą się pojawić też wcześniej łzy rozczarowania. Kluczowa jest również cierpliwość. Jeżeli weźmiemy pod uwagę sporty olimpijskie, tam na najważniejszą imprezę czeka się aż cztery lata. To wymaga wewnętrznej motywacji. Jeśli zawodnika motywują wyłącznie pieniądze czy puchary, to długo nie wytrzyma na topie. Powtarzanie sukcesu jest w sporcie najtrudniejsze, ale i najważniejsze. Sportowcy w wielu przypadkach potrzebują dawki pozytywnego stresu i adrenaliny do wygrywania, bo to ich stymuluje. Bardzo ważne jest zatem utrzymanie pasji i wewnętrznego ognia napędzającego do działania zarówno ciało, jak i umysł.

Jeden ze sportowców, z którymi współpracuję, powiedział mi, że „w chwili, gdy kończą się jedne zawody, rozpoczynają się przygotowania do kolejnych”. To coś, co może różnić „normalnych” ludzi i sportowców, bo akurat w tym zawodzie systematyczność to klucz. W wielu dyscyplinach sportu żyjemy w dwóch prędkościach. Jedna to czteroletni cykl olimpijski, dający teoretycznie dużo czasu na przygotowania do upragnionego sukcesu. Druga to sam mecz czy wyścig, w którym setne sekundy mogą decydować o tym, czy zdobędziesz medal, czy nie. Kiedyś próbowano z lekceważeniem mówić, że „a bo Adam Małysz, by wygrać, potrzebuje przez dziesięć sekund lecieć na nartach”. Trudno się bardziej mylić, bo okres w powietrzu jest tylko zwieńczeniem lat ciężkich przygotowań, których nikt nie widzi.

Rozwój mentalny i rozwój fizyczny powinny iść ze sobą w parze. Naukowcy zwracają uwagę, że jeśli chcemy się efektywniej uczyć, to bardzo ważne jest uprawianie sportu, nawet w umiarkowanej postaci. To pomaga nam lepiej radzić sobie z emocjami. Przykładów nie trzeba daleko szukać: najlepsi szachiści są w świetnej formie fizycznej, bo wiedzą, że dzięki temu mają świeższy umysł.