Szefowie upadłej spółki stoczniowej uważają, że syndyk uszczuplił wartość jej majątku o 200 mln zł. Chcą zablokować jego sprzedaż.
Walka o kształt polskiego przemysłu stoczniowego wkroczyła w nową fazę. Zarząd Stoczni Szczecińskiej Porta Holding (SSPH) poskarżył się na działania syndyka spółki.
— Złożyliśmy doniesienie do Prokuratury Krajowej — mówi Krzysztof Piotrowski, prezes SSPH.
To nie są banany
Zarząd ma liczne zastrzeżenia do pracy syndyka.
— Syndyk rozpoczął sprzedaż majątku bez jego inwentaryzacji i bez sporządzenia bilansu, co można uczynić tylko kiedy sprzedawany towar może łatwo ulec zniszczeniu. Statki szybko się nie psują — to nie banany. Syndyk niewłaściwie zabezpieczył majątek holdingu, co spowodowało jego ubytek. Zmienił władze w spółkach zależnych, a nowe zarządy wyprzedawały ich majątek — wylicza Grzegorz Huszcz, wiceprezes SSPH.
Przypomina również, że syndyk zgodził się na przekazanie części produkcji w toku, czyli statków do Stoczni Szczecińskiej Nowa (SSN). Dzięki temu banki otrzymały swoje należności.
— Dlaczego syndyk, nie mając inwentaryzacji wierzycieli, pozwolił, by jedni odzyskali zaangażowane środki, a inni nie? Jakie miał podstawy, by uprzywilejować jednych wierzycieli, a innych pominąć — pyta wiceprezes Huszcz.
Nie udało nam się wczoraj porozmawiać z syndykiem na temat tych zarzutów. Grzegorz Huszcz szacuje, że majątek został uszczuplony o 200 mln zł.
Przyśpieszona transakcja
Wiele jednak wskazuje na to, że wątpliwości zarządu SSPH nie zniechęciły syndyka, a wręcz zmotywowały do szybkiej sprzedaży majątku Porty Holding i jej spółki Stoczni Szczecińskiej. Przez ponad rok syndyk, nowa stocznia i jej właściciel, czyli Agencja Rozwoju Przemysłu, nie mogli porozumieć się w sprawie sprzedaży majątku. Dziś mają uzgodnić warunki transakcji. Na jakich zasadach? Dotychczas rozbieżności w wycenie majątku były ogromne. Syndyk szacował jego wartość na 300 mln zł, a przedstawiciele SSN byli gotowi zapłacić nieco ponad 100 mln zł.