Latem doszło do gigantycznej katastrofy ekologicznej na Odrze i jej dopływach. Wstępne ustalenia potwierdziły wysokie zasolenie i związany w tym zakwit złotych alg, co doprowadziło do śnięcia ryb i zabicia innych organizmów wodnych. Mimo analiz nie udało się jednak w pełni zgłębić przyczyn ani rozwiązać czy złagodzić problemu. Wręcz przeciwnie — w niektórych rejonach jest on nadal dotkliwy.
Zasolenie Odry wciąż jest powyżej normy, a w dopływach wręcz bije rekordy. Według ostatnich danych, czyli stanu na 14 listopada, w punkcie Kłodnica Gliwice na przykład, na wysokości mariny, przekracza 8 tys. µS/cm. To mikrosiemensy określające przewodnictwo elektrolityczne. Norma sięga do 850 µS/cm, czyli poziom zasolenia jest niemal dziesięć razy wyższy niż dopuszczalny. Dla porównania: 12 sierpnia tego roku, kiedy po wykryciu katastrofy ekologicznej na Odrze, jej dopływach i na Kanale Gliwickim zostały opublikowane pierwsze dane dla punktu Kłodnica Gliwice, zasolenie wynosiło 7,2 tys. µS/cm. W kolejnych dniach także znacznie przekraczało normę, ale nawet nie zbliżało do obecnego poziomu. 10 września sięgało „tylko” 2,99 tys. µS/cm.
— Bieżące dane wyglądają niepokojąco. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku zorganizujemy kolejne spotkanie Komisji Bezpieczeństwa i Ochrony Środowiska (KBiOŚ), z udziałem przedstawicieli Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska (WIOŚ), by poznać przyczyny — mówi Adam Michczyński, radny Gliwic z ramienia Prawa i Sprawiedliwości oraz przewodniczący KBiOŚ.
Jedno spotkanie odbyło się w sierpniu, ale nie wyjaśniono na nim przyczyny dotychczasowych problemów ekologicznych.
W innych punktach zasolenie też jest wysokie, ale nie takie jak w rejonie Kłodnicy. W punkcie Gliwice Marina sięga 6,6 tys. µS/cm, a w punkcie Kanał Gliwicki, Pyskowice, ul. Piaskowa, prawie 5,6 tys. µS/cm. We wrześniu nawet przy niższych wartościach zasolenia — powodujących wówczas zakwit złotych alg i śnięcie ryb — wojewodowie śląski i opolski wydali zakaz korzystania z wód kanału. Teraz nie odpowiedzieli na pytania PB, czy widzą potrzebę podjęcia takiej decyzji.
Analizowanie sytuacji w Kanale Gliwickim i dopływach Odry jest ważne, bo z dotychczasowych informacji wynika, że to w tym regionie było źródło letniej ekokatastrofy.
Słone wody pochodzą na przykład z kopalni
Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ) upatruje źródeł wysokiego zasolenia np. w zrzucie zasolonych wód z kopalni.
— Kłodnica jest odbiorcą wód dołowych pochodzących z kopalń węgla kamiennego zlokalizowanych w obrębie rzeki i jej dopływów. Wody dołowe charakteryzują się dużą zmiennością składu chemicznego, co wpływa na poziom parametrów w próbach wody pobieranych w tym punkcie. WIOŚ w Katowicach prowadzi działania kontrolne w podmiotach gospodarczych działających w zlewni rzeki Odry, wśród których są również kopalnie — informuje Michał Nurzyński, odpowiadający za kontakty GIOŚ z prasą.

O wpływie zrzutu wód z kopalń węgla kamiennego na całe dorzecze Odry przedstawiciele branży chemicznej i KGHM Polska Miedź mówią od dawna, podkreślając, że już na wysokości ich zakładów wody są tak zasolone, że przekraczają normy. Wnioskowali nawet o ich podwyższenie. Warto podkreślić, że zasolone wody zrzucają nie tylko czynne zakłady. Muszą to także robić kopalnie wygaszone, by nie zalać działających. W rejonie Kłodnicy wody dołowe zrzuca np. zarządzająca nieczynnymi zakładami Spółka Restrukturyzacji Kopalń (SRK).
— Wody kopalniane odprowadzane przez pompownię badane są regularnie pod względem fizykochemicznym w zakresie wskazanym w pozwoleniu wodnoprawnym wydanym przez Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie. Ściśle określa ono zakres, częstotliwość i ogólne warunki badania wody — informuje Mariusz Tomalik, p.o. rzecznika prasowego SRK.
Zapewnia, że wartości wskazane w pozwoleniu nie są przekroczone, a wody są bakteriologicznie czyste.
— Wodę badamy przed i za miejscem zrzutu do Kłodnicy, natomiast jakość wód pompowanych z kopalń badamy na wylocie z szybu drugiego PG Gliwice. Trafiają one do kolektora, którego długość od pompowni do wylotu do Kłodnicy przekracza 1,5 km. Na tym odcinku znajduje się 26 studzienek z odgałęzieniami. Właścicielem odcinka o długości około 411 m jest miasto Gliwice, którego zrzut wód do Kłodnicy odbywa się w bezpośrednim sąsiedztwie PG Gliwice. Nie dysponujemy dokumentacją pozwalającą określić, kto jest do tych studzienek podłączony, skąd pochodzą odprowadzane tam ścieki czy wody deszczowe — dodaje Mariusz Tomalik.
Podkreśla, że pompownia Gliwice odprowadza wodę z dawnej kopalni Gliwice, chroniąc przed zalaniem kopalnię Sośnica. Centralny Zakład Odwadniania Kopalń SRK, utrzymując odwadnianie zlikwidowanych zakładów z wykorzystaniem pompowni stacjonarnych i głębinowych, nie ma żadnego wpływu na skład chemiczny pompowanych wód ani na ich ilość zmieniającą się np. w następstwie opadów atmosferycznych.
— Sumaryczna zawartość pierwiastków i związków chemicznych rozpuszczonych w wodzie odprowadzanej z pompowni Gliwice kwalifikuje je — według rozporządzenia w sprawie kryteriów i sposobu oceny stanu jednolitych części wód podziemnych — do wód klasy V — informuje Mariusz Tomalik.
Potrzebna wola polityczna
Czynne i wygaszone zakłady realizują programy badawczo-rozwojowe, mające na celu wdrożenie technologii odsalania czy zagospodarowania wód dołowych, np. na cele komunalne. Takie rozwiązania są jednak zazwyczaj kosztowne, ich wprowadzenie z pewnością wpłynęłoby na ceny węgla, a tym samym energii i ogrzewania. Ponieważ wygaszenie działalności kopalń czy innych zakładów przemysłowych i zaprzestanie przez nie zrzutu wód zasolonych do rzek jest niemożliwe, więc konieczność odbudowy ekosystemu Odry będzie zapewne wymagać wdrożenia kosztownych technologii w celu ograniczenia szkodliwych zanieczyszczeń nie tylko z kopalń węgla kamiennego, ale także innych zakładów przemysłowych zlokalizowanych w dorzeczu Odry. Do rozwiązania problemu konieczna jest jednak wola polityczna, której — zdaniem ekspertów — obecnie brakuje.
— Wiele wskazuje na to, że problem zanieczyszczania Odry i dopływów, objawiający się m. in. zasoleniem wód, jest ciągły, ale brakuje woli politycznej do jego skutecznego rozwiązania. Do tego dochodzą procesy wtórne po katastrofie — rozkład nadprogramowej materii organicznej przy silnie zaburzonym łańcuchu pokarmowym — mówi prof. Tomasz Kowalczyk z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Jego zdaniem dalsza ingerencja i prowadzenie prac związanych z regulacją rzek nie pozwoli odbudować ekosystemu, wręcz przeciwnie — jeszcze pogłębi problemy.
Politycy mają twardy orzech do zgryzienia. Chcą realizować inwestycje przeciwpowodziowe oraz związane z udrożnieniem rzek, by poprawić warunki żeglugowe, ale eksperci z obszaru ochrony środowiska są krytycznie nastawieni do takich działań. Apelują też o ograniczenie zrzutu szkodliwych substancji do rzek, ale takie działania wymagałyby albo wprowadzenia ograniczeń w działalności zakładów przemysłowych, albo kosztownych inwestycji.
W trakcie letniej katastrofy ekologicznej badania Odry, Kanału Gliwickiego i dopływów były prowadzone i publikowane codziennie. W październiku Michał Nurzyński, odpowiadający za kontakty GIOŚ z prasą, poinformował PB, że „w związku ze stabilizacją sytuacji na Odrze i dopływach” od 5 do 31 października zmniejszono „częstotliwość pobierania próbek i wykonywania badań”. Były robione raz w tygodniu — w środy. Od 2 listopada wody Kanału Gliwickiego oraz Odry na terenie województwa śląskiego są badane dwa razy w tygodniu — w poniedziałek i czwartek.