Choć dotychczas przebadali wyłącznie produkty postrzegane jako zdrowe, żaden z nich nie otrzymał najwyższej noty, oznaczającej całkowity brak pestycydów. Co więcej, połowa z nich nie spełniała nawet polskich norm dotyczących zawartości pestycydów czy metali ciężkich. Najgorzej było wśród kasz, najlepiej wypadły dżemy.

Za programem nazwanym Food Rentgen stoi start- -up o nazwie Szamaj.pl, zainicjowany w 2015 r. przez Marzenę i Marcina Galickich, którzy wcześniej współpracowali m.in. z warszawskim BioBazarem, a kilka lat temu wyprowadzili się z Warszawy w Beskidy. W ich pomysł na biznes uwierzył tzw. impact inwestor — Polish Investment Fund, i wsparł finansowaniem. Na czym chcą zarabiać?
— Fakt, że znamy składniki danego produktu, oraz — w przypadku półki „Eco” — także ogólnie proces ich powstawania, ciągle nie wiemy, czy słoiczek dżemu, który kupiliśmy, oprócz składników deklarowanych nie zawiera również niepożądanych. Stąd pomysł, by ten finalny produkt badać i certyfikować — wyjaśnia Marcin Galicki, współwłaściciel start-upu.
Według jego pomysłu takie badanie może zlecić konsument albo producent. Jeżeli konsument chce wiedzieć na przykład, co rzeczywiście zawiera kupiony dżem lub sok — zgłasza produkt za pomocą strony akcji na Facebooku. Jeśli ten sam sok czy dżem zostanie zgłoszony także przez innych, zostanie poddany badaniom przez współpracujący z Szamaj.pl Instytut Ogrodnictwa ze Skierniewic lub inną jednostkę, z którą start-up rozpoczął współpracę.
Za badanie, które zwykle kosztuje kilka tysięcy złotych, zapłacą konsumenci w ramach zbiórki crowdfundingowej.
W przypadku, jeśli to producent zechce sprawdzić jakość swoich wyrobów i chwalić się potem certyfikatem SzamajZdrowe, będzie musiał za takie badanie zapłacić. I to jest właśnie podstawowy model finansowania przyjęty przez spółkę.
Jej właściciele liczą, że z tej opcji skorzystają zwłaszcza mali, regionalni producenci, którym taki certyfikat pomoże w reklamie. Jeśli w badaniach wyjdzie, że w produkcie znajdowały się przykre niespodzianki, firma państwa Galickich pomoże im znaleźć przyczynę problemu i wspólnie mu przeciwdziałać.
Zdaniem dra Artura Miszczaka, kierownika Zakładu Badania Bezpieczeństwa Żywności skierniewickiego Instytutu Ogrodnictwa — jednego z najlepszych nie tylko w Polsce, ale też w Europie laboratoriów, specjalizujących się w tym obszarze — każda inicjatywa, która „uszczelnia” rządowy, wyrywkowy system kontroli jakości żywności, jest na wagę złota.
— Trzeba udowadniać producentom, że warto dbać o jakość i czystość tego, co sprzedają, a jedynym naprawdę skutecznym orężem może być nacisk społeczny. Jeśli ludzie będą kupować tylko wyroby sprawdzone, to rolnikom będzie się bardziej opłacać produkować żywność dobrej jakości i spełniającą wysokie normy — mówi dr Miszczak.
W „przesiewowych” badaniach żywności, przeprowadzonych niedawno przez instytut, pojawiły się takie „niespodzianki”, jak obecność glifosatu (szkodliwy i trudno wykrywalny pestycyd, używany m.in. do przyśpieszenia suszenia roślin) w piwie, maku czy w zbożach. Prawdziwą zaś „bombą pestycydową” okazała się m.in. kapusta pekińska — uprawa bardzo intensywnie nawożona i chroniona, a przez to mocno „doprawiana” chemicznie przez producentów.
Obecnie na stronie projektu na Facebooku największa liczba osób zgłosiła do dalszego badania m.in. ser typu mozarella, soki popularnego producenta i batoniki muesli. Dużo zwolenników ma też pomysł przebadania Ptasiego Mleczka.