Zbigniew Juroszek gromi polityków

Anna GołasaAnna Gołasa
opublikowano: 2024-11-26 20:00

Prezes Atalu twierdzi, że Kowalski czuje się oszukany przez rządzących, którzy przez rok zwodzili go obietnicą programu tanich kredytów. Ma nadzieję, że politycy zrozumieją swój błąd. Zdaniem analityków rządowe mydlenie oczu mocno wpłynęło także na biznes.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak Zbigniew Juroszek, prezes Atalu, uzasadnia potrzebę wprowadzenia programu tanich kredytów
  • jakie zmiany zaszły ostatnio w strukturze popytu na mieszkania
  • jak wpływa to na prace projektowe deweloperów
  • jak - w opinii analityków - niezrealizowane obietnice rządu wpłynęły na ich biznes
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Powoli zaczynają milknąć echa szumnych zapowiedzi programu Kredyt na start. Taki stan rzeczy cieszy Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz, ministrę funduszy i polityki regionalnej, która systematycznie wyraża swój sprzeciw wobec tanich kredytów, a ostatnio na nagraniu zamieszczonym na platformie X przekonywała, że dałyby one zarobić jedynie deweloperom. Kupujący mieszkania musieliby natomiast zmierzyć się z kolejnym wzrostem stawek za metr.

Innego zdania jest Zbigniew Juroszek, prezes spółki Atal, który twierdzi, że nowy rządowy program kredytowy jest bardzo potrzebny nabywcom.

- Wierzę, że w którymś momencie uda się przekonać polityków, że to, co robią, jest bardzo złe. Mijają miesiące i stoimy w miejscu. Klienci nie wiedzą, czy finalizować umowy rezerwacyjne teraz, czy nadal czekać. Rządzący nie dotrzymali obietnicy wyborczej. Nic dziwnego, że w społeczeństwie rośnie poziom frustracji. Selektywny dobór grupy odbiorców programu i rosnąca podaż wykluczają efekt wzrostu cen. Politycy nie mają żadnego racjonalnego argumentu przeciwko programowi, ale też brakuje im alternatywnych pomysłów. Słowem: nic się w tej sprawie nie dzieje – mówi Zbigniew Juroszek.

Mniej metrów, większy popyt

Zdaniem prezesa Atalu wsparcia w zakupie potrzebują przede wszystkim rodziny.

- Ja wierzę liczbom. W naszych danych widać istotne zmiany w strukturze popytu. Trudny dostęp do kredytów i drogi pieniądz spowodowały, że klienci zgłaszają zapotrzebowanie na coraz mniejsze mieszkania. Sprzedają się także lokale duże i drogie. Nabywców nie znajduje natomiast środkowa część oferty, którą w normalnych warunkach interesowałyby się zwłaszcza rodziny. Bez zaoferowania im wsparcia nie ma co myśleć o rozwiązaniu problemu z demografią. Ten typ klienta potrzebuje pomocy. Co więcej, miał ją obiecaną i teraz czuje się oszukany – mówi Zbigniew Juroszek.

Przetasowania w strukturze popytu nastręczają deweloperowi problemów z projektowaniem inwestycji.

- Zmiany projektów nie zawsze są możliwe. Nie dokonujemy rewolucji, ponieważ liczymy, że wspomniany środek zacznie się sprzedawać w połowie 2025 r. Jasna deklaracja, czy program będzie, czy nie, też spowoduje odblokowanie sprzedaży. Klienci będą wiedzieć, na czym stoją. Wierzymy, że niższe stopy procentowe i tańszy pieniądz spowodują ożywienie rynku nawet przy braku programu kredytowego. Cały świat obniża stopy. W Europie można dostać 30-letni kredyt na mieszkanie oprocentowany na poziomie 3 proc. W Polsce jest to prawie 8 proc. Mamy najdroższy kredyt wieloletni na kontynencie – mówi Zbigniew Juroszek.

Trasa pod górę

Na to, że droga po własne M jest wyboista, wskazują wyniki badania przeprowadzonego przez agencję Metrohouse, która sprawdziła, co można obecnie kupić za średnie kwoty wnioskowanych kredytów powiększone o minimalny 10-procentowy wkład własny. Obliczenia przygotowano na podstawie cen transakcyjnych mieszkań z bazy Narodowego Banku Polskiego.

- Wśród analizowanych dziesięciu miast w najlepszej sytuacji, przynajmniej z puntu widzenia średnich cen, są mieszkańcy Katowic i Łodzi, którzy mogą wybierać spośród ofert mieszkań dwu- i trzypokojowych. Na trzypokojowe mieszkanie, ale o bardzo ograniczonym metrażu mogą też liczyć osoby z Poznania i Gdańska, choć znalezienie lokalu trzypokojowego może być tu znacznie trudniejsze. W pozostałych miastach wybór ogranicza się do mieszkań dwupokojowych. Poza Warszawą i Wrocławiem taka sytuacja jest np. w Szczecinie, Białymstoku, a także w Rzeszowie, gdzie średnia cena 1 m kw. na tle miast podobnej wielkości jest dość wysoka - przekracza 10 tys. zł – mówi Marcin Jańczuk, analityk rynku nieruchomości w Metrohouse.

Dość specyficzna sytuacja jest też sytuacja w Krakowie, gdzie w ciągu ostatnich pięciu lat cena metra mieszkania się podwoiła.

- Niewiele brakuje, by średnie ceny zbliżyły się do odnotowywanych w stolicy przy niższych kwotach wnioskowanego kredytu. Co to oznacza? Wprawdzie mieszkaniec Krakowa może przeciętnie kupić dwa pokoje, ale wiele ofert takich mieszkań będzie poza jego zasięgiem – mówi Marcin Jańczuk.

Lokale w zasięgu możliwości będą miały zazwyczaj poniżej 40 m kw.

Podaż wyższa niż popyt

Katarzyna Kuniewicz, dyrektorka działu badań rynku w Otodomu Analytics, przypomina, że nadzieje na kredyt o zerowym oprocentowaniu zaczęto rozbudzać rok temu, gdy obowiązywał jeszcze Bezpieczny kredyt 2 proc.

- Firmy deweloperskie planowały wtedy budżet na 2024 r. Ponieważ wyniki sprzedaży z trzeciego kwartału 2023 r. były o ponad 100 proc. lepsze niż rok wcześniej, a liczba mieszkań oferowanych na rynku pierwotnym była na historycznie niskim poziomie, przedsiębiorstwa z optymizmem wprowadzały do sprzedaży nowe projekty. Realnym efektem poważnego potraktowania przez deweloperów zapowiedzi nowego programu było rozpoczęcie w październiku i listopadzie 2024 r. budowy i sprzedaży prawie 11 tys. nowych mieszkań w największych polskich miastach. Aby zrozumieć, jak duża była skala rozpoczynanych inwestycji, wystarczy porównać tzw. wprowadzenia sprzed roku z rekordową w ostatnich latach skalą rozpoczynania sprzedaży mieszkań w maju i czerwcu 2022 r., czyli tuż przed wejściem w życie znowelizowanych przepisów tzw. ustawy deweloperskiej. Nowe regulacje niosły ze sobą ogromną niepewność i były postrzegane przez firmy deweloperskie jako zmiany rewolucyjne – mówi Katarzyna Kuniewicz.

Aby uniknąć nieznanych skutków tej rewolucji, w ciągu dwóch miesięcy poprzedzających zmianę przepisów deweloperzy wprowadzili na rynek rekordową liczbę 12,5 tys. mieszkań.

- Ten rekord był efektem lęku i niepewności. Rekord, który obserwowaliśmy rok temu, był efektem zaufania i wiary w powagę obietnicy złożonej potencjalnym nabywcom podczas kampanii wyborczej. W takich warunkach zarządy firm deweloperskich planowały rok temu budżety i ustalały cele sprzedażowe – tłumaczy Katarzyna Kuniewicz.

Z danych Otodomu wynika, że październik na siedmiu największych rynkach mieszkaniowych w Polsce był dziesiątym z rzędu miesiącem, w którym podaż była większa od popytu. Oferta deweloperska w największych polskich miastach przekroczyła 53 tys. mieszkań.

Deweloperka na cenzurowanym

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej, od dłuższego czasu atakuje deweloperów. Ostatnio tłumaczyła, że ich marże są dwa razy wyższe od średniej europejskiej. Zasugerowała, że sprawie powinien się przyjrzeć Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Regulator - poproszony przez PAP Biznes o ustosunkowanie się do tej wypowiedzi - odpowiedział, że "nie prowadzi postępowania antymonopolowego ws. rynku deweloperskiego, nie ma bowiem podstaw do uznania, iż mogłoby istnieć na tyle szerokie niedozwolone porozumienie, aby przy znaczącym rozdrobnieniu podmiotów na tym rynku ukształtować wysokość cen i marż"