Toksyczne opcje wciąż odstraszają od hedgingu
Strach, strach, strach — tak sprzedawcy produktów hedgingowych tłumaczą awersję rodzimych przedsiębiorców, szczególnie tych małych i średnich, do zawierania transakcji zabezpieczających kurs walutowy. Powód? Firmy mocno sparzyły się na toksycznych opcjach z 2008 r. Przypomnijmy, że przed dwoma laty złoty mocno rósł w siłę. Niepokój eksporterów o marże wykorzystali głodni prowizji bankowi sprzedawcy, którzy na potęgę sprzedawali antidotum — struktury opcyjne. Właściwie je rozdawali, bo w większości były to produkty "zerokosztowe". Powszechna wiara bankowców i przedsiębiorców w dalsze umocnienie złotego okazała się jednak zgubna. Bankructwo banku Lehman Brothers w połowie września 2008 r. wywołało lawinową ucieczkę kapitału z rynków wschodzących, a kurs euro skoczył w pół roku z 3,2 zł do 4,9 zł. Tymczasem założenia opcyjne miały najczęściej charakter spekulacyjny, a nie zabezpieczający (niesymetryczność nominałów opcji kupowanych i wystawianych, bariery włączające i wyłączające). Efekt? Przynajmniej kilka miliardów złotych strat zarówno po stronie firm, jak i krajowych banków — nie wszyscy klienci byli w stanie pokryć zobowiązania opcyjne, a z zagranicznymi kontrahentami trzeba było się rozliczyć.
Wina leży po dwóch stronach umów opcyjnych. Krajowe banki nie patrzyły zbytnio na dopasowanie produktów do potrzeb klienta i często nie informowały o ryzyku. Nie wzięły również pod uwagę ryzyka niewypłacalności klientów przy dużych wahaniach kursów walutowych. Natomiast przedsiębiorstwa nie zarządzały świadomie ryzykiem, a osoby podejmujące decyzje o operacjach na derywatach nie miały często o nich żadnego pojęcia. Upadł budowany przez lata wizerunek banków jako instytucji zaufania publicznego. Większość poszkodowanych przedsiębiorców zarzeka się bowiem, że nie chciała spekulować, a jedynie się zabezpieczać. Wiele spornych spraw czeka na finał w sądzie.
Przejście krajowych firm ze skrajności w skrajność, do obecnego stronienia od produktów zabezpieczających, jest złe. Wielu przedsiębiorców unika nawet prostych kontraktów typu forward, a na słowo opcja dostaje mdłości. Tymczasem wartość kontraktu handlowego na 1 mln euro to obecnie 3,8 mln zł, podczas gdy jeszcze w listopadzie zeszłego roku było to 4,3 mln zł. Dla wielu eksporterów niezabezpieczony przez 4-5 miesięcy kontrakt mógłby stać się już nierentowny, a widać dalszą rynkową grę na zwyżkę wartości złotego. Hedging nie uchroni przed długotrwałymi trendami rynkowymi, ale przed krótkotrwałymi wahaniami notowań — owszem (jest przydatny również dla importerów netto). Przede wszystkim jednak hedging walutowy daje spokój kierownictwu firmy, dzięki któremu może zająć się ono działalnością podstawową, czyli handlem, produkcją maszyn, mebli czy usługami budowlanymi, a nie przewidywaniem kursów. Brak zabezpieczeń to przecież także spekulacja.
Adrian Boczkowski