Ze Złotej 44 na połoniny

opublikowano: 12-05-2023, 14:30
Play icon
Posłuchaj
Speaker icon
Close icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl

Po 30 latach w firmach nieruchomościowych Dariusz Węglicki nie idzie jeszcze na biznesową emeryturę. Po pracy dla wielkich firm zamierza się poświęcić własnym przedsięwzięciom i… nie odmawia nowym wyzwaniom.

Tu i teraz – w Konstancinie:
Tu i teraz – w Konstancinie:
Moi synowie mają swoje zajęcia – starszy ma firmę księgową, młodszy jest programistą w EY. Sam więc muszę zdecydować o losie nieruchomości – mówi Dariusz Węglicki.
MAREK WISNIEWSKI

Po rozstaniu z Catellą, której szefem w Polsce był od 2018 r., Dariusz Węglicki nie rozgląda się gorączkowo za nową pracą. Zamierza dokończyć prywatne inwestycje, wśród których jest m.in. budowa pensjonatu w Bieszczadach, apartament do remontu na Saskiej Kępie, 21 mieszkań w zabytkowym budynku i akademik na 220 łóżek – obydwa we Wrocławiu.

Ale to nie koniec. Dwa miesiące temu narodził się pomysł zakupu nieruchomości we Włoszech.

Narty, wino i dom

W poszukiwaniu nowego początku:
W poszukiwaniu nowego początku:
Miałem duży fun, że pracując dla kogoś, robiłem zwykle nowe rzeczy. Zawsze jednak miałem też jakieś własne pomysły. Przecież te projekty nie wzięły się nagle z niczego – mówi Dariusz Węglicki.
MAREK WISNIEWSKI

Włochy to dla Dariusza Węglickiego przede wszystkim kierunek wyjazdów na narty. Teraz też zamierza rozpocząć podróż od stoków ukochanej Alta Badii. Żartuje, że nieraz będąc na nartach, finalizował transakcje, m.in. sprzedaż ostatnich apartamentów Catelli na Złotej 44. To przywilej osób potrafiących pracować z dowolnego miejsca na świecie.

Podróże do Włoch zaowocowały też zainteresowaniem winami, które wiele lat temu przerodziło się nawet w biznes. W latach 2013-16 miał sklep z winami, włoską restaurację, intensywnie odwiedzał regiony znane z upraw winorośli. Podczas tych wypraw często był zapraszany do domów miejscowych winiarzy, miał okazję ich poznać. Dzięki temu we Włoszech, w Toskanii czuje się jak w drugim domu, bywa tam regularnie, spotyka się z ludźmi.

– Kiedy zawodowo wróciłem do nieruchomości, zamknąłem restaurację, ale zacząłem kolekcjonować wina. W rezultacie mam pokaźną kolekcję, m.in. Brunello di Montalcino, Barolo, Amarone della Valpolicella. Wkrótce będę ją przenosił w nowe miejsce – mówi biznesmen.

Podkreśla jednak, że to płynna kolekcja, stworzona nie do oglądania, ale po to, by ją poznawać i smakować. Kiedy przychodzą przyjaciele, zawsze coś wspólnie wybierają do otwarcia.

Podróże zrodziły też pomysł na zakup nieruchomości.

– Chcę kupić dom i czerpać z tego korzyści finansowe. Przyglądam się budynkom, które mają w sobie to coś i na tyle dużą powierzchnię, aby dało się na niej wydzielić kilka apartamentów. Zacząłem od Ligurii, a w maju jadę do Toskanii – mówi Dariusz Węglicki.

To coś oznacza supermiejsce, ładną architekturę i swego rodzaju unikalność. To coś, zdaniem biznesmena, odkrywa się nagle, przeżywając swego rodzaju olśnienie, oglądając setny bądź dwusetny dom.

Od ekologii po przyjaźń

Inwestycja w Bieszczadach to projekt nie tylko biznesowy – wynika także z miłości do gór. Dariusz Węglicki bywa tam kilka razy w roku.

– Dlaczego Bieszczady? Zdobyłem koronę gór polskich. To dzięki górom łapię dystans do rzeczywistości. Takie 5–7 godzin wspinaczki sprzyja zastanowieniu i refleksji. To trochę inny klimat. Smerek w środku zimy, a poza sezonem nie ma turystów – wylicza Dariusz Węglicki.

Obecnie droga w Bieszczady zdecydowanie się skróciła – to 4,5 godziny jazdy z Warszawy, z czego 2,5 godziny autostradą. Były szef Catelli w Polsce nabył tam działkę z widokiem na połoniny i na Smerek. Przyznaje, że choć ma plany zabudowy, są to tereny Natura 2000, więc realizacja zajmie sporo czasu i wymaga szczególnej pieczołowitości i zgody z naturą.

– Stworzenie komfortowego domu w górach, energooszczędnego, zeroemisyjnego, dla przyjaciół, którzy też cenią takie wartości jak ekologia i przyjaźń, to moje marzenie – mówi Dariusz Węglicki.

Bagaż pełen doświadczeń

In vino veritas:
In vino veritas:
W pewnym wieku trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy te minione lata przeżyło się w sposób uczciwy i godny. I co można jeszcze zaoferować innym na przyszłość – mówi Dariusz Węglicki.
MAREK WISNIEWSKI

Catella, jeden z pionierów mieszkań na wynajem instytucjonalny i właściciel m.in. 72 apartamentów w wieżowcu Złota 44, postanowiła wycofać się z Polski na początku 2022 r. Jeszcze w lecie Dariusz Węglicki sprzedawał indywidualnym inwestorom należące do funduszu apartamenty w sławnym żaglu, gdy pojawił się niemiecki inwestor, Grupa Livos, który kupił hurtem pozostałe 63 lokale.

– Zakupy pakietowe są dla funduszy normą. Tu liczy się czas. Mimo zastoju w transakcjach na rynku PRS [private rented sector, czyli segment mieszkań na wynajem instytucjonalny – red.] w 2022 r. nieruchomości Catelli sprzedaliśmy rekordowo szybko i z dobrym zyskiem. Pereca 11 w Warszawie w cztery miesiące, krakowskie Trio w dwa miesiące, a Złotą 44 zaledwie w cztery tygodnie. Przy sprzedaży tych ostatnich apartamentów nabywcom indywidualnym ceny byłyby pewnie jeszcze lepsze, ale trwałoby to dłużej – mówi Dariusz Węglicki.

Nie ciągnie go do pracy w korporacjach, choć był z nimi związany przez dużą część życia. W latach 90. i w pierwszej dekadzie obecnego stulecia restrukturyzował Empik, współtworzył Smyka, sprowadzał do Polski Zarę, Superpharm i inne marki, przebudowywał Domy Towarowe Centrum, przemieniając je w nowoczesne obiekty handlowe.

Potem kilka lat pracował na rzecz funduszy nieruchomościowych, aż w końcu wprowadził do Polski Bouwfondsa, kupując dla niego pierwszy w Polsce pakiet mieszkań na wynajem instytucjonalny – Pereca 11 w Warszawie. Ten holenderski fundusz należał do AB Amro Bank, który akurat pozbywał się części nieruchomościowej i sprzedał jego aktywa Catelli. W ten sposób Dariusz Węglicki został szefem firmy, z którą przed chwilą konkurował o to, kto pierwszy uruchomi w Polsce inwestycję PRS.

– Miałem jednak to szczęście, że nie doświadczyłem zanadto biurokratycznej strony korporacji. Zawsze robiłem nowe rzeczy, czy to w Empiku, Domach Centrum czy w PRS-ach. Pracując dla Bouwfondsa czy dla Catelli, byłem na polskim rynku taką zosią samosią. Te przedsiębiorstwa darzyły mnie dużym zaufaniem. Raportowaniem zajmowały się firmy zarządzające, a ja zajmowałem się myśleniem do przodu – mówi Dariusz Węglicki.

Jako najbardziej stresujące wyzwanie wymienia reprezentowanie Polski w rozmowach z Niemcami, gdy jako 24-letni pracownik Urzędu Rady Ministrów w czasie rządów premiera Tadeusza Mazowieckiego tworzył organizację Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży.

Jako najzabawniejsze wydarzenie wspomina zakup w sklepie z materiałami propagandowymi kilku ryz papieru zadrukowanego z jednej strony portretami Lenina i drukowanie na ich odwrocie podziemnej gazetki NZS „Międzyuczelniany Informator Środowiskowy” (tzw. MIŚ), którego był redaktorem w latach 80. Papier był wówczas towarem reglamentowanym.

Errata

Dariusz Węglicki przyznaje, że choć nie szuka pracy w korporacjach, to przyjąłby – choć może w mniejszym zakresie – wyzwanie na miarę tych dotychczasowych. W trakcie autoryzacji tekstu zadzwonił i powiedział, że został wiceprzewodniczącym rady nadzorczej firmy RentPlanet zajmującej się najmem krótkoterminowym. Wyzwaniem jest podwojenie albo może i potrojenie wielkości firmy.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Polecane