Polsce grozi wzrost deficytu budżetowego w latach 2004 i 2005, chyba że rząd przeprowadzi zmiany uelastyczniające wydatki budżetu, uważa Wiesława Ziółkowska z Rady Polityki Pieniężnej.
- Jeżeli nie będzie zmian po stronie wydatkowej budżetu, to grozi nam w latach 2004-2005 wzrost deficytu budżetowego. Jest ryzyko, że będzie to wzrost dochodzący nawet do 1 proc. PKB, ale zależy to od powodzenia reformy odsztywniania wydatków - powiedziała Ziółkowska.
W 2003 roku udział w wydatkach budżetu tzw. wydatków sztywnych wzrośnie o 1,5 proc. do 67,8 proc. Kwotowo oznacza to wzrost o 8,5 mld zł do 131,26 mld zł.
Od 1999 roku udział wydatków sztywnych rośnie w strukturze wydatków budżetu państwa. Wynika to m.in. z rosnących kosztów reformy ubezpieczeń społecznych i ochrony zdrowia. Wicepremier Grzegorz Kołodko deklarował, że będzie dążył do zmniejszenia udziału wydatków sztywnych do 60 proc.
Chcąc wejść do sfery euro Polska musi spełnić kryteria określone w traktacie z Maastricht. Chodzi m.in. o ograniczenie deficytu budżetowego do poniżej 3 proc. PKB i utrzymanie długu publicznego poniżej 60 proc. PKB.
Według Ziółkowskiej, utrzymanie deficytu budżetowego na poziomie nie większym niż 3 proc. PKB będzie najtrudniejszym zadaniem w ramach dążenia do spełnienia przez Polskę kryteriów traktatu z Maastricht. Jak zaznaczyła, to skutek zaniechań przeprowadzenia w odpowiednim czasie reformy struktury wydatków sztywnych.
- Jesteśmy blisko spełnienia zarówno kryterium długoterminowych stóp procentowych, inflacji oraz długu publicznego. Nie grozi nam raczej przekroczenie granicy 60 proc. PKB. Grozi wejście w pierwszy próg ostrzegawczy, czyli przekroczenie 50 proc. PKB - powiedziała Ziółkowska.
MD, PAP