Złoty najgorsze ma jeszcze przed sobą

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2020-04-09 22:00

Najbliższe miesiące będą dla złotego ciężkim czasem, zapowiadają specjaliści instytucji finansowych

Przeczytaj i dowiedz się:

  • jakie są prognozy dla kursu złotego
  • jak na rynek może wpłynąć interwencja NBP
  • jakie są argumenty analityków 

Po tym jak w skali tego roku złoty stracił do dolara prawie 10 proc., a wobec euro utrzymuje się na blisko 7-procentowym minusie, dno osłabienia krajowej waluty wciąż jest jeszcze przed nami, oceniają rozmówcy „PB”. Stabilizacja na globalnych rynkach w ostatnich dniach sprzyja odreagowaniu wcześniejszej przeceny złotego, jednak poprawa nastrojów może nie być trwała, przewiduje Piotr Popławski z ING Banku Śląskiego.

— Po powiększeniu tarczy antykryzysowej jej skala jest już znaczna. Sfinansowanie nowych programów wymagać będzie zakupów obligacji skarbowych oraz PFR przez NBP, nawet o równowartości ponad 8 proc. PKB. To byłoby poważnym obciążeniem dla złotego w średnim i dłuższym terminie — ostrzega ekonomista i strateg ING Banku Śląskiego.

Od dotarcia pandemii COVID-19 do Europy złoty słabł do euro, jednak zachowywał się względnie dobrze na tle walut regionu, a gospodarek rozwijających się spoza Europy. Ta relatywna siła może się nie utrzymać w dalszej części roku, a to ze względu na dużą niepewność co do rozwoju sytuacji, ocenia Piotr Popławski. Wśród czarnych scenariuszy jest m.in. załamanie się bilansu handlowego, który w ostatnich miesiącach był istotnym wsparciem dla złotego.

Bez darmowego lunchu

Zdaniem specjalisty warto wyciągnąć wnioski z rozwoju sytuacji na Węgrzech. Forint od wielu miesięcy tracił na tle złotego za sprawą nieortodoksyjnej polityki banku centralnego w Budapeszcie, jednak jego rekordowa słabość zmusiła władze monetarne do podniesienia we wtorek stóp procentowych.

— W Polsce nie da się całkowicie wykluczyć powtórki takiego scenariusza. Złoty w perspektywie końca roku, nawet w optymistycznym scenariuszu łagodzenia kryzysu, ma mniejszy potencjał odrabiania strat do euro niż inne waluty regionu — przewiduje Piotr Popławski.

Jeszcze w pierwszym kwartale NBP skupił obligacje skarbowe na kwotę 19 mld zł, przekraczającą wartość nowych emisji tych papierów przez skarb państwa. W przeciwieństwie do większości innych banków centralnych nie zadeklarował docelowej wartości skupu, co zdaniem instytucji finansowych negatywnie wpływa na przejrzystość jego polityki.

Zdaniem Błażeja Wajszczuka, dealera BNP Paribas Bank Polska, kluczowa jest w tym kontekście wartość zobowiązań zewnętrznych Polski. Obecnie dług zagraniczny przekracza 300 mld EUR, a zobowiązania zapadające w krótkim terminie nadal mogą być bez większego problemu obsługiwane z rezerw walutowych, sięgających na koniec marca 121 mld USD.

— Przebieg zdarzeń na Węgrzech pokazuje, że NBP musi być bardzo uważny. Skup aktywów to nie jest darmowy lunch dla kraju, który ma zobowiązania zewnętrzne — ocenia Błażej Wajszczuk w rozmowie z agencją Bloomberg.

Szczyt jeszcze przed nami

Szczyt w notowaniach euro może wypaść wkrótce po świętach, po czym do końca roku złoty powinien się powoli umacniać w kierunku 4,40 zł za euro, przewiduje Piotr Popławski. Warunkiem tego będzie jednak brak drugiej fali epidemii na jesieni. Wszystko dlatego, że globalne rynki przyjęły założenie, że pandemia skończy się w ciągu 2-3 miesięcy, po czym gospodarki będą mogły wrócić do normalnej aktywności.

— Jeśli ten scenariusz zawiedzie, negatywna reakcja rynków może być bardzo silna — zauważa specjalista ING Banku Śląskiego.

Według niego w dłuższym okresie złotemu sprzyjać powinno osłabianie się dolara na globalnych rynkach. Obecnie kurs amerykańskiej waluty windują zakłócenia płynności oraz likwidacja lewarowanych pozycji w aktywach ryzykownych. Jednak w dalszej perspektywie wejście USA w recesję powinno przełożyćsię na przejście dolara do osłabienia.

— Amerykański rynek pracy jest bardzo elastyczny, więc skala zwolnień przełoży się na odpowiednio głębszą recesję. To dość dobra wiadomość dla złotego, bo silna odwrotna korelacja notowań złotego i dolara powinna się utrzymać — tłumaczy Piotr Popławski.

Zdaniem Piotra Matysa, stratega walutowego Rabobanku, obecna fala osłabienia złotego może wynieść kurs euro nawet do 4,80-5,00 zł, zanim krajowa waluta nie zacznie odrabiać strat. Dno osłabienia walut rynków wschodzących, w tym także złotego, może nadejść dopiero za 2-3 miesiące, ocenia specjalista.

— Nie można liczyć na poważniejsze napływy kapitału na tę grupę rynków w momencie, kiedy połowa globalnej gospodarki stoi, szczyt pandemii COVID-19 jest jeszcze przed nami, a strukturalne szkody wciąż nie zostały wycenione — zauważa Piotr Matys.

Polityczna niepewność

Według niego podobne do obecnego skoku notowań euro silne ruchy kursów walut mają tendencję do odwracania się w znacznej części. Jednak będzie to wymagało zapoznania się przez rynek z twardymi danymi makro, na które jeszcze trzeba poczekać. Skala późniejszych napływów kapitału do Polski będzie tymczasem związana z tym, jak rząd wykorzysta środki pozyskane z emisji obligacji, ocenia Piotr Matys.

— Środowa konferencja premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa NBP Adama Glapińskiego pokazała, że są oni zdeterminowani do chronienia miejsc pracy. To dobry kierunek, bo na obecnym etapie kryzysu należy zrobić wszystko, aby zminimalizować potencjalne straty na rynku pracy i wśród przedsiębiorstw. Niemniej jednak jak pokazała znaczna przecena forinta, epidemia nie może być wykorzystana do konsolidacji władzy. Premier Orban może rządzić dekretami, co wielu inwestorów uważa za krok za daleko — dodaje strateg Rabobanku.

Jego zdaniem niekorzystnie odebrane przez rynek zostałyby zwłaszcza ewentualne próby nacisku na przedsiębiorstwa, by te realizowały cele polityczne rządu czy dążenie do zwiększania wpływów, jakie ma w nich środowisko związane z władzą.

— Obawy o politykę mogą dać o sobie znać, jeśli sytuacja znacząco się zaostrzy lub przy niepewnych perspektywach gospodarczych uzbiera się pewna masa krytyczna niekorzystnych tendencji po stronie polityki. W tym momencie jednak polityka nie ma znaczącego wpływu na rynek walutowy — ocenia Piotr Popławski.