ZMIANA WALUTY ZADŁUŻENIA JEST TRUDNĄ DECYZJĄ

Beata Tomaszkiewicz
opublikowano: 2000-05-19 00:00

ZMIANA WALUTY ZADŁUŻENIA JEST TRUDNĄ DECYZJĄ

Kredyty w euro mogą być konkurencyjne w stosunku do kredytów złotowych i dolarowych

INNE KREDYTY: Kredytów mieszkaniowych nie da się oferować, tak jak konsumpcyjnych, prawie wyłącznie przez Internet — uważa Zbigniew Kudaś, prezes GE Banku Mieszkaniowego. fot. Grzegorz Kawecki

Jeszcze w tym roku GE Bank Mieszkaniowy zamierza przyjmować wnioski kredytowe przez Internet. Ma to znacznie zmniejszyć liczbę koniecznych wizyt klienta przy okienku lub spotkań z doradcami.

W portfelu GE Banku Mieszkaniowego 96 proc. stanowią kredyty denominowane w dolarach. Podczas całego dwudziestoletniego okresu kredytowania klient ma możliwość dwukrotnej zmiany waluty, w której indeksowany jest dług. Coraz częściej również inne banki udzielające kredytów budowlanych, mieszkaniowych i hipotecznych wprowadzają do swojej oferty taką szansę.

Gdy rośnie cena

Wśród klientów chęć zmiany waluty wzrasta, gdy np., tak jak niedawno, gwałtownie rośnie kurs dolara.

— Możliwość zmiany waluty ma stworzyć klientom przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Ostatnio maksymalny próg, na który wspiął się dolar, wynosił 4,70 zł. Z naszych wyliczeń wynika, że klientom opłacałoby się zamienić kredyt denominowany w USD na kredyt w złotych, wówczas gdyby cena dolara przekroczyła 6 zł. Oprocentowanie bowiem kredytu złotowego wynosi 19,75 proc., a dolarowego — 10,5 proc. Teraz dewaluacja złotego nie pokryła jeszcze różnicy wynikającej z oprocentowań — mówi Zbigniew Kudaś, wiceprezes GE Banku Mieszkaniowego.

Dodaje, że nawet jeśli cena USD zwiększyłaby się do 6 zł, to ta tendencja powinna się utrzymać przez czas dłuższy, aby opłacało się dokonać zamiany waluty.

— Jeśli klient płaci raty np. pierwszego dnia każdego miesiąca, to nie ma dla niego najmniejszego znaczenia, jak zachowuje się dolar w środku miesiąca. Liczy się dla niego cena, jaką będzie musiał zapłacić w dniu spłaty. Kurs jest liczony według średniej stawki danego dnia w NBP — wyjaśnia Zbigniew Kudaś.

Zamiana taka będzie także korzystna, gdy oprocentowanie kredytów złotowych spadnie do poziomu oprocentowania kredytów dewizowych, ale na razie nie ma o czym marzyć. Jednak w perspektywie 20-letniej, a na takie okresy udzielane są kredyty mieszkaniowe, jest to prawdopodobne.

Alternatywa w euro

Obecnie rozwiązaniem dla tych, którzy boją się wzrostu kursu dolara, a także dla osób, które nie chcą zamieniać kredytu na złotowy, może być zaciągnięcie długu w euro.

— Kredyt w euro jest niżej oprocentowany od złotowego, a nawet dolarowego. Wynika to z tego, że pieniądz ten jest tańszy na rynku europejskim, więc banki też go niżej pozyskują na rynku międzybankowym — mówi Zbigniew Kudaś.

Dodaje, że europejska waluta nie poddaje się tak wahaniom kursowym i nie ma na razie tendencji do gwałtownych wzrostów, wręcz wykazuje raczej lekką tendencję spadkową.

To z tych właśnie powodów GE Bank Mieszkaniowy zdecydował się na wprowadzenie nowej oferty w euro. Kredyty te oparte są na zmiennej podstawowej stopie procentowej, która wynosi obecnie 9-9,5 proc. Jej wysokość zależy m.in. od wysokości wkładu własnego klienta.

Jak wynika z analizy GE Banku Mieszkaniowego, od kwietnia ub.r. do kwietnia br. złoty wzmocnił się w stosunku do euro o 6,2 proc., natomiast stracił w stosunku do dolara o 8,06 proc. To dodatkowo przemawia za tym, by rozważać możliwość zaciągania długu nie w tradycyjnych już dolarach, ale w walucie europejskiej.

Doradcy

Zanim jednak podejmie się decyzję o zamianie kredytu w jednej walucie na dług w innej, lepiej skontaktować się z doradcą.

— Do tej pory, pomimo że stwarzamy taką możliwość, nie było przypadku, by klient dokonał takiej zamiany. Z jednej strony powodem zapewne jest to, że oferta jest jeszcze zbyt krótko na rynku, z drugiej, że klienci zadłużając się długoterminowo starają się także w dłuższej perspektywie szacować swoje możliwości spłaty.

GE Bank Mieszkaniowy posiada 9 placówek w ośmiu największych miastach Polski. Działalność prowadzi przede wszystkim przez sieć doradców kredytowych.

Współpracują oni ze spółdzielniami mieszkaniowymi, deweloperami, biurami nieruchomości.

— Ich zadaniem jest dotarcie do klienta i doradzenie, jakiej wysokości kredyt może zaciągnąć. Zainteresowany nie musi się nawet pojawiać na początku w banku. Na podstawie jego deklaracji przez telefon doradca w ciągu kilku minut oszacuje jego zdolność kredytową. Poźniej wiarygodność ta jest oceniana na podstawie dokumentów — wyjaśnia Zbigniew Kudaś.

Dodaje, że zadaniem pracowników banku jest także pomoc klientom w trakcie całego okresu kredytowania.

Internet

Pod koniec tego roku GE Bank Mieszkaniowy zamierza wprowadzić możliwość przyjmowania wniosków kredytowych przez Internet.

— Jednak Internet ograniczy tylko liczbę wizyt w banku lub spotkań z doradcą. Klient bowiem i tak będzie musiał bezpośrednio dostarczyć część dokumentów. Potrzebne są ich oryginały lub potwierdzone kopie. Klient też osobiście musi podpisać umowę — wyjaśnia Zbigniew Kudaś.

Na razie wchodząc na strony banku klient będzie mógł tylko dokonać symulacji miesięcznej spłaty określonej kwoty kredytu.

Problem hipoteki

Do tej pory największy problem dla osób zaciągających kredyt mieszkaniowy stanowiła hipoteka. Do czasu zabezpieczenia długu prawomocnym wpisem do hipoteki na rzecz banku w księdze wieczystej musiał bowiem przedstawiać poręczycieli.

— Poręczyciele muszą się wykazywać taką samą zdolnością kredytową jak kredytobiorca. W dodatku podejmują zobowiązanie na nie wiadomo jak długo. Okres do dokonania wpisu może trwać bowiem 3 miesiące, może i półtora roku, dlatego zrezygnowaliśmy z konieczności przedstawiania poręczycieli — mówi Zbigniew Kudaś.

Było to możliwe dzięki temu, że bank ubezpieczył się od zwiększonego ryzyka w przejściowym okresie braku hipoteki w TU Europa.

— Jest to ubezpieczenie banku od wypadku nieuprawomocnienia się hipoteki — wyjaśnia Zbigniew Kudaś.

Dodaje, że bank w większym stopniu będzie się opierał na wewnętrznej wycenie nieruchomości.

— Do tej pory rzeczoznawca taki pobierał 854 zł za dokonanie wyceny. Koszty te obciążały klienta. Teraz zamierzamy prowadzić wycenę wewnętrzną opierając się na analizie cen w danym regionie. Klienta nie będzie to nic kosztowało — mówi Zbigniew Kudaś.

Wycena zewnętrznego rzeczoznawcy będzie wciąż potrzebna, jeśli klient zechce zaciągnąć dług na więcej niż 80 proc. inwestycji.

Beata Tomaszkiewicz