Związki zawodowe działające w Grupie Stoczni Gdynia domagają się od zarządów Stoczni Gdynia i Stoczni Gdańskiej, tworzących Grupę, podwyżek oraz przedstawienia w ciągu tygodnia informacji o przyszłości obu zakładów. Grożą protestami, jeśli do tego nie dojdzie.
We wspólnym stanowisku związków zawodowych, przekazanym w czwartek PAP, podkreślono, że jeśli kierownictwa gdyńskiej i gdańskiej stoczni nie spełnią tego postulatu, to związkowcy będą zmuszeni podjąć "zdecydowane działania w obronie tysięcy miejsc pracy".
Lider komisji zakładowej NSZZ "Solidarność" w Stoczni Gdynia Dariusz Adamski powiedział w czwartek PAP, że w razie potrzeby, związki wykorzystają wszystkie możliwe formy protestu - od sporu zbiorowego z pracodawcą, po strajk włącznie.
"Od wielu miesięcy lawinowo odchodzą ze stoczni pracownicy z produkcji o najwyższych kwalifikacjach zawodowych ze względu na niskie wynagrodzenie za wykonywaną pracę i niemożność utrzymania rodzin" - głosi oświadczenie związków zawodowych funkcjonujących w Stoczni Gdynia i Stoczni Gdańskiej.
Według Adamskiego, do czerwca tego roku wypowiedzenia ze Stoczni Gdynia złożyło ok. 300 osób, głównie spawacze i monterzy.
Związkowcy obawiają się, że dalszy odpływ pracowników z obu zakładów spowoduje, że nie będzie możliwa realizacja zawartych kontraktów i w konsekwencji może dojść do upadłości Grupy Stoczni Gdynia, która "pociągnie za sobą nieobliczalne skutki społeczne".
"Bo przecież Stocznia Gdynia i Stocznia Gdańska to nie tylko nazwa firmy, to przede wszystkim ludzie, wielotysięczna załoga stoczni, a także firm kooperujących. Upadek Grupy Stoczni Gdynia to śmierć dla regionu Pomorza (...). Uważamy, że w obecnej sytuacji, kiedy na całym świecie jest ogromne zapotrzebowanie armatorów na budowę statków to, co się dzieje w naszych stoczniach, jest sabotażem gospodarczym" - twierdzą działacze związkowi.
Adamski wyjaśnił, że podczas ewentualnych rozmów z zarządami obu stoczni związkowcy będą domagać się m.in. podwyżek, które mogłyby powstrzymać stoczniowców przed odejściem z pracy. "W naszej stoczni od pięciu lat nie było żadnych regulacji płac" - podkreślił.
Do chwili nadania tej depeszy PAP nie udało się skontaktować z prezesem Grupy Stoczni Gdynia SA Jerzym Lewandowskim, będącej 100-procentowym akcjonariuszem Stoczni Gdańskiej.