Fala niepokojów społecznych w krajach arabskich wywołała popłoch wśród inwestorów z regionu.
Inwestorzy na Bliskim Wschodzie złapali nową chorobę. Niestety, zaraźliwą. Nazywa się panika. W obawie o konsekwencje konfliktu w Libii, Egipcie, Tunezji oraz niepokojów w Bahrajnie i Omanie wyprzedają akcje. Efekt? Główny wskaźnik giełdy saudyjskiej zniżkował w środę o 4,4 proc. po spadku dzień wcześniej o 6,8 proc., a od początku roku stracił już jedną piątą wartości, mimo cenowego rajdu ropy naftowej, która jest głównym paliwem zasilającym budżet kraju.
Natomiast dubajski indeks DFM General zaliczył wczoraj kolejny 3,5-procentowy spadek, do poziomu 1 374,7 pkt, najniższego zamknięcia od czerwca 2004 r. Obliczany przez Blooomberga indeks spółek z rejonu Zatoki Perskiej zniżkował od początku roku o 15 proc.
— Znaczna część podaży pochodzi od inwestorów z regionu. Po skali spadków można poznać, że to czysta panika — uważa Ibrahim Masood z Mashreqbank PSC.
Podobnego zdania jest John Sfakianakis, główny ekonomista Banque Saudi-Fransi w Arabii-Saudyjskiej.
— Inwestorzy są wstrząśnięci tym, co się dzieje na sąsiednich rynkach. To niebezpieczny rodzaj paniki, który spowoduje efekt śnieżnej kuli — mówi ekonomista Banque Saudi-Fransi.
Zdaniem ekspertów, inwestorzy coraz bardziej obawiają się, że ostatnie niepokoje w Bahrajnie i Omanie mogą rozlać się po innych krajach Zatoki Arabskiej — włącznie z Arabią Saudyjską, która jest największą arabską gospodarką i liderem Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC).
Zdaniem Akrama Annousa, stratega z Al Mal Capital obsługującego Bliski Wschód i północną Afrykę, inwestorzy wyprzedają akcje nie tylko dlatego, że obawiają się rozlania konfliktów na inne kraje regionu, ale m.in. dlatego, że obawiają się konsekwencji dla działalności firm.
— Przedsiębiorcy z Libii, Tunezji czy Egiptu nie są w stanie planować działalności — mówi Akram Annous.
4,4%
Tyle wczoraj stracił główny indeks giełdy saudyjskiej...
3,5%
...a tyle dubajski indeks DFM General.