Jeszcze nie czas na kupno polskich akcji, ale jest już za późno na redukowanie pozycji. Z takiego założenia wychodzi Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI. Jego zdaniem dobrym momentem, by myśleć o inwestycjach w akcje, w tym polskie, będzie koniec 2022 r. lub pierwsza połowa 2023 r. Na razie należy skupiać się na ochronie kapitału. Każda próba odbicia na giełdach szybko się bowiem kończy.
- Trzeba to sobie wprost powiedzieć. Na razie mamy rok bessy i zakładamy, że taki będzie cały rok. Nie zakładamy, że rynek niedźwiedzia skończy się w najbliższym czasie – mówi Sebastian Buczek.
Jego zdaniem działania banków centralnych, w szczególności amerykańskiego Fedu i Europejskiego Banku Centralnego, będą powodować, że to co było sprzymierzeńcem inwestorów, czyli polityka banków centralnych, obróci się teraz przeciwko nim.
Sebastian Buczek zaznacza, że wyceny spółek na świecie i w Polsce znacznie się już poprawiły.
- Można powiedzieć, że już nie jest drogo. Wróciliśmy do średnich poziomów w Stanach Zjednoczonych, w Polsce jest nawet tanio – ocenia Sebastian Buczek.
Zastrzega jednak, że taka ocena bazuje na dotychczasowych wynikach i prognozach wyników spółek. Jego zdaniem wyniki najbliższych kwartałów będą jednak rozczarowujące, przy czym w Polsce najbliższy sezon wyników przyniesie jeszcze bardzo przyjemne dla inwestorów raporty. Dopiero od raportów za trzeci kwartał będzie widać spowolnienie gospodarcze. Właśnie nadchodzące trudniejsze miesiące pokażą w jakiej kondycji firmy przetrwają trudniejszy okres.

Quercus TFI zakłada, że w pierwszej połowie 2023 r. dojdzie do recesji. Będzie to sytuacja podobna do tej z lat 2000-2002, a nie głęboki kryzys, jak w latach 2008-2009. Prezes Quercus TFI sądzi przy tym, że choć giełdy jeszcze spadną, to choćby przez mniejszą płynność wakacje mogą być okresem stabilizacji notowań.
Czas akumulacji obligacji
W scenariuszu bazowym Quercus TFI bierze pod uwagę utrzymanie się dotychczasowego charakteru wojny rosyjsko-ukraińskiej oraz zbliżanie się do szczytu inflacji. Główna stopa procentowa ma w Polsce osiągnąć maksimum na poziomie 7 proc., czyli 0,5 pkt proc. więcej niż obecnie.
Bliskość maksymalnego poziomu stóp procentowych ma duże znaczenie dla stałoprocentowych obligacji skarbowych i inwestujących w nie funduszy. Według Sebastiana Buczka w okresie najbliższych kilkunastu miesięcy będą one w stanie przynosić kilkunastoprocentowe stopy zwrotu, choć szef Quercus TFI nie wyklucza jeszcze powrotu rentowności papierów 10-letnich wyraźnie powyżej 7 proc. w formacji tzw. podwójnego szczytu (kilka tygodni temu rentowności przekroczyły 8 proc.).
- Fundusze obligacji skarbowych oferują obecnie olbrzymi potencjał wzrostowy. Podkreślam jednak, że bardziej należy myśleć o akumulacji tych funduszy niż jednorazowej inwestycji. Może się bowiem okazać, że w drugiej połowie 2022 r. sytuacja nie będzie jeszcze sprzyjała instrumentom dłużnym – dodaje Sebastian Buczek.
Zastrzega przy tym, że nie bierze pod uwagę powrotu rentowności obligacji do 2-3 proc, ale myśli raczej o 5 proc.
Według szefa Quercus TFI ceny ropy, gazu i węgla energetycznego są poza jakimikolwiek poziomami naturalnymi. Sebastian Buczek nie spodziewa się jednak, by szybko zaczęły spadać. Uważa nawet, że ze względu na wojnę rosyjsko-ukraińską na rynku surowców energetycznych szykują się „gorąca” jesień i zima.
Mocny dolar robi swoje
Jeśli chodzi o złoto, to Sebastian Buczek podtrzymuje opinię, że od trzeciego kwartału 2018 r. kruszec jest w długoterminowym trendzie wzrostowym. Zarazem twierdzi, że w najbliższych miesiącach czeka go trend boczny, w którym punktem odniesienia będzie cena 1800 USD z uncję. Srebro powinno wahać się w przedziale 1500-2000 centów. Wzrost powyżej 2000 centów będzie zależał od zachowania się złota.
- A póki dolar jest silny nie widzimy szans, by złoto zaczęło intensywnie rosnąć – zastrzega Sebastian Buczek.
Zaledwie 12 lipca 2022 r. siła dolara sprawiła, że kurs EUR/USD niemal idealnie wpasował się w parytet, osiągając w ciągu dnia poziom 1,0001. Około 15 groszy brakowało wtedy do tego, by obie główne waluty były wyceniane na 5 zł. Frank szwajcarski przekroczył 4,92 zł.
- To sygnał dla naszych polityków, by byli bardzo ostrożni w najbliższych miesiącach z mówieniem bądź robieniem czegokolwiek, co mogłoby prowokować inwestorów zagranicznych do gry na dalsze osłabienie naszej waluty. Nierozsądne wypowiedzi mogą powodować dalsze osłabienie naszej waluty, a choć osłabienie złotego jest oczywiście świetną informacją dla eksporterów, ale z perspektywy całego kraju – również sektora bankowego – jest to sytuacja niezbyt przyjemna. Mogę więc tylko zaapelować do polityków o roztropność i podjęcie działań służących otrzymaniu środków z Krajowego Planu Odbudowy. Druga połowa 2022 r. i pierwsza 2023 r. to okres, w którym te środki naszej gospodarce bardzo by się przydały. Ustabilizowałyby zarówno notowania złotego, jak i sytuację gospodarczą – komentuje Sebastian Buczek.