Z dostępnych obecnie propozycji układowych wynika, że ponad miliard złotych stracą obligatariusze detaliczni GetBacku. Trudno orzec, jaka będzie strata drobnych akcjonariuszy. Ich liczba, jak i zaangażowany kapitał są nieznane. W samym IPO objęli akcje za nieco ponad 55 mln zł. Przez dziewięć miesięcy mogli je jednak zarówno dokupować, jak i sprzedawać na giełdzie.

Niewątpliwie jednak ich straty będą mniejsze, co nie znaczy, że dla poszczególnych ludzi mniej bolesne niż straty obligatariuszy. Może nawet bardziej. Każda ze znanych obecnie propozycji układowych zakłada bowiem, taką konwersję długu na akcje, że akcje już istniejące staną się w praktyce bezwartościowe. Akcjonariusze stracą więc cały zainwestowany kapitał, podczas gdy obligatariusze — „tylko” dużą część.
— Wszyscy zostaliśmy oszukani przez byłego prezesa oraz jego współpracowników, podobnie jak kupujący obligacje domagamy się sprawiedliwego traktowania i naprawienia szkody — żali się jeden z akcjonariuszy, którzy skontaktowali się z redakcją „PB”.
— Z naszego punktu widzenia jesteśmy tak samo osobami poszkodowanymi, jak osoby kupujące obligacje. Nasze straty, które po wejściu w życie konwersji akcji po 5 groszy sięgną 99,6 proc., nie mają nic wspólnego z ryzykiem inwestycyjnym. Już teraz wiadomo — m.in. z wypowiedzi aktualnego zarządu GetBacku — iż oszustwa w GetBacku miały miejsce przed wprowadzeniem na GPW. Tłumaczenie głównego akcjonariusza [czyli Abrisu — red.], że o nich nie wiedział nie może zwalniać go z odpowiedzialności za wprowadzenie spółki będącej jednym wielkim oszustwem. Wypowiedź głównego audytora, że bazował na danych od spółki i oświadczeniach zarządu, nie mogą być czynnikiem łagodzącym — twierdzi inny akcjonariusz.
Akcjonariusze złożyli w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa polegającego na doprowadzeniu ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Wskazują w nim m.in. na wątpliwości do rzetelności prospektu emisyjnego akcji GetBacku.
Nasi rozmówcy zaznaczają, że myślą o dochodzeniu roszczeń od byłego zarządu, audytora, domów maklerskich, które wprowadzały spółkę na giełdę, czy nawet samej spółki. Mimo zmian zachowuje ona ciągłość prawną i odpowiada za grzechy poprzedniego zarządu.
Wyrok na ścianę?
Prawnicy z którymi rozmawialiśmy, nie dają jednak akcjonariuszom wielkich szans.
— Od samego początku problemów GetBacku dziwiła mnie jedna rzecz, czyli bierność akcjonariuszy oraz ich wiara w działania byłego prezesa. Gdy dochodzi do upadłości, w takiej czy innej formie, to już niewiele mogą zrobić. Siedzenie z założonymi rękoma na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem. Każdy dzień pogarsza sytuację. Trudno mi udzielać konkretnych rad, bo musiałbym się zapoznać z sytuacją konkretnych osób. Roszczenia przeciwko spółce wydają mi się jednak trochę nierealne. W relacjach ze spółką akcjonariusze mieli narzędzia z zakresu ładu korporacyjnego. Łatwiej mi sobie wyobrazić roszczenia wobec audytora i domów maklerskich oferujących akcje GetBacku w ofercie publicznej. Akcjonariusz będzie jednak musiał udowodnić ich winę. A może się okazać, że audytor zrobił co do niego należało, sam był ofiarą oszustwa, a wina leżała gdzie indziej. Z drugiej strony, dla tego typu podmiotów kwestia reputacyjna jest czasami tak ważna, że są gotowe iść na pewne kompromisy. Z mojej praktyki wynika jednak, że jest tak wtedy, gdy sprawa nie jest nagłośniona. Gdy stanie się publiczną, niewiele już można zrobić — tłumaczy prof. Marek Wierzbowski, partner kancelarii Prof. Wierzbowski i Partnerzy.
Główny problem, na jaki wskazują prawnicy sprowadza się do tego, by było od kogo wyegzekwować pieniądze.
— Pytanie, czy jak się uzyska jakikolwiek korzystny wyrok, to czy będzie się on nadawał wyłącznie do powieszenia na ścianie, czy też uzyska się w jego wyniku jakieś pieniądze — mówi Mateusz Chudzik, radca prawny z kancelarii Chudzik i Wspólnicy.
— Możliwość wygrania takiego procesu na pewno nie jest tak mała, że odradzałbym jego wytoczenie. Słabo widzę natomiast możliwość zaspokojenia po korzystnym wyroku.Chodzi przecież nie o moralne zwycięstwo, ale realne naprawienie szkody — mówi Wojciech Kapica, współkierujący departamentem prawa rynków finansowych w kancelarii SMM Legal.
Jego zdaniem, należy pamiętać, że spółka jest w takiej kondycji, że wyegzekwowanie od niej czegokolwiek jest nierealne. Majątek prywatny o wartości 80 mln zł, o którego zabezpieczeniu informowała prokuratura, ma zaś ewentualnie zadośćuczynić stratom spółki. Adresatem roszczeń może być też audytor, czyli Deloitte.
— Trzeba będzie udowodnić winę audytora. Choćby nieumyślną, wynikającą z rażącego niedbalstwa. A to będzie trudne. Jeżeli spółka celowo wprowadza w błąd audytora, to albo on to wychwyci, albo nie. Nie wiemy, w jaki sposób były przeprowadzane kwestionowane obecnie operacje w GetBacku. Co za tym idzie, nikt nie wie, na ile audytor miał świadomość tego, co się dzieje w spółce — wyjaśnia Wojciech Kapica.
— Pomysł z uderzeniem w firmę audytorską nie jest skazany na niepowodzenie. Ale na zasadach ogólnych Kodeksu cywilnego trzeba będzie wykazać winę konkretnych osób. Należy przy tym brać pod uwagę, że to specjaliści muszą ocenić czy praca audytora została dobrze wykonana. W praktyce oznacza to specjalistów z innych firm, o podobnym profilu. To małe środowisko, a pozwany łatwo nie odda pola — mówi Mateusz Chudzik.
Na przedsmak problemów może wskazywać fakt, że w pięciu kancelariach zajmujących się rynkiem kapitałowym odmówiono nam komentarzy, motywując to różnego rodzaju konfliktami interesów. Jeden z partnerów z tych kancelarii powiedział wprost, że pracuje dla innej spółki, w której Deloitte jest audytorem.
Artykuł bez praktyki
Prawnicy zwracają jednak uwagę, że przynajmniej pod względem formalnym w lepszej sytuacji od nabywających akcje w handlu giełdowym są akcjonariusze, którzy kupili akcje w ofercie publicznej i mają je do tej pory. Artykuł 98 Ustawy o ofercie publicznej mówi wprost, że „podmiot odpowiedzialny za prawdziwość, rzetelność i kompletność informacji zamieszczonych w prospekcie emisyjnym, memorandum informacyjnym oraz innych dokumentach sporządzanych i udostępnianych w związku z ofertą publiczną dotyczącą papierów wartościowych, dopuszczeniem papierów wartościowych lub instrumentów finansowych niebędących papierami wartościowymi do obrotu na rynku regulowanym lub ubieganiem się o takie dopuszczenie, zobowiązany jest do naprawienia szkody wyrządzonej przez udostępnienie do publicznej wiadomości nierzetelnej, nieprawdziwej lub niekompletnej informacji lub przemilczenie informacji (…)”
— Do tej pory nikt skutecznie nie skorzystał z narzędzi art. 98 ustawy o ofercie publicznej. Nie ma więc szerszej doktryny i orzeczeń sądów w tej kwestii — podkreśla Mateusz Chudzik.
Dodaje, że na podstawie tego przepisu do odpowiedzialności można pociągnąć tylko te domy maklerskie, które brały udział w tworzeniu prospektu, a nie wszystkie, które sprzedawały akcje.
— To nowa sytuacja. Do tej pory nie mieliśmy do czynienia z tego typu problemem w takiej skali i zapewne pojawi się wiele nowych pomysłów działania — dodaje Mateusz Chudzik.
— Z punktu widzenia akcjonariusza najtrudniejsze jest samo wykazanie szkody. Można argumentować, że dopóki akcjonariusz nie sprzeda akcji nie ponosi szkody. Ma tylko różnicę w wycenie. Akcji nie sprzeda zaś dopóki notowania są zawieszone. Z drugiej strony były już próby wykazania, że sama zmiana wyceny jest szkodą. Ale były to próby podejmowane przy wezwaniach, a więc w innym kontekście — wyjaśnia Wojciech Kapica.
55,5 mln zł Akcje o takiej wartości objęli w trakcie oferty publicznej GetBacku inwestorzy indywidualni.
WSZYSTKO O GETBACKU SPRAWDŹ NA: www.pb.pl/temat/getback