Sprawa czterech funduszy zamkniętych stworzonych przez Dom Maklerski W Investment (WI), z których około 1,5 tys. osób nie może wypłacić kilkuset milionów złotych, to jedna z największych afer rodzimego rynku kapitałowego. Okazuje się, że Alior Bank, jeden z jej negatywnych bohaterów, który sprzedał 2/3 wszystkich certyfikatów toksycznych funduszy, żadnych konsekwencji — przynajmniej administracyjnych — jednak nie poniesie. Zdecydował o tym wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego (NSA), który ostatecznie uchylił 10 mln zł kary, jaką na Aliora nałożyła w 2019 r. Komisja Nadzoru Finansowego (KNF).
Kara? 10 mln zł
Kara nadzorcy była rezultatem kontroli przeprowadzonej w banku i jego domu maklerskim, której wyniki prawie pięć lat temu ujawniliśmy w PB. KNF uznała wtedy, że przy dystrybucji certyfikatów funduszy WI Alior dopuścił się missellingu, przedstawiając instrumenty wysokiego ryzyka jako alternatywę dla lokat i sprzedając je nawet tym klientom, których sam zakwalifikował jako przezornych, czyli nieakceptujących ryzyka. Zdaniem nadzoru bank wielokrotnie (ponad 30 razy) naruszył przepisy prawa i wewnętrzne procedury, a działalność maklerską prowadził „w sposób nierzetelny, nieprofesjonalny i niezgodny z najlepiej pojętymi interesami klientów”.
Wszystkie te nieprawidłowości KNF wyceniła na 10 mln zł i nałożyła na Alior karę w tej właśnie wysokości. Bank odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA) w Warszawie, a ten w czerwcu 2020 r. decyzję nadzoru uchylił. Przy czym zdecydowało o tym nie to, że sąd zakwestionował ustalenia KNF, ale względy formalne. A konkretnie… przedawnienie sprawy.
Uchylając karę WSA oparł się na ordynacji podatkowej, która zakłada przedawnienie po trzech latach, a nie — tak jak chciał nadzór — na Kodeksie postępowania administracyjnego przewidującego pięcioletni okres przedawnienia. Dodatkowo Aliorowi pomógł bubel legislacyjny polegający na tym, że akurat w okresie wydawania decyzji przez KNF przepis stanowiący podstawę nałożenia kary był wadliwie sformułowany.
Zwrot? 14,5 mln zł
Nadzór z porażką się nie pogodził i skierował skargę kasacyjną do NSA. Ten jednak przyznał rację WSA i już prawomocnie uznał, że KNF spóźniła się z nałożeniem kary. Z relacji poszkodowanych klientów Aliora, którzy byli na posiedzeniu, wynika, że NSA w ustnym uzasadnieniu zasugerował, że KNF powinna działać szybciej, a dodatkowo mogła skorzystać z możliwości innych sankcji, które by się nie przedawniły. Czy w związku z tym nadzór ma sobie coś do zarzucenia? Niekoniecznie.
W odpowiedzi przesłanej PB przez Jacka Barszczewskiego, rzecznika prasowego KNF, możemy przeczytać, że „rozbieżność między stanowiskiem sądu a KNF wynikła z brzmienia przepisu ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym”, który NSA „zinterpretował literalnie, mimo niejasnego i epizodycznego charakteru (obowiązywał w takim kształcie jedynie między 1 stycznia a 25 maja 2019 r. i został niezwłocznie poprawiony, aby nie budzić wątpliwości)”. W opinii KNF ta interpretacja „podważyła dotychczasowe utrwalone stanowisko judykatury i doktryny na termin przedawnienia deliktów administracyjnych na rynku kapitałowym, który wynosi pięć lat”.
W rezultacie wyroku NSA nadzór będzie musiał zwrócić Aliorowi 10 mln zł, które wpłacił już w styczniu 2020 r., wraz z odsetkami podatkowymi. Dokładna ich wysokość zostanie wyliczona, gdy do Urzędu KNF dotrze orzeczenie wydane przez WSA wraz ze stwierdzeniem jego prawomocności. Z wyliczeń PB wynika, że na konto giełdowego banku powinno jednak wpłynąć około 14,5 mln zł.
Rezerwy? 78 mln zł
Alior ma więc powody do zadowolenia, co jest paradoksalne w kontekście innych opisanych ostatnio przez PB faktów, dotyczących systematycznego zwiększania przez bank rezerw na pozwy o odszkodowanie ze strony jego klientów nabywców certyfikatów funduszy WI. Jak napisaliśmy, bank przez kilka lat, aż do końca III kw. 2022 r., twierdził że „prawdopodobieństwo wypływu środków” z tytułu tych pozwów „jest szacowane na poziomie niższym niż 50 proc”, tym uzasadniając nietworzenie rezerw w związku z tą sprawą.
Pierwsza rezerwa, wysokości 19,6 mln zł, pojawiła się w raporcie rocznym Aliora za 2022 r., a po półroczu 2023 urosła do 42,7 mln zł. Wtedy też bank po raz pierwszy przyznał, że „w kalkulacji rezerwy uwzględnił również możliwy wzrost skali pozwów oraz większe prawdopodobieństwo uzyskania niekorzystnych wyroków”. Najwyraźniej jednak nie doszacował negatywnych tendencji, bo już na koniec III kw. 2023 r. wysokość rezerwy wzrosła aż do 78 mln zł.
Systematycznie, z kwartału na kwartał, rośnie też liczba pozwów niezadowolonych klientów Aliora, którym sprzedano certyfikaty funduszy WI. Na koniec 2021 r. było ich 59, na koniec 2022 r. 102, a na koniec września 2023 r. 155. Co ciekawe — ich łączna kwota (52,3 mln zł) jest niższa niż kwota rezerwy (78 mln zł). A trzeba pamiętać, że ta ostatnia nie obejmuje 103,9 mln zł z pozwu grupowego 320 osób, który ostatnio ruszył przed stołecznym sądem (Alior nie tworzy na niego rezerw, bo nie jest to jeszcze pozew o zapłatę, lecz o ustalenie odpowiedzialności banku).