AMBRA ZDOMINUJE WINA STOŁOWE
Szef winiarskiej spółki rozważa indywidualne wejście w produkcję wódek
SAMODZIELNA DECYZJA: Ambra nie będzie uczestniczyć w prywatyzacji Polmosów, ale jeśli resort skarbu przedstawi koncepcję prywatyzacji branży i podzieli znaki, być może sam zdecyduję się na przejęcie jednej z fabryk — mówi Janusz Palikot, prezes Ambry. fot. Grzegorz Kawecki
Po uzyskaniu pozycji lidera w sprzedaży win musujących Ambra przygotowuje się do zdominowania krajowego rynku win stołowych. Spółka definitywnie zrezygnowała z wejścia w Polmosy. Niewykluczone też, że Janusz Palikot, prezes spółki, spróbuje indywidualnie przejąć jednego ze średnich producentów wódek.
Jeszcze do niedawna spółka Ambra była wymieniana jako jeden z wiodących krajowych inwestorów gotowych przejmować Polmosy. Firma interesowała się przede wszystkim zakładami z Łańcuta i Lublina. Jednak nowa koncepcja resortu skarbu, która zakłada administracyjny podział ogólnopolmosowskich znaków towarowych, co w konsekwencji godzi w mniejsze Polmosy, skutecznie zniechęciła spółkę z Woli Dużej do inwestycji.
Kosztowny biznes
Prezes Ambry, Janusz Palikot, podkreśla, że przejmowanie Pol- mosów jest inwestycją sięgającą kilkuset milionów złotych, a na zwrot kapitału trzeba czekać dłużej niż 5-6 lat. W przypadku niewielkich Polmosów, pozbawionych znanych znaków towarowych (a takich jest ledwie kilka: Luksusowa, Wyborowa, Żubrówka, Krakus, Extra Żytnia i Żołądkowa Gorzka), ich kupno staje się nieopłacalne. Tym bardziej że większość z nich jest zadłużona i ma przerosty zatrudnienia.
— Administracyjne przyznanie każdej ze spirytusowych fabryk punktów, których ilość będzie zależna od wielkości produkcji wódki pod ogólnopolmosowskimi markami, jest nieuczciwa w stosunku do Polmosów. Stracą na tym firmy, które już się zrestrukturyzowały, promowały własne znaki towarowe i lepiej przystosowały do rynku — mówi Janusz Palikot.
Uważa on, że najlepsze wódczane marki przypadną największym Polmosom, a inwestorzy będą musieli wyłożyć setki milionów złotych na kupno marek i odbudowę ich pozycji.
Palikot atakuje
Janusz Palikot rozważa jednak wejście na rynek spirytualiów. Zamierza uczynić to jako indywidualny inwestor. Przewiduje, że po wejściu w życie planów ministerialnych mniejsze zakłady będą musiały upaść. Wówczas ich przejęcie nie będzie wiązać się z wysokimi kosztami.
— Problem jednak w tym, że wtedy musiałbym wypromować nowy znak towarowy, co będzie bardzo trudne przy obowiązującym zakazie reklamy mocnych alkoholi. Najchętniej zainwestowałbym w pierwszym etapie prywatyzacji branży, pod warunkiem jednak, że jeden z wiodących znaków przypadłby małemu zakładowi, np. fabryce z Lublina czy Łańcuta — dodaje Janusz Palikot.
Sama Ambra przygotowuje się natomiast do podboju krajowego rynku wina. Jeszcze w ubiegłym roku firma zainwestowała 15 mln zł w nowe linie do produkcji wina.
— W czerwcu planujemy ich rozruch. Będziemy dostarczać więcej Dorato w butelkach o pojemności 0,2 l — informuje szef spółki.
Zdaniem Janusza Palikota, jest to nie wykorzystana jeszcze nisza rynkowa. Na zachodzie Europy, w każdym pubie czy knajpce, można zamówić lampkę dobrego wina, w Polsce najczęściej trzeba liczyć się z koniecznością kupna całej dużej butelki.
W tym roku Ambra zainwestuje kolejne 12 mln zł. Połowę tej kwoty pochłonie inwestycja w rozwój rynku win importowanych.
Giełda winem płynąca
Kolejne środki na inwestycje Ambra pozyska wchodząc w końcu przyszłego roku na giełdę. Janusz Palikot szacuje, że spółka zarobi na GPW 40-60 mln zł i w ciągu trzech lat stanie się liderem w produkcji i imporcie win stołowych.
— Bardzo dynamicznie rozwija się sprzedaż win w cenie 10-20 zł. Porozumieliśmy się już z producentami win z Francji, Włoch i Hiszpanii. Pierwsze partie sprowadzimy na rynek jeszcze w tym roku — twierdzi Janusz Palikot.
Teraz spółka kontroluje 5 proc. tego rynku i 8 proc. rynku koktajli.
Planowane przez Ambrę inwestycje pozwolą spółce za 3-4 lata potroić sprzedaż. Firma zakłada, że za kilka lat będzie wytwarzać 100 mln butelek wina.