Aneks do tekstu „Korekta czy coś na miarę pokolenia?”

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2016-03-01 11:26

Miałem napisać coś o planie Morawieckiego, ale postanowiłem, że taki tekst napiszę do swoich comiesięcznych felietonów dla Krytyki Politycznej. Uważam, że w tym miejscu temat nie byłby wystarczająco „sexy”. Tekst w „KP” ukaże się w poniedziałek 7. marca i nie będę miał nic przeciwko temu, żeby tutaj pojawiały się do niego komentarze.

Ja chciałbym tutaj krótko napisać znowu o bankach centralnych. Zostało już bowiem naprawdę niedużo czasu do posiedzenie trzech banków (ECB, BoJ i Fed – odpowiednio 10.03, 15.03 i 16.03), a próby gry pod wyniki tych posiedzeń nie widać. Jeśli w tym tygodniu jej nadal nie byłoby widać to bardzo źle rokowałoby kolejnym miesiącom na giełdach.

Zmieniłem jednak nieco zdanie od czasu, kiedy napisałem tekst pt. „Korekta czy coś na miarę pokolenia?”. Przypominam, że wtedy napisałem: „Co może się stać, kiedy inwestorzy przestana wierzyć w to, że pomoc banków centralnych (które napompowały sześcioletnią hossę) przestanie pomagać giełdom i gospodarkom to możemy sobie wyobrazić, chociaż obawiam się, że skutki będą (bo najpewniej kiedyś tak się stanie) trudne do wyobrażenia. Jeśli świat (wszyscy, nie tylko rządy) zadłużony jest na 220 bilionów dolarów (naszych bilionów) to tylko konferencja oddłużeniowa uratowałaby nas przed naprawdę Wielką Depresją.”.

Jak wyżej napisałem zmieniłem zdanie. Zmieniłem je pod wpływem tekstu wicenaczelnego „Dziennika Gazety Prawnej” Krzysztofa Jedlaka w piątkowym (26.02) wydaniu „DGP”. Redaktor przytacza tam opinie wielu ekonomistów, których trapił ten sam problem, o którym ja pisałem. Okazało się, że nie starczyło mi wyobraźni.

Ktoś kiedyś na naszym blogu napisał, że przecież banki centralne mogą kupować ropę (kontrakty) czy bezpośrednio akcje. Uznałem to za czystą fantazję, ale okazało się, że nie do końca jest to fantazja. Ekonomiści (na razie jest ich niewielu) uważają, że jeśli rzeczywiście poluzowanie ilościowe (skup obligacji z rynku wtórnego) i negatywne stopy depozytowe nie pomogą lub pomogą nieznacznie i na krótko gospodarce (na to się zanosi) to banki podejmą decyzję o zastosowania prawdziwej broni atomowej.

Na razie to jest kompletna anatema, ale banki w sytuacji prawdziwego zagrożenia nie cofną się i zadecydują o bezpośrednim kupowaniu obligacji od rządów. Elektroniczne zapisy (obligacje) zamienią się na elektroniczne zapisy (pieniądze). Tak pozyskane nowe pieniądze rządy zaczęłyby stosować na „keynesowski” sposób: inwestycje i pobudzenie popytu wewnętrznego. To zaś z całą pewnością podniosłoby inflację i wzrost gospodarczy.

Co stanie się, jeśli znarkotyzowane dopływem coraz większej ilości „świeżych” pieniędzy gospodarki będą żądały coraz większego wsparcia banków centralnych? Ich bilanse będą puchły i w zasadzie okaże się, że są bankrutami. Ale banki centralne bankrutami być nie mogą. Mogą za to umorzyć sobie zadłużenie, co byłoby zastępnikiem za Konferencję Oddłużeniową, o której wspomniałem w poprzednim, tekście.

Jakie wnioski na dzisiaj? Jeśli rzeczywiście te 3 posiedzenie banków centralnych, o których wyżej wspominam, zastosują standardowe (obecnie standardowe) środki (zwiększenie QE, bardziej ujemna stopa depozytowa), a reakcja rynków finansowych będzie negatywna lub pozytywna jedynie w krótkim (miesiąc?) okresie to będzie znaczyło, że zdążamy do potężnej przeceny. Dopiero wtedy, kiedy na rynkach zagoszczą „krachowe” nastroje banki centralne będą skłonne zastosować swoją broń atomową. Być może wcześniej jeszcze rządy państw z G-20 stworzą jakiś wehikuł inwestycyjny, którym pobudziłyby inwestycje i popyt wewnętrzny.

Wniosek dla inwestorów? Stary jak świat – „kupuj, kiedy krew się leje”. Napisałem w pierwotnym teście, że „taki scenariusz może być bardzo odległy. To wcale nie musi stać się już teraz - może się wydarzyć nawet za kilkadziesiąt lat. Grając na taki scenariusz i skupując złoto (bo to byłby jedyny ratunek w najgorszym scenariuszu) możemy zachować się tak jak bohaterowie filmu „Big Short”, którzy zbyt wcześnie zaczęli obstawiać załamanie rynku hipotecznego w USA.”. To też powinienem zmodyfikować.

Jeśli rzeczywiście dojdzie do załamania rynku akcji to złoto będzie drożało, a jeśli banki centralne użyją broni atomowej to będzie drożało jeszcze szybciej. Jeśli jednak G-20 zastosuje swoje rozwiązanie to problem użycia broni atomowej przesunie się i wtedy złoto na chwilę straci swój blask, a zyskają go akcje. Zresztą akcje będą wygrane w obu sytuacjach (działanie G-20/banków centralnych).

Czy jest jakieś zagrożenie dla tych scenariuszy? Jest. Nie znamy bowiem reakcji zwykłych ludzi, z których 99,99% nie wie, co to są pieniądze i na czym polega ich tworzenie. Jeśli zorientują się, że decyzją polityczną można zwiększyć ich ilość w sposób niewyobrażalny… To nie wiem, co zrobią.