Andrzej Mochoń: Dotyk, zapach, aura. Liczy się prawda, liczy się człowiek

dr Andrzej Mochoń, prezes Targów Kielce
opublikowano: 2025-12-22 20:00

W epoce beki, emotikonów i komunikacji skróconej do minimum zapominamy, że biznes to nie algorytm, lecz rozmowa. A rozmowa zaczyna się od człowieka, nie od wskaźnika. W zawodowych relacjach ważne jest to samo, co w życiu: ton głosu, uśmiech, pauza, oddech. To, czego nie widać w prezentacji, a co decyduje o tym, czy mamy do czynienia z człowiekiem, czy tylko z loginem w systemie — pisze dr Andrzej Mochoń, prezes Targów Kielce.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Człowiek jest jak otwarta księga — niesie w sobie prawdę, która jest fundamentem zaufania, tak ważnego w budowaniu relacji nie tylko w życiu, ale też w biznesie. Dlatego to człowiek, a nie technologia, nie ekran komputera, nie chatbot, którego trudno odgadnąć, czym naprawdę jest lub czym może się stać, decyduje o trwałości i wartości nawiązywanych kontaktów.

Wszechobecna sztuczna inteligencja jest znakomita w kreowaniu iluzji, która niczym bańka mydlana znika szybciej, niż zdążymy jej dotknąć. Nie daje poczucia bezpieczeństwa, zostawia jedynie rozczarowanie, że to, co widzimy, nie jest prawdą. Jest fikcją. Fałszem. Udawaniem. A przecież właśnie przed tym człowiek ucieka. Od świata, w którym fokusujemy się na KPI, a każdy case goni ASAP-em. Od świata, w którym nawet cringe zaczyna być cringe’owy, bo Alfa już go nie używa. W którym łatwo stać się frikiem jak z młodzieżowego slangu, kimś, kto bardziej pilnuje wskaźników niż własnego pulsu…

Sam zastanawiam się, co właśnie napisałem… ale jestem pewien, że kiedy każdy mejl brzmi jak wezwanie do natychmiastowego heroizmu operacyjnego, łatwo zgubić człowieka wśród skrótów. Biznesowa rzeczywistość przypomina dziś centrum sterowania rakietą kosmiczną: ROI, EBITA, MRR, LTV, ROAS. Zestaw kodów, które robią wrażenie, ale nie mają nic wspólnego z relacją między ludźmi.

W epoce beki, emotikonów i komunikacji skróconej do minimum zapominamy, że biznes to nie algorytm, lecz rozmowa, a rozmowa zaczyna się od człowieka, nie od wskaźnika. W zawodowych relacjach ważne jest to samo, co w życiu: ton głosu, uśmiech, pauza, oddech. To, czego nie widać w prezentacji, a co decyduje o tym, czy mamy do czynienia z człowiekiem, czy tylko z loginem w systemie. Dlatego widać wyraźny powrót do spotkań osobistych. Nie tylko z nostalgii, lecz z potrzeby.

Co ciekawe, szczególnie mocny jest ten trend wśród pokoleń, które dorastały online. To oni mówią: „chcę przeżyć”, „chcę poczuć”, „chcę być na miejscu”. Wolą autentyczność od nagrania, wolą energię ludzi od najlepiej przygotowanego PDF-a. Chcą doświadczeń, których nie da się przewinąć jak rolki na ekranie. I właśnie dlatego wydarzenia w realu stają się dziś czymś więcej niż konferencją czy ekspozycją. Coraz częściej przypominają festiwal relacji — przestrzeń, w której ludzie zderzają się ze sobą, swoje poglądy i charaktery, intencje i zamiary, wymieniają myśli, spontanicznie wiją nici porozumienia. Także to decyduje o tym, że targi, które są moją zawodową rzeczywistością, przeżywają renesans, a przedstawiciele firm ankietowanych przez niemieckie stowarzyszenie przemysłu targowego AUMA deklarują, że będzie to ich główne narzędzie marketingu w najbliższych latach. Targi przestały być już bowiem zbiorem stoisk. Stały się platformą wpływu, miejscem spotkań, które mają znaczenie nie tylko dlatego, że prowadzą do konkretnego biznesu, ale dlatego, że pozwalają przypomnieć sobie, kim jesteśmy w kontakcie z drugim człowiekiem. Można oczywiście obejrzeć produkt online, wysłuchać prezentacji, przejrzeć katalog, ale prawdziwa relacja zaczyna się dopiero wtedy, gdy patrzymy sobie w oczy. Kiedy słychać śmiech, a nie rozszyfrowujemy emotikonę. Kiedy ktoś naprawdę słucha, a nie tylko odhacza punkty w agendzie. Tak jest na świecie i tak jest w Kielcach.

Weźmy choćby targi motoryzacyjne, które za każdym razem przeżywają prawdziwe oblężenie, niezależnie w którym zakątku globu się odbywają i jaką mają skalę. Można przecież obejrzeć piękne, profesjonalnie zrobione zdjęcia, testy online czy świetnie nakręcone filmy. Ale dopiero kiedy dotykamy kierownicy, brzmienie silnika i zapach wnętrza auta sprawiają, że produkt staje się realnym doświadczeniem. To ta chwila — najbardziej ludzka, nieprzewidywalna — decyduje o tym, co będzie dalej, o naszych reakcjach i relacjach. To samo zapewne kierowało ludźmi, których tysiące zgromadziło otwarcie spektakularnej hali Sphere w Las Vegas w ubiegłym roku. Technologia zachwyca, ale to nie ona była gwiazdą, nie ona była najważniejsza. Najważniejsi byli ludzie, którzy płacili po kilkaset, a nawet kilka tysięcy dolarów tylko po to, by być „tam”, w pierwszym rzędzie, wśród innych ludzi. Chodziło nie o ekran, który z bliska jest większy, ale o aurę wydarzenia — o możliwość dzielenia się emocją, której nie da się wytworzyć syntetycznie.

W świecie, w którym tak wiele rzeczy można wygenerować, wyretuszować i zoptymalizować, prawdziwa obecność staje się nie do przecenienia. Dlatego powinniśmy pamiętać, że żadne KPI, żaden dashboard nie zastąpią rozmowy przy stole, wymiany spojrzeń, uścisku dłon, czy zwykłego „miło cię widzieć”. To w tych momentach zaczyna się zaufanie, którego nie da się zamknąć w Excelu, podobnie jak nie da się w nim ubrać choinki pachnącej lasem, domem, rodziną.

Choć technologia będzie się rozwijać, nierzadko ułatwiając nam życie i przybliżając praktyczne, codzienne funkcjonowanie do doskonałości, a skróty myślowe będą się mnożyć, jest coś, czego nie możemy i nie chcemy zgubić: człowiek, wewnętrzna energia, temperament… Jest jeszcze coś, co jest mi osobiście bliskie — cisza, w której jak w słowach piosenki znakomitego artysty Grzegorza Turnaua — „sprawy się kołyszą”… „tylko tobie zaufam, tylko tobie uwierzę”…

Tak, wiem… że wojna, że Europa, że USA, że przyszłość, że wielka polityka. Świat nie daje nam wytchnienia. Każdy to wie i czuje, każdy się boi i ma nadzieję. Niezależnie jednak od tego, co będzie, każdy potrzebuje bliskości, zaufania, które daje poczucie bezpieczeństwa i prawdziwego przekazu. I dopóki ludzie będą chcieli się spotykać, strategie i przyszłość będą miały sens. A gdy czasem pomyślimy: „A może by tak rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady…”, to dobrze. Bieszczady uczą, jak brzmi cisza. I przypominają, po co wracamy….A wracamy do ludzi i dla ludzi.

Do zobaczenia na szlaku spotkań.

dr Andrzej Mochoń

Menedżer, działacz gospodarczy i geolog. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego, doktor nauk geologicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Z Kielcami związany od 1980 r., kiedy podjął pracę jako wykładowca na dzisiejszym Uniwersytecie Jana Kochanowskiego. Współtworzył jedną z pierwszych niepublicznych szkół wyższych w mieście — Wyższą Szkołę Administracji Publicznej.

W latach 1993–2003 kierował Świętokrzyską Agencją Rozwoju Regionu, a następnie był dyrektorem Geoparku Kielce, inicjując m.in. zadaszenie amfiteatru na Kadzielni i udostępnienie tamtejszych jaskiń. W 1996 r. stał na czele Centrum Targowego Kielce. Od 2006 roku pełni funkcję prezesa zarządu Targów Kielce. Jest współtwórcą Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego (MSPO), jednej z najważniejszych wystaw obronnych w Europie.

W latach 2009–24 był konsulem honorowym Republiki Federalnej Niemiec. Pełnił funkcję prezesa Polskiej Izby Przemysłu Targowego, kierował europejskim stowarzyszeniem statystyki targowej CENTREX, a obecnie działa w radzie PIPT oraz w strukturach UFI. Jest przewodniczącym Rady Uczelni Politechniki Świętokrzyskiej i kanclerzem Loży Świętokrzyskiej BCC.

Pasjonuje się fotografią i jazzem — jego zdjęcia prezentowano na wystawach i okładkach płyt artystów jazzowych i folkowych. Od lat współorganizuje Memorial to Miles Targi Kielce Jazz Festival. Zdobył Mont Blanc i Kilimandżaro, włada sześcioma językami.