Armatorzy szukają sposobu na Cieśninę Ormuz

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2019-08-08 22:00

Seria incydentów w cieśninie Ormuz, związana z wejściem w życie pełnej skali amerykańskich sankcji wobec Iranu, wkracza w trzeci miesiąc.

Dotychczas w korytarzu tranzytowym, którym przepływa co trzecia transportowana morzem baryłka ropy, doszło do ataków torpedowych na tankowce, zestrzelenia dronów i zatrzymań statków. Armatorzy posyłający statki do szerokiej na 54 km cieśniny, na której brzegach leżą Iran, Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Oman, skarżą się na znaczący wzrost kosztów ubezpieczenia przed ryzykiem wojennym. Operatorzy tankowców znaleźli jednak przynajmniej częściowe remedium na ryzyko związane z incydentami — donosi agencja Bloomberg.

W lipcu wiele przepływających przez cieśninę jednostek zmieniło trasę tak, by poruszać się jak najbliżej wybrzeża Emiratów i Omanu, a przynajmniej 20 wyłączyło transpondery. Choć nie czyni to jednostek niewidzialnymi dla radarów (a tym bardziej dla ludzkiego oka), zmniejsza jednak ryzyko, bo trudniejsze dla mających złe zamiary obserwatorów jest śledzenie trasy statków.

Mimo że na okalających Ormuz wodach działa Piąta Flota amerykańskiej marynarki wojennej, dla dużej części armatorów ryzyko stało się jednak zbyt wysokie. Z regionu zniknęły jednostki pod banderą sprzymierzonej z USA Wielkiej Brytanii, a koncern BP całkowicie zaprzestał wysyłania tankowców. Część armatorów unika nawet wpływania do zlokalizowanego przed cieśniną emirackiego centrum załadunku ropy w Fudżarze — zauważa Bloomberg.