WYWIAD Z MARKIEM WILSONEM, PREZESEM AVIVY, I ADAMEM USZPOLEWICZEM, PREZESEM AVIVY POLSKA

„Puls Biznesu”: Jest jakiś szczególny powód pana wizyty w Polsce?
Mark Wilson, prezes Avivy: Kilka razy w roku odwiedzam Polskę, bo choć to biznes średniej wielkości w grupie, to jeden z najbardziej strategicznych, obok Kanady, Chin i Turcji. Tym razem pretekstem było otwarcie nowego biura, spotkanie najważniejszych menedżerów grupy i posiedzenie zarządu.
Czy jest pan zadowolony z wyników tego „strategicznego biznesu”?
Na ostatnich wynikach negatywnie odbiło się m.in. wprowadzenie podatku od aktywów, ale radzimy sobie lepiej niż rynek. Nasz polski biznes jest dość duży, mamy silną markę i świetny zespół menedżerski. Dlatego chcemy dalej inwestować w Polsce. Rozważamy ulokowanie tu centrum usług wspólnych. Chcemy stworzyć zupełnie nowe, duże centrum. Przeniesiemy do niego zadania mniejszych jednostek — mamy centrum z nieco ponad 100 osobami. Możemy stworzyć ponad tysiąc wysoko wyspecjalizowanych miejsc pracy. Polska jest na krótkiej liście rozważanych przez nas lokalizacji. Decyzji jeszcze nie podjęliśmy, rozmawiamy o tym z rządem. Sporo od tych rozmów zależy, bo oczywiście inne kraje też walczą o tę inwestycję.
Czego oczekują państwo od rządu? Grantów? Zwolnień podatkowych?
Nie grantów, lecz stworzenia dobrych warunków do prowadzania biznesu i zapewnienia stabilności. Jesteśmy bardzo dobrym korporacyjnym obywatelem Polski — płacimy podatki, inwestujemy, biznes prowadzą Polacy. Chcemy być traktowani jak ceniony partner. Inwestorzy nie cierpią niepewności. Zmiany w drugim filarze emerytalnym i podatek nałożony na aktywa naruszyły dobry klimat. Podatek od aktywów powinien być zweryfikowany, bo jego konstrukcja nie jest optymalna. Rozumiemy, że rząd chce walczyć z optymalizacją podatkową, na pewno niektóre firmy tego nadużywają, ale my zapłaciliśmy w ubiegłym roku 260 mln zł podatku dochodowego, jesteśmy w gronie 10 największych płatników CIT w Polsce, a przecież nie jesteśmy w dziesiątce największych firm. Światowe instytucje straciły nieco entuzjazmu do inwestowania w Polsce ze względu na wprowadzane zmiany i niepewność na GPW. My jednak jesteśmy prawdziwymi fanami Polski, chcemy inwestować więcej, ale potrzebujemy partnerskiego podejścia.
Widzi pan potencjał wzrostu w Polsce?
O tak, zdecydowanie! Przez 14 lat pracowałem w Azji, którą świat postrzegał jako rynek wzrostowy. Inwestorzy nie widzą Polski w tym gronie, ale ja tak. Dlaczego? Bo ma wszystkie cechy predestynujące do wzrostu: gospodarka wciąż należy do wschodzących, społeczeństwo jest wyedukowane, system edukacji jest świetny i zapewnia wykwalifikowaną kadrę, sytuacja demograficzna skłania do gromadzenia oszczędności, a wydatki na ubezpieczenia są bardzo, bardzo niskie — 2,5 razy niższe niż średnio w Unii Europejskiej i 4 razy niższe niż w Wielkiej Brytanii. Warunki są więc idealne — potrzeba tylko, by rząd zmobilizował obywateli do oszczędzania na przyszłość, a inwestorów — do inwestycji w sektorze. Firmy ubezpieczeniowe są inwestorami, których Polska potrzebuje — ze względu na specyfikę biznesu myślimy długoterminowo. Jako grupa mamy 350 mld GBP aktywów i inwestujemy m.in. w projekty infrastrukturalne. Z przyjemnością część ulokujemy w Polsce, ale potrzebujemy do tego zachęty. Potrzeba polityki rządu, która zachęca zagraniczne firmy do inwestycji, tworzy konkurencyjny rynek i zapewnia nam traktowanie równe z krajowymi podmiotami. W takich warunkach chcemy inwestować, szukamy m.in. możliwości do przejęć.
W jakim obszarze chcą państwo przejmować?
Jesteśmy numerem dwa w ubezpieczeniach na życie, w majątkowych jesteśmy za mali, plasujemy się około 10. miejsca na rynku. Mamy dużo kapitału i jeśli pojawi się okazja do zwiększania udziału w rynku przez przejęcia, to chętnie z niej skorzystamy.
Rozmawiają państwo obecnie o jakiejś akwizycji?
Nie, skanujemy rynek. Przyglądaliśmy się każdej firmie, która była sprzedawana w ostatnich kilku latach.
Rozwijać się można również organicznie. Wspomniał pan, że potrzeba rządowego programu dla zwiększenia skłonności do oszczędzania na starość. Jak powinien wyglądać? Na jakim rynku powinniśmy się wzorować?
Doświadczenia innych krajów wskazują, że inwestorzy i oszczędzający potrzebują stabilizacji. Kolejna prawidłowość jest taka, że system oszczędzania na emeryturę powinien być oparty na prywatnych dostawcach produktów. Cechą wspólną dobrze działających systemów na świecie jest to, że bazują na konkurencji pomiędzy prywatnymi firmami. Jeśli bowiem pieniędzmi zarządza rządowa instytucja, to niezależnie od miejsca na świecie rząd prędzej czy później może po nie sięgnąć, by realizować swoje cele. W niektórych krajach, np. w Wielkiej Brytanii, są zachęty podatkowe, w innych, np. Singapurze czy Australii, system jest obowiązkowy. Oba rozwiązania są dobre, pod warunkiem że pieniędzmi zarządzają prywatne instytucje.
Rząd przekonuje, że prywatne instytucje tylko pobierają wysokie prowizje, a stopy zwrotu nie są powalające.
Jeśli w to wierzy, to niech ureguluje ceny. Ale najlepszą metodą zapewnienia niskich kosztów jest konkurencja na rynku, a jeśli coś nie działa, to interweniuje regulator. Jeśli aktywa będą duże, a rynek konkurencyjny, opłaty będą niskie. Problemem polskiego rynku jest to, że konkurencja nie jest wystarczająca, bo zachęty dla inwestorów do rozwijania biznesu są zbyt słabe.
OFE były 15., a nie było konkurowania opłatami…
Adam Uszpolewicz, prezes Aviva Polska: To przez mechanizm minimalnej stopy zwrotu — on zabił konkurencyjność. Jako branża mówiliśmy o tym, ale nas nie słuchano.
Skończyło się tak, że dwa kolejne rządy znacjonalizowały część pieniędzy z OFE. Po tych zmianach wciąż chcą państwo utrzymać ten biznes?
Nie zamierzamy wycofywać się z OFE. Są tam nasi klienci, którymi chcemy się opiekować, wielu ma też inne produkty. No i chcemy w Polsce rosnąć.
Kolejnym argumentem za zarządzaniem przez państwo jest problem polis z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym, które okazały się skrajnie niekorzystne dla klientów. Mark Wilson: To prawda, że na rynku były złe produkty. Nie oznacza to jednak, że wszystkie produkty inwestycyjne są złe. Podobne sytuacje zdarzały się na świecie. Trzeba wyznaczyć standardy i ich przestrzegać.
Jakie jest nastawienie londyńskiej branży finansowej do Polski?
Teraz wielu zagranicznych zarządzających funduszami niedoważa w portfelach polskich akcji, tymczasem tutejsza gospodarka ma wszelkie predyspozycje, by przyciągać inwestorów. Odpycha duża niepewność dotycząca m.in. tego, co będzie się działo z giełdą i drugim filarem. Zbudowanie bazy krajowych oszczędności na pewno by ją zmniejszyło i zwiększyło zainteresowanie GPW. Rząd powinien wzmocnić zaufanie do rynku: przeciąć niepewność wokół drugiego filara i zbudować trzeci. Powinien też zabiegać o inwestorów zagranicznych, a najlepszą metodą jest zwiększanie krajowych oszczędności. Polskiej gospodarce potrzebne są długoterminowe oszczędności emerytalne — w budowaniu ich pomogą firmy ubezpieczeniowe, a nie banki, bo one myślą w krótkim terminie. Taka jest natura biznesu.
Adam Uszpolewicz: Łączne aktywa branży ubezpieczeniowej są około 10 razy mniejsze niż banków, ale skala inwestycji w obligacje rządowe jest porównywalna. Banki kupują i sprzedają, my jesteśmy inwestorem długoterminowym.
Co dla Avivy oznacza brexit?
Byłem przeciwko i myślałem, że do niego nie dojdzie. To nie będzie rozwód, bo Wielka Brytania i Unia Europejska nigdy nie były po ślubie, były bardziej jak kuzyni i pozostaną jedną rodziną, ale nieco dalszą. Nie będzie to miało żadnego wpływuna biznes Avivy, bo na wszystkich rynkach działamy jako spółki podlegające krajowym regulacjom, a nie jako oddziały. Słabszy funt oznacza wyższe zyski z działalności zagranicznej. Od głosowania kurs naszych akcji wzrósł. Jest wciąż sporo niewiadomych, różne branże różnie to odczują, ale nas operacyjnie to nie dotknie.
Jak sobie radzicie w środowisku niskich stóp procentowych? To dołuje wyniki wielu ubezpieczycieli.
To prawda, ale my radzimy sobie świetnie. Dzięki odpowiedniej przebudowie portfela aktywów i produktom bez wysokich gwarantowanych stóp zwrotu nasz wynik z inwestycji jest bardzo mało podatny na niskie stopy procentowe. Długo musieliśmy to tłumaczyć inwestorom, ale gdy to zrozumieli i zobaczyli wyniki, docenili nasze podejście — to powód wzrostu kursu w tym roku.
Wierzy pan w kanał direct? W Polsce były wielkie oczekiwania i spektakularne porażki kolejnych graczy.
Mamy doświadczenia z całego świata. W Wielkiej Brytanii jesteśmy zdecydowanym liderem directu. Oczywiście polski rynek ma inną specyfikę, ale na pewno jest potencjał wzrostu. Jako grupa jesteśmy bardzo mocno nastawieni na rozwój tego kanału. To kwestia czasu, kiedy zdominuje sprzedaż — ale na każdym rynku ten czas będzie inny.
Adam Uszpolewicz: Rośnie nam sprzedaż przez internet, ale oczywiście baza wciąż jest niska. Mamy kilka projektów związanych z digitalizacją, od przyszłego roku klienci będą mogli więcej transakcji przeprowadzać online.