Z drugiej strony mamy trwającą mizerię na rynku średnich i małych spółek, które choć tańsze o 60 proc., niż w szczycie hossy, wciąż nie cieszą się zainteresowaniem kupujących. Cóż, wszystko co tanie może być przecież jeszcze tańsze... mWIG40 stracił w poniedziałek aż 1,44 proc. Przed katastrofą cały rynek ratowały drożejące duże banki, KGHM i medialny koncern Agora. Bez ich zwyżek WIG20 zakończyłby niechybnie dzień na minusie, a WIG na minusie jeszcze większym, niż faktycznie odnotowane ćwierć procenta.
W sytuacji na rynku zmieniło się niewiele, by nie powiedzieć, że nic. Obroty nadal są żenująco niskie i ledwie przekraczają 800 mln zł. To z jednej strony źle, bo niewiele zleceń trzeba, by zachwiać rynkiem, a z drugiej dobrze - marazm i niewiara rynku w jakiekolwiek zmiany nastrojów może zwiastować właśnie jakiś zwrot. Bo przebudzenia zwykle nadchodzą w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Takim momentem mogłaby być giełdowa letnia flauta, o ile oczywiście dopiszą informacje ze świata i przestaną rosnąć ceny ropy. Niestety, kolejna nie najlepsza sesja w poniedziałek w USA (indeksy straciły od 0,4 do 1,2 proc.) nie ułatwia zadania nielicznym na parkiecie w Warszawie optymistom.
Krzysztof Barembruch
AZ Finanse