Ostatnio część ekonomistów zrewidowała prognozy wzrostu gospodarczego na 2003 roku w odwrotnym kierunku niż rząd, czyli w dół. Większość z nich prognozuje, że wzrost PKB nie przekroczy nawet 3% w przyszłym roku, czyli będzie niższa niż wcześniejsze przewidywania rządu i nie rozumieją optymizmu rządu.
W poniedziałek na nieformalnym posiedzeniu w Klarysewie Rada Ministrów podwyższyła prognozę wzrostu PKB w 2003 roku do 3,5% z 3,1%.
Ekonomiści zgodnie przyznają, że rząd nie przedstawił uzasadnienia wzrostu swojej prognozy utrudnia dokonanie jej oceny.
„Zarówno okoliczności zewnętrzne, jak i wewnętrzne pozwalają naszym zdaniem wysnuć tę optymistyczną tezę, ze wzrost gospodarczy w przyszłym roku wyniesie 3,5%” - powiedział jedynie Michał Tober, rzecznik rządu.
„Ostatnie dwa trzy miesiące nie przyniosły zmian, utrzymaliśmy więc naszą prognozę 3,2% na cały rok 2003” - powiedział Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK. „Nie ma silnych sygnałów, które uzasadniałby rewizję w górę” - powiedział także dodając, że w ostatnim czasie perspektywy wzrostu gospodarczego na świecie raczej się pogarszają.
„Zrewidowaliśmy nasze prognozy wzrostu PKB do 2,4% z 3,2% w związku z zagrożeniem wojną i pogorszeniem sytuacji ekonomicznej na świecie” – powiedział natomiast Mateusz Szczurek, ekonomista ING BSK.
W związku z tym, co dzieje się w gospodarce europejskiej, bardziej uzasadnione byłoby obniżenie prognozy niż jej podwyższanie, powiedział Arkadiusz Garbarczyk, ekonomista BRE Banku.
Zdaniem większości ekonomistów oprócz utrzymującej się stagnacji na świecie ze względu na zagrożenie wojną, nie należy liczyć na jakieś silniejsze ożywienie w kraju.
„Obserwowane ożywienie produkcji przemysłowej będzie nietrwałe” - uważa Przemysław Remin, ekonomista Raiffeissen Banku. Podobnie uważa Garbarczyk.
W lipcu produkcja przemysłowa wzrosła o 6,0% w ujęciu rocznym, w czerwcu wzrost ten wyniósł 2,2%.
„Przez jeden, najwyżej dwa kwartały będzie lepiej” – wtórował im Szczurek.
Zdaniem ekonomistów należy się spodziewać jakiego silniejszego i bardziej trwałego impulsu wzrostowego najwcześniej po pierwszym kwartale 2003 roku.
Jeżeli ożywienie na świecie będzie miało miejsce na początku przyszłego roku, to przełoży się ono na ożywienie w Polsce po jednym dwóch kwartałach, uważa Łukasz Tarnawa, ekonomista PKO BP.
Przewiduje on wzrost gospodarczy w 2003 roku na poziomie 3,0%, ale szybsze przyspieszenie będzie miało dopiero w drugim półroczu. Zastrzega jednak, że to optymistyczna prognoza.
Celem więc zwiększenia prognozy wzrostu PKB może być przede wszystkim zapisanie niższego deficytu w budżecie, co może się jednak okazać zabiegiem niebezpiecznym, twierdzą ekonomiści.
„Oczekujemy, że PKB w 2003 roku na poziomie 2,9%. (...) Wydaje się, że tą rewizja w górę rząd chce zbilansować budżet. Taki wzrost nie jest jednak do wykluczenia” - powiedział Marcin Mrowiec, analityk BPH PBK.
„Szkoda, że rząd zmienia prognozy z racjonalnych i ostrożnych na ryzykowne i naciągnięte” - ubolewa Bielski.
Grozi to bowiem nowelizacją przyszłorocznego budżetu. On także jednak nie wyklucza, że wzrost o 3,5% PKB jest możliwy do osiągnięcia.
Ekonomiści zastanawiają się, na czym jednak mógł się oprzeć wicepremier proponując nową prognozę wzrostu gospodarczego na 2003 rok.
„Z naszych informacji wynika, że rząd podniósł prognozę liczyć na dalszy wzrost eksportu” – powiedział Garbarczyk, który sceptycznie się odnosi do takiego uzasadnienia.
Większość ekonomistów jest jednak zdania, że rząd uważa, iż wyższe tempo PKB będziemy zawdzięczać wzrostowi konsumpcji i szybszemu wzrostowi nakładów inwestycyjnych.
Rząd chce pobudzić gospodarkę przez wzrost wydatków konsumpcyjnych i inwestycyjnych, co wpłynie na poziom przyszłorocznego inflacji, powiedziała Iwona Pugacewicz-Kowalska, ekonomista CA IB.
Podobne obawy co do odbicia inflacji wyrażał członek Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Bogusław Grabowski w poniedziałkowej rozmowie z ISB.
Przemysław Kuk