Dziś rząd powinien przyjąć wstępny projekt budżetu na 2017 r. Paweł Szałamacha, minister finansów, przekonuje, że deficyt nie naruszy unijnych zobowiązań, pozostając poniżej 3 proc. PKB. Plan oparty jest jednak głównie na poprawie ściągalności podatków. Nowe daniny sektorowe, które wprowadziło PiS, kasy państwa nie napełnią tak mocno, jak się spodziewano.
Podatkowy realizm
Z ustaleń „PB” wynika, że tzw. podatki bankowy i od sprzedaży detalicznej dadzą w przyszłym roku w sumie o 2 mld zł mniej, niż oficjalnie zakładano na 2016 r. Fiskus zresztą już zrewidował tegoroczny optymizm co do tego, ile uda mu się zebrać od instytucji finansowych. Wiesław Janczyk, wiceminister finansów, ogłosił, że banki, ubezpieczyciele i firmy pożyczkowe zamiast 5,5 mld zł wpłacą do kasy państwa około 3 mld zł. Skąd tak duża różnica? Daniny nie pobiera się od podmiotów z planem naprawczym, a ponadto banki unikają podatku, lokując aktywa w obligacje rządowe, które są z niego wyłączone. Od marca do końca lipca od instytucji finansowych na rządowe konta wpłynęło zaledwie 1,8 mld zł, dlatego na przyszły rok fiskus podszedł do prognoz ostrożniej i założył, że ściągnie 3,9 mld zł.
Sporo niższe będą też wpływy z podatku handlowego niż widniejące w budżecie na 2016 r. 2 mld zł. Danina wejdzie w życie dopiero od września i do końca roku ma przynieść tylko 630 mln zł brutto wpływów. Resort przy ul. Świętokrzyskiej liczy na 1,6 mld zł w przyszłym roku. Kokosów nie przyniesie także wprowadzony przez poprzedników podatek od kopalin. W pierwszym półroczu fiskus dostał 591 mln zł z zaplanowanych na cały rok 1,53 mld zł (danina nie zostanie jednak zlikwidowana, jak obiecywała nowa ekipa rządząca — według Pawła Szałamachy będzie to możliwe dopiero po wykonaniu planu odbudowy dochodów), dlatego przy ul. Świętokrzyskiej zdecydowano, że przyszłoroczny plan finansowy uzupełni 1 mld zł wpływów z tzw. podatku miedziowego.
VAT i CIT w górę
Więcej optymizmu niż w przypadku podatków sektorowych wykazuje resort finansów przy prognozach dochodów z VAT i CIT. W pierwszym przypadku w projekcie budżetu założono wzrost o 11 proc. r/r, do 143 mld zł. Z naszych informacji wynika, że aż 8 mld zł ma przynieść lepszą ściągalność. Ekonomiści mBanku przewidują, że w tym roku wzrost dochodów z VAT wyniesie około 6 proc., chociaż po 7 miesiącachbył już na poziomie 7,8 proc. To zaś czyni plan ministra finansów na przyszły rok raczej optymistycznym. Wyższe mają też być wpływy z CIT. Fiskus zakłada, że zbierze 28,6 mld zł, czyli o ponad 2,5 mld zł więcej niż tegoroczny budżet. Od stycznia do lipca fiskus dostał z CIT tylko o 1,3 proc. więcej r/r (200 mln zł). Przedsiębiorcy notują na razie niezłe zyski, których nie pomniejszają nakłady inwestycyjne. Budżetowy plan na przyszły rok zakłada ponadto, że 2 mld zł z wpływów przyniesie poprawa ściągalności CIT. Pomóc ma w tym klauzula przeciwko unikaniu opodatkowania i większy wysiłek, jaki ma włożyć skarbówka w kontrolę optymalizacji podatkowych. Dochodowy plan ministra opiera się na nowych, obniżonych prognozach makroekonomicznych — PKB ma się zwiększyć o 3,6 proc., a inflacja o 1,3 proc.
— Te założenia nie są nadmiernie optymistyczne, co jest zaletą — mówi Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów i główny ekonomista BCC. Jednak, jego zdaniem, na stronę dochodową Paweł Szałamacha patrzy przez zbyt różowe okulary.
— Minister unika wejścia w procedurę nadmiernego deficytu tylko przez przyjęcie założenia, że tzw. uszczelnianie systemu podatkowego przyniesie 10 mld zł. Wyniki uszczelniania są jednak niepewne. Uwzględnienie ich po stronie dochodów już teraz to wada projektu budżetu — uważa Stanisław Gomułka.


