W tym roku bawełna jest na czarnej liście inwestorów. Pod względem stopy zwrotu to po kawie drugi najgorszy surowiec. Cena białego puchu spadła już o 16 proc. Wczoraj za jeden funt bawełny trzeba było zapłacić 72 centy. To o dwie trzecie mniej niż w rekordowym 2011 r. Wiele wskazuje na to, że to nie koniec bessy.

— Do końca roku cena spadnie do 60 centów za funt. Wszystko przez malejący popyt ze strony Chin i Europy — prognozuje Gary Raines, ekonomista w FCStone, cytowany przez agencję Bloomberg.
Bawełniana górka
Według ekspertów, import do Chin, które są czołowym odbiorcą bawełny, spadnie o 35 proc. w najbliższym — rozpoczynającym się w sierpniu — sezonie. Tymczasem podaż jest wyższa niż w zeszłym roku, ponieważ wysokie ceny w 2011 r. rozbudziły nadzieje plantatorów, którzy zwiększyli zasiewy.
— Sęk w tym, że dzisiaj bawełny nie ma kto kupować, choć ceny są przecież bardzo zachęcające. Doszło do tego, że naturalny surowiec jest tańszy niż poliester — zauważa Jordan Lea, prezes Greenvile, amerykańskiej firmy eksportującej bawełnę.
Z niskich cen korzystają również polscy producenci odzieży oraz wyrobów kosmetycznych, np. Harper Hygienics, giełdowy wytwórca wyrobów higieniczno-kosmetycznych, m.in. pod marką Cleanic.
— Kontrakty terminowe zawierane do końca 2013 r. pokazują, że ceny powinny pozostać na obecnym poziomie. Na rynku panuje względna stabilność i nawet jeśli w tym roku — z powodu niższych cen — plantatorzy zasieją mniej „białego puchu”, to rynek powinien być raczej stabilny. Popyt na bawełnę się zmniejszył, ponieważ kolejni producenci odzieży zaczęli przerzucać się na poliester i wiskozę — tłumaczy Robert Neymann, prezes Harpera.