Belka sceptyczny wobec planów swojego następcy

Zakłady Urządzeń Komputerowych ELZAB S.A.
opublikowano: 2002-08-28 16:53

SZTOKHOLM (Reuters) - Były minister finansów Marek Belka, który na początku lipca podał się do dymisji, powiedział w środę, że plan oddłużenia przedsiębiorstw, przedstawiony przez jego następcę - Grzegorza Kołodkę, będzie miał umiarkowany wpływ na gospodarkę.

By pomóc nieefektywnym i potężnie zadłużonym państwowym firmom, przetrwać okres spowolnienia gospodarczego, Kołodko chce im darować długi wobec państwa, pod warunkiem że firmy te porozumieją się z innymi kredytodawcami w sprawie restrukturyzacji zadłużenia.

"Moja pierwsza reakcja była taka, że nie jestem pod wrażeniem" - powiedział Belka na seminarium ekonomicznym w Sztokholmie.

"Myślę że w sensie praktycznym z tej inicjatywy niewiele wyniknie, ale oznacza to również, że nie poczyni ona większych szkód" - dodał.

Belka przyznał, że częściowo podziela obawy krytyków projektu Belki, którzy wskazują, że osłabi on wolę niektórych przedsiębiorstw płacenia podatków i świadczeń społecznych, nie rozwiązując jednocześnie ich problemów. Dodał jednak, że negatywnych skutków tego pomysłu nie należy wyolbrzymiać.

Kojarzony z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim Belka ustąpił w lipcu. Według obserwatorów powodem mógł być konflikt z premierem Leszkiem Millerem na temat kierownictwa w polityce gospodarczej.

"Chciałem odpowiadać za całą gospodarkę, ale okazało się, że byłem tylko ministrem finansów. Jednak moi koledzy z Rady Ministrów nie przeszkadzali mi. Wręcz przeciwnie, byli bardzo pomocni" - powiedział Belka Reuterowi.

"To była kwestia raczej premiera i jego otoczenia. Nie byłem wystarczająco silny, by kopać się z koniem, więc zrezygnowałem" - powiedział były minister.

Belka powiedział także, zgadzając się w tym punkcie ze swoim następcą, że oprócz poluzowywania polityki monetarnej jedyną możliwością na wyjście ze stagnacji jest skupienie się na tej sferze, nad którą rząd ma jeszcze realną kontrolę, czyli wydatkach. Belka postuluje zwiększanie wydatków o jeden procent rocznie w ujęciu realnym.

Niewielki wzrost wydatków w ujęciu realnym jest konieczny do przygotowania Polski na wejście do Unii Europejskiej w 2004 roku.

Belka powiedział, że z technicznego punktu widzenia Polska mogłaby przyjąć euro najwcześniej w 2007 roku. Były minister jest przekonany, że do tego czasu deficyt budżetowy spadnie poniżej trzech procent PKB, a więc do poziomu który jest konieczny, by stać się członkiem Europejskiej unii Walutowej (EMU).

Zarówno bank centralny jak i Kołodko chcieliby, żeby Polska przyjęła euro w 2006 roku. Rynki uważają jednak ten cel za niezmiernie ambitny.

Belka powiedział, że Polska prowadzi rozmowy z Europejskim Bankiem Centralnym (ECB) na temat długości okresu, przez jaki złoty zostanie związany z euro w ramach systemu ERM2, który wyznacza granice wahań kursowych.

Zdaniem ministra dla Polski, która przez większą cześć ostatnich 12 lat miała przewartościowaną walutę, utrudniającą działalność eksporterom, powinna dążyć do asymetrycznego korytarza wahań, który pozwalałby złotemu w większym stopniu umacniać się niż osłabiać.

Wyzwaniem dla Polski będzie także zmniejszenie różnicy w rentownościach pomiędzy długoterminowymi obligacjami polskimi a ich niemieckimi odpowiednikami. Według Belki z obecnych 300 punktów bazowych powinno się ją zredukować do nie więcej niż 150 punktów.

"To trudne zadanie, ale nie niewykonalne" - dodał

((Reuters Serwis Polski, tel +48 22 653 9700, fax +48 22 653 9780, [email protected]))