Bruksela studzi optymizm rządu

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2013-02-25 00:00

Ministerstwo Finansów zapowiada spadek długu, Komisja Europejska wieszczy dalszy wzrost.

„Zaczął się okres, w którym zadłużenie publiczne zaczyna spadać” — taką dobrą wiadomość ogłosił na początku roku na Facebooku Jacek Rostowski, minister finansów. Stwierdził, że w 2012 r. dług publiczny w relacji do PKB obniżył się i w kolejnych latach będziemy widzieli kolejne spadki. Zupełnie innego zdania jest jednak Komisja Europejska. Prognozuje, że polskie zadłużenie nie tylko nie będzie spadać, ale czeka je dość silny przyrost.

Różne wizje

Według opublikowanych właśnie prognoz analityków Brukseli, dług publiczny Polski (według unijnej metodologii) przez najbliższe dwa lata wzrośnie o 1,7 pkt proc., do 57,5 proc. PKB, bijąc tym samym rekord wszech czasów. Oznacza to, że nominalnie wartość naszego publicznego długu powiększy się o około 90-100 mld zł. To niebagatelna kwota. Mniej więcej tyle wpłynie do budżetu państwa z PIT. Zupełnie inaczej patrzy na tę sprawę rząd. Według prognoz Ministerstwa Finansów, dług publiczny do 2014 r. spadnie o ponad 2 pkt proc., do 53,4 proc. PKB. Nominalnie oznacza to przyrost zadłużenia tylko o około 50 mld zł. Kto ma w tym sporze rację? Różne zdania mają nie tylko Bruksela i Warszawa. Podzieleni są też ekonomiści rynkowi. Według Piotra Kalisza, głównego ekonomisty Citi Handlowego, bardziej prawdopodobny jest scenariusz polskiego rządu. Jego zdaniem, dług w relacji do PKB będzie się obniżał, choć nieco wolniej, niż prognozuje to resort finansów.

— Spodziewamy się w najbliższych dwóch latach niewielkiego spadku długu, o około 1 pkt proc. — mówi Piotr Kalisz.

Za scenariuszem kreślonym przez Komisję Europejską opowiada się natomiast Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.

— Prognozujemy podobną ścieżkę do tej, jaką przedstawiła Bruksela. Sądzę, że rząd jest zbytu dużym optymistą w swoich prognozach i w najbliższych miesiącach będzie musiał je skorygować — mówi Mateusz Szczurek.

Kości niezgody

Punkty sporne między obozami „pesymistów” i „optymistów” są przede wszystkim dwa. Po pierwsze, spore znaczenie ma to, jakie przyjmuje się założenia dotyczące kursów walut. Polski rząd i Piotr Kalisz zakładają stopniowe umacnianie się złotego, co obniży wycenę długu denominowanego w walutach obcych. Komisja Europejska i Mateusz Szczurek zakładają natomiast względną stabilizację kursów walutowych, czyli uważają, że rząd nie powinien liczyć na pomoc złotego w walce z długiem.

— Kursy walut mają duże znaczenie dla długu publicznego. Różnica w prognozach długu to w dużej mierze efekt po prostu różnic w prognozach walutowych — tłumaczy Piotr Kalisz.

Po drugie, analitycy różnią się w ocenie tego, na ile skutecznie polski rząd będzie ograniczał deficyt budżetowy. Rząd zapewnia, że mimo spowolnienia gospodarczego luka w finansach publicznych będzie się zawężać. Bruksela na te zapowiedzi patrzy ze sceptycyzmem.

— O tym, która ze stron miała w tej kwestii rację, zdecyduje przede wszystkim rząd. Jeśli będzie zdeterminowany, by obniżać deficyt i dług, to mu się to uda. To jest kwestia woli politycznej. Wydaje się, że na razie ta wola w rządzie jest — mówi Piotr Łysienia, ekonomista Banku Pocztowego.