Giełdowi poszukiwacze leków rozglądają się za kapitałem – choć każdy robi to z innych powodów. Pod koniec ubiegłego roku dużą emisję akcji przeprowadziło Ryvu, które przy okazji zyskało inwestora branżowego — niemiecki BioNTech. Pieniądze przeznaczy przede wszystkim na samodzielną realizację drugiej fazy badań klinicznych nad RVU120, potencjalnym lekiem m.in. na ostrą białaczkę szpikową. Znacznie mniejszą emisję przeprowadziło Pure Biologics, które zapowiedziało, że wkrótce znowu będzie rozglądać się za kapitałem, bo brakuje mu pieniędzy na dalsze prowadzenie badań wczesnych faz.
O zdobyciu kapitału zaczyna myśleć także Captor Therapeutics, który na GPW zadebiutował dwa lata temu. Spółka wynajęła amerykańską firmę Wedbush Securities, specjalizującą się w sektorze opieki zdrowotnej, do pomocy w pozyskaniu finansowania.
— Przystępujemy do realizacji kolejnych etapów naszej strategii. Gdy przeprowadzaliśmy ofertę publiczną przed debiutem, planowaliśmy za uzyskane pieniądze doprowadzić dwa główne projekty do badań klinicznych. Zbliżamy się już do tego momentu, ale bardzo dobre wyniki badań na zwierzętach oraz zainteresowanie sektora jednoznacznie wskazują, że wartość projektów jest duża i licencjonowanie do nich praw na wczesnym etapie nie byłoby optymalne dla naszych inwestorów. Chcemy kontynuować badania samodzielnie w szerszym zakresie, niż początkowo planowaliśmy — mówi Tom Shepherd, prezes Captor Therapeutics.

Nadzieja na inwestora
Captor jest obecnie wyceniany na warszawskiej giełdzie na 730 mln zł. Kurs akcji jest zbliżony do ceny z IPO, która wynosiła 172 zł. Spółka zebrała wtedy 150 mln zł, uzyskała też do tej pory ponad 175 mln zł z dotacji. Na jej kontach na koniec III kw. 2022 r. było około 92 mln zł.
— Gotówka, którą mamy, pozwala prowadzić wszystkie badania zgodnie z planem do połowy 2024 r. Będziemy starali się o kolejne dotacje, ale w ciągu najbliższego roku możemy zdobyć dodatkowy kapitał, żeby rozwijać się bardziej dynamicznie — mówi Tom Shepherd.
Spółka chce — podobnie jak Ryvu — zdobyć znaczącego inwestora branżowego z zagranicy. Jej przedstawiciele przekonują, że wyspecjalizowani w biotechnologii inwestorzy — wywodzący się zazwyczaj zza oceanu — lepiej rozumieją stopy zwrotu z inwestycji w nowe leki i czas, który jest niezbędny do przeprowadzenia badań i osiągnięcia celów.
— Obecne warunki rynkowe nie sprzyjają przeprowadzeniu oferty publicznej, ale wycena spółki nie ucierpiała mocno mimo trudnej sytuacji na giełdzie. Dla zagranicznych inwestorów branżowych najważniejsze nie jest to, czy udało się już sprzedać prawa do projektu lekowego, bo to oznacza, że firma pozbyła się już ważnych aktywów. Istotniejsze dla zwiększenia wartości spółki jest realizacja potencjału najważniejszych projektów i możliwość współpracy z większymi firmami przy konkretnych projektach wczesnych faz — tłumaczy prezes Captora.
Celem średnioterminowym spółki jest obecność na NASDAQ.
— By mogło się to ziścić, musimy najpierw mieć kwalifikowanego, zagranicznego inwestora z branży biotechnologicznej. Uważamy, że możemy wygenerować największą wartość dla akcjonariuszy, prowadząc samodzielnie dwa najbardziej zaawansowane projekty badawcze do końca pierwszej fazy badań klinicznych. Będziemy potrzebowali na to dodatkowego finansowania — mówi Radosław Krawczyk, członek zarządu i szef finansów Captora.
Onkologiczny potencjał
Captor koncentruje się w badaniach na celowanej degradacji białek (TPD), czyli mającej znaczny potencjał terapeutyczny innowacyjnej technologii usuwania konkretnych dysfunkcyjnych białek, których obecność w organizmie jest powiązana z określonymi chorobami.
Dwa najbardziej zaawansowane projekty spółki to potencjalne leki CT-01 i CT-03. Pierwszy ma być wykorzystywany m.in. w leczeniu raka wątrobowokomórkowego (trzeciego pod względem umieralności wśród nowotworów), drugi natomiast ma znaleźć zastosowanie w terapii nowotworów krwi i guzów litych.
— W CT-01 w drugiej połowie ubiegłego roku uzyskaliśmy znakomite wyniki badań przedklinicznych. Pod koniec trzeciego kwartału powinniśmy złożyć wszystkie wymagane dokumenty i w czwartym kwartale będzie możliwe rozpoczęcie pierwszej fazy badań klinicznych. Potrwa ona mniej więcej rok i będzie kosztować około 10 mln EUR — mówi Michał Walczak, członek zarządu i dyrektor naukowy Captora.
Spółka widzi też spory potencjał w wykorzystaniu tej cząsteczki w terapiach kombinowanych z innymi lekami.
— Rozważamy przeprowadzenie drugiego badania klinicznego CT-01 właśnie w terapii kombinowanej. Mogłoby ono potencjalnie ruszyć w połowie przyszłego roku, ale decyzja zapadnie wtedy, gdy otrzymamy wstępne wyniki pierwszej fazy w monoterapii — mówi dyrektor naukowy Captora.
„Jesteśmy w biotechowej depresji” — obwieściła w ostatnim raporcie kwartalnym firma doradcza Locust Walk, analizująca transakcje na globalnym rynku innowacyjnych terapii. Zwróciła uwagę, że ponad 30 proc. spółek z sektora notowanych na amerykańskich giełdach jest wyceniana obecnie poniżej ich zasobów gotówkowych, spadła wartość nowych rund finansowania, a inwestorzy są znacznie ostrożniejsi przy dokonywaniu transakcji. Na ich celowniku najczęściej są najtańsze, choć mające najmniejsze szanse powodzenia projekty na wczesnych etapach przedklinicznych, a także leki już zatwierdzone przez regulatorów. Znacznie mniejsze niż w poprzednich latach zainteresowanie widać przy cząsteczkach w pierwszej i drugiej fazie badań klinicznych. Tymczasem w przypadku polskich biotechów notowanych na GPW takie projekty są zazwyczaj najcenniejszymi składnikami portfolio.
- W obecnych warunkach premiowane przez inwestorów są projekty bliskie komercjalizacji, ponieważ w przypadku będących na wczesnym etapie trzeba liczyć się z zarezerwowaniem istotnej części gotówki na prowadzenie badań. Polski sektor biotechowy jest na początku drogi, ale widać w nim coraz więcej innowacji. Firmy niemieckie czy francuskie są już szeroko znane, Polska natomiast jest dopiero odkrywana. Big pharma typuje cele akwizycyjne pod kątem konkretnych cząsteczek czy działania, geografia jest w tym przypadku drugorzędna — mówił niedawno w PB Witold Hruzewicz, partner zarządzający w firmie doradczej Azimutus.
Szukanie partnerów
W projekcie CT-03 spółka również ma już na horyzoncie rozpoczęcie badań klinicznych.
— CT-03 jest pod względem zaawansowania 4-6 miesięcy za CT-01. Jesteśmy na etapie ustalania optymalnych dawek i syntezy związku w skali kilogramowej dla celów badań toksykologicznych. To bardziej skomplikowany projekt niż CT-01, ale w przyszłym roku powinniśmy rozpocząć pierwszą fazę, której zakończenie jest możliwe w połowie 2025 r. Widzimy w tym projekcie olbrzymi potencjał terapeutyczny w przypadku nowotworów hematologicznych i litych — tak w monoterapii, jak też w bardzo różnych kombinacjach — mówi Michał Walczak.
W portfolio Captora są jeszcze trzy potencjalne leki na wcześniejszym etapie rozwoju, które mają być wykorzystywane m.in. w leczeniu chorób autoimmunologicznych, nowotworowych i metabolicznych(cząsteczki CT-02 i CT-05) oraz raka jelita grubego (CT-04). Ten ostatni w ubiegłym roku został jednak określony przez spółkę jako „najmniej rokujący” i Captor złożył do dotującego projekt NCBR wniosek o zakończenie projektu, który na początku marca rozstał przyjęty.
W listopadzie ubiegłego roku polska spółka nawiązała też współpracę z japońskim Ono Pharmaceutical, dla którego rozwija cząsteczki w technologii TPD z myślą o leczeniu chorób neurodegeneracyjnych (ta grupa obejmuje m.in. Alzheimera, Parkinsona czy stwardnienie rozsiane).
— W projektach CT-02 i CT-05 jeszcze nie szukaliśmy partnerów branżowych, ale możemy zacząć to robić w drugiej połowie roku, po uzyskaniu wstępnych wyników badań na zwierzętach. Zakładamy, że wyniki dadzą nam też pole do rozmów o współpracy z kolejnymi firmami farmaceutycznymi nad rozwojem dla nich innych terapii TPD przy wykorzystaniu naszej platformy badawczej w modelu podobnym, jak współpraca z japońskim Ono. Chcielibyśmy w przyszłym roku podpisać jedną, dwie takie umowy — mówi Tom Shepherd.