Za przeciętne używane mieszkanie w jednym z siedmiu dużych miast trzeba było w trzecim kwartale płacić o ponad 9 proc. więcej niż przed rokiem, wynika z danych, gromadzonych przez Narodowy Bank Polski. Bank przedstawia tzw. indeks hedoniczny, który uwzględnia nie tylko średnią czy medianę cen transakcyjnych, lecz także jakość sprzedawanych mieszkań.

— Z dostępnych danych wynika, że wzrost cen wyraźnie przybiera w ostatnich miesiącach na sile. Podczas gdy jeszcze rok temu NBP sugerował, że używane mieszkania w największychmiastach zdrożały o prawie 4,7 proc. w skali roku (odczyt za trzeci kwartał 2017 r.), to dziś dynamika jest prawie dwa razy szybsza — mówi Bartosz Turek, analityk Open Finance, firmy, która wraz z Home Brokerem też zbiera dane z rynku (a dokładnie — dotyczące własnych klientów).
Wynika z nich, że w listopadzie w największych miastach ceny były średnio o 13 proc. wyższe niż rok temu. Tymczasem Expander i Metrohuse, druga para doradczo-pośrednicząca, zauważyła spowolnienie wzrostu cen mieszkań na rynku wtórnym, a nawet przecenę w Poznaniu i we Wrocławiu.
— W żadnym z analizowanych siedmiu miast nie zauważyliśmy tym razem znaczących podwyżek cen mieszkań nabywanych na rynku wtórnym. Nie wiadomo jeszcze, czy przez klientów kupujących został osiągnięty „próg bólu”, ale jak wiadomo, ceny mieszkań nie będą rosły w nieskończoność. Na rynku używanych mieszkań można mówić o pewnego rodzaju działaniach rozpoznawczych wśród sprzedających. Ceny w ofertach mogą przyprawiać o zawrót głowy, ale nie każda wycena mieszkania do sprzedaży spotyka się z aprobatą kupujących i nawet przy obserwowanym dużym popycie na mieszkania, zbyt wysokie wyceny prowadzą do osłabienia zainteresowania ofertami. Nawet stosunkowo dobra dostępność kredytów nie jest wystarczającym argumentem do zakupu, jeśli ceny na rynku daleko odstają od możliwości nabywczych klientów — komentuje Marcin Jańczyk z Metrohuse.