Polska wynegocjowała z UE maksimum środków finansowych, które mogła otrzymać — tak uważają analitycy z Centrum dla Reformy Europejskiej (CER). Według nich, nasz kraj teraz powinien się zatroszczyć o to, by to, co uzyskał, mądrze wydać. Najgorszym posunięciem byłoby potraktowanie funduszy jako unijnego zasiłku. Zdaniem specjalistów z CER, mądre wykorzystanie dużych środków unijnych będzie wyzwaniem dla administracji publicznej. W tym względzie Polska może pójść albo dobrym śladem Irlandii, albo powtórzyć błędy Grecji i Włoch.
— Polska otrzymała od UE wielką szansę w postaci dużego zastrzyku kapitału z zewnątrz. Jeśli pieniądze zostaną zmarnowane, ludzie będą rozczarowani i znajdą winnego zarówno wśród polskiej elity politycznej, jak i w UE — podkreśla Heather Grabbe, ekspert z CER.
Zdaniem analityków, źle stało się, że tak duże środki trafią do polskich rolników w formie dopłat bezpośrednich.
— Rząd Leszka Millera musi zatroszczyć się o zróżnicowanie gospodarki wiejskiej i nie dopuścić do sytuacji, w której unijne dopłaty do rolnictwa stałyby się rodzajem zasiłku — podkreśla Heather Grabbe.
Eksperci zwracają uwagę na niebezpieczeństwo, że polscy rolnicy staną się silnym lobby (jak we Francji i Hiszpanii) i zamiast zabiegać o reformę wspólnej polityki rolnej (WPR) będą przede wszystkim zainteresowani zwiększaniem dopłat.
Jak podkreślają, WPR będzie musiała się zmienić nie tylko ze względu na rozszerzenie i ograniczenia budżetowe UE, ale również w wyniku działalności grup konsumenckich i światowych rokowań o liberalizacji handlu, które mogą zakończyć się wprowadzeniem zakazu dotowania rolnictwa.