Prezydent USA Donald Trump nałożył 25-procentowe cła na towary z Meksyku oraz Kanady (wyjątkiem jest kanadyjska ropa, na którą nałożono 10-procentowe cło) oraz 10-procentowe cła na towary z Chin. Nowe stawki będą obowiązywać już od wtorku, 4 lutego. Nałożenie ceł odwetowych zapowiedzieli już sąsiedzi USA, nad odpowiedzią zastanawia się Państwo Środka.
Pierwsza reakcja inwestorów z rynku akcji nie mogła być inna. Przecena przetoczyła się od rynków w Azji przez Europę po Amerykę. Nasdaq na otwarciu poniedziałkowej sesji tracił ok. 2 proc., a S&P 500 spadał o ponad 1,6 proc. Krew lała się także na polskim parkiecie – WIG20 podczas poniedziałkowej sesji stracił 1,8 proc.
- Polski rynek akcji pomimo mocnej jednosesyjnej korekty wciąż ma z czego spadać. WIG20 dosyć szybko przeszedł z 2200 pkt na początku roku do 2400 pkt pod koniec stycznia. Nawet gdyby nie było negatywnego czynnika z zewnątrz, to korekta nie byłaby niczym dziwnym – mówi Michał Krajczewski, analityk z Biura Maklerskiego BNP Paribas.
Handel ofiarą ceł
WIG20 w styczniu przewodził pod względem tegorocznej stopy zwrotu – wzrost o 11 proc. to najlepsze otwarcie roku od 2002 r. Niemiecki DAX zdołał w poprzednim miesiącu wypracować 9,2 proc., podczas gdy S&P 500 urósł o 2,7 proc. To już jednak historia, choć analitycy są wciąż pozytywnie nastawieni do rodzimego rynku akcji.
- Poziomem wsparcia dla WIG20 wydają się okolice 2350 pkt, gdzie może dojść do odbicia. Fundamentalnie cła nie mają dużego wpływu na strefę euro, a udział Polski w eksporcie do USA jest nieduży – rzędu kilku procent. Większe znaczenie ma sentyment, więc globalna wyprzedaż dotyka też polski rynek akcji – mówi Michał Krajczewski.
W czasie poniedziałkowej sesji najsłabiej wśród blue chipów radziło sobie Allegro. Akcje polskiego giganta branży e-commerce spadły o ponad 4 proc. Słabsze od całego rynku były także takie spółki jak LPP czy Pepco.
- Allegro w ostatnim czasie trochę odbiło, a zazwyczaj kursy spółek, które miały się lepiej, są bardziej podatne na spadek przy zmianie sentymentu. Zamieszanie z cłami zwiększyło niepewność na rynkach – szczególnie w odniesieniu do spółek handlowych. W Polsce jedną z najważniejszych spółek sektora jest Allegro i stąd słabsze notowania. Natomiast nie widzę szczególnych przyczyn, dlaczego właśnie ta spółka miałaby się zachowywać znacznie gorzej od innych z ekspozycją na konsumenta – mówi Paweł Szpigiel, analityk BM mBanku.
- Umocnienie dolara negatywnie przekłada się na marże importerów takich jak Pepco i LPP, a z drugiej strony osłabienie juana zwiększa konkurencyjność chińskich eksporterów do UE, co może odczuwać np. Allegro. Spółki handlowe generalnie są bardziej narażone na taryfy i zapewne inwestorzy zagraniczni grają bardziej sektorowo, a rykoszetem uderza to w polskie spółki – mówi Michał Krajczewski.
Nie spodziewamy się zakończenia hossy – raczej możemy mieć do czynienia z szerokim trendem bocznym. Historia uczy, że do końca hossy potrzebne są albo podwyżki stóp procentowych przez Fed albo recesja. Żadnego z tych zdarzeń się nie spodziewamy, stąd zakładamy, że to jedynie korekta
Silny cios w waluty
Najsilniejszą reakcję na decyzję Donalda Trumpa widać było jednak w notowaniach EUR/USD – w piątek kurs zamykał się w okolicach 1,037, podczas gdy w poniedziałek otworzył się na poziomie 1,025. Skutkowało to wzrostem przez weekend kursu dolara w polskim złotym o niemal 5 groszy do 4,12 zł.
- Zmiany były spore, ale głównie na parze EUR/USD, co przełożyło się na kurs USD/PLN. Kurs EUR/PLN też wzróśl, ale nie jest to duży ruch – już w piątek kurs wynosił 4,22 zł, a w poniedziałek dołożyliśmy kolejny grosz. Trzeba zauważyć, że jak na siłę reakcji na EUR/USD, to ruchy na EUR/PLN są dość skromne. A jeszcze w piątek kurs był poniżej 4,20, czyli w pobliżu kilkuletniego minimum – mówi Mateusz Sutowicz, analityk Banku Millennium.
Złotego od dłuższego czasu wspiera jastrzębia retoryka prezesa NBP, który powtarza, że jeszcze przez co najmniej kilka miesięcy Rada Polityki Pieniężnej nie obniży stóp procentowych, które są na dość wysokich poziomach.
- Do tego dochodzą oczekiwane dobre wyniki gospodarcze – ostatni raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego wskazywał, że wzrost gospodarczy w Polsce będzie wyróżniał się na tle Europy, co z punktu widzenia inwestorów zagranicznych jest atutem złotego. Napłynęły też pieniądze z KPO, a niewymienione środki są na rachunkach Ministerstwa Finansów, co także jest czynnikiem stabilizującym dla waluty – mówi Mateusz Sutowicz.
Rynki teoretycznie nie powinny być zaskoczone – Donald Trump o cłach głośno mówił w kampanii wyborczej. Jednak w połowie stycznia przed zaprzysiężeniem przedstawiciele nowej administracji tonowali zapowiedzi. Rynek w to uwierzył, w rezultacie euro się umocniło, a w ślad za tym złoty. Po dwóch tygodniach Donald Trump uderzył z grubej rury.
- Traktujemy to jako preludium wprowadzenia kolejnych ceł, tym razem wymierzonych w Europę. Dolar powinien pozostać mocny i w scenariuszu dużej niepewności, gdy sytuacja zmienia się diametralnie w ciągu dwóch tygodni, obstawiałbym jeszcze większą ostrożność Fedu w obniżaniu stóp procentowych. Jeżeli kurs EUR/USD nie obroni poziomu 1,022, to będziemy schodzić coraz niżej. Mogę sobie wyobrazić ruch w kierunku parytetu (czyli kursu 1,0), jeżeli wojna celna by się nasilała, gdyby dane makro w USA były lepsze lub w Europie gorsze od oczekiwań – mówi Mateusz Sutowicz.
Zmienność także na GPW
Mimo że eksport z Polsko do USA jest relatywnie nieduży, to również polskie akcje może dotknąć zmienność związana z wojną celną. Zwłaszcza, że Donald Trump zdaje się traktować cła jako element negocjacji.
- Spodziewamy się większej zmienności – podobnie jak w 2018 i 2019 r., gdy rynek wahał się w rytm nakładania taryf. Z czasem rynek zapewne do tego przywyknie i to zdyskontuje. Zasadne jest pytanie, czy tym razem wprowadzenie ceł nie będzie bardziej inflacjogenne niż ostatnio. Zwłaszcza że w 2018 r. wprowadzono je na określone towary, a teraz dotyczą wszystkiego. Wtedy takie środki wprowadzono przy wolniejszym wzroście gospodarczym i wpływu na inflację nie było – przypomina Michał Krajczewski.
Z tego względu inwestorzy wybierali bezpieczniejsze aktywa – spowodowało to spadek rentowności amerykańskich obligacji do 4,5 proc., czyli poziomów niewidzianych od grudnia.
- Nie spodziewamy się zakończenia hossy – raczej możemy mieć do czynienia z szerokim trendem bocznym. Historia uczy, że do końca hossy potrzebne są albo podwyżki stóp procentowych przez Fed, albo recesja. Żadnego z tych zdarzeń się nie spodziewamy, stąd zakładamy, że to jedynie korekta – mówi Michał Krajczewski.