W ciągu ostatnich 52 lat za kadencji demokratów w Białym Domu gospodarka rozwijała się o 1,8 punktu procentowego szybciej niż za rządów ich republikańskich kolegów. Choć rządzili o jedną kadencję krócej, za ich rządów powstało dwukrotnie więcej miejsc pracy, a lepsze stopy zwrotu inwestorzy osiągali właśnie za demokratów. Zdaniem Alana Blindera oraz Marka Watsona z uniwersytetu Princeton to w dużej szczęści kwestia szczęścia.
Zgodnie z ustaleniami ekonomistów, do których dotarł „The Economist”, na wyniki gospodarki za poszczególnych prezydentów nie miały wpływu ani ich doświadczenie, ani to, która partia w czasie ich kadencji kontrolowała kongres. Za rozbieżności odpowiedzialne być też nie mogły różnice w polityce budżetowej. Afiliacje partyjne prezydenta wpływały na wysokość deficytu budżetowego za jego kadencji jedynie w niewielkim stopniu. Różnice w podejściu do kwestii podatkowych jedynie nieznacznie przekładały się według badaczy na wzrost, a fakt, że za republikanów spadały stopy procentowe, powinien był wręcz stabilizować gospodarkę za ich rządów.
Według Alana Blindera i Marka Watsona za różnice w tempie wzrostu gospodarczego między administracjami spod różnych barw w największym stopniu odpowiadają wyższe za demokratów inwestycje sektora prywatnego i konsumpcja. Pomogły w tym czynniki zewnętrzne. Wśród nich niższe ceny ropy, większe przyrosty produktywności w gospodarce oraz lepsze warunki w gospodarce światowej. Przykład? Rządy Billa Clintona przypadły na okres boomu w branży technologicznej. Tymczasem koniec drugiej kadencji George W. Busha zbiegł się z wybuchem kryzysu finansowego.
Jednak według „The Economist” czynniki te nie były zupełnie niezwiązane z polityką prezydentów wywodzących się z obu partii. Na ceny ropy przemożny wpływ miały wojny w Zatoce Perskiej oraz w Iraku. Dokonane za prezydenta Clintona cięcia budżetowe pomogły gospodarce amerykańskiej w osiągnięciu trwałego wzrostu gospodarczego lat 90-tych. Tymczasem polityka mieszkaniowa George’a W. Busha nie przeszkodziła w rozpowszechnieniu się ryzykownych pożyczek, które zaowocowało krachem 2008 r.
„Autorzy badania prawdopodobnie mają sporo racji, twierdząc że różnica w wynikach gospodarki za prezydentów z obu ekip to kwestia szczęścia. Jednak wydaje się, że szczęściu pomogła w tym wypadku szczypta dobrej polityki – komentuje „The Economist”.
