Dlaczego nawet dobrzy ulegają korupcji?

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2025-03-12 20:00

Jeśli wierzysz, że chciwość jest dobra, a etyka to fanaberia dla nielicznych, już oddałeś walkowerem swoje życie, karierę i duszę.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Podczas jednego z wystawnych przyjęć w rezydencji nowojorskiego magnata F. Scott Fitzgerald i Ernest Hemingway znaleźli się w samym sercu towarzyskiej elity. Fitzgerald, znany ze swego urzeczenia blaskiem bogactwa, z cichym podziwem zauważył, że gospodarz ma wszystko. A jednak jest coś, czego nigdy nie będzie miał – odparł z charakterystyczną dla siebie rezerwą Hemingway. Cóż takiego? – zaciekawił się Fitzgerald. On nigdy nie będzie miał dość – odpowiedział Hemingway.

Choć ten dialog może być nieco podkoloryzowany, doskonale oddaje istotę ludzkiej natury – wiecznie nienasyconej, ciągle sięgającej po więcej. To nie tylko cecha właścicieli wielkich fortun, lecz także wielu ludzi biznesu. Im wyższe zarobki, szybsze samochody i droższe rezydencje, tym większe pragnienia. Niektórzy ulegają pokusie bogactwa do tego stopnia, że zbaczają z drogi prawości. A Ty – czy potrafisz oprzeć się tej sile?

Droga na skróty

Wyobraź sobie biuro zawieszone wysoko nad miastem, z widokiem na szklisty labirynt wieżowców. Wnętrze wypełnia cisza przerywana jedynie stukotem łyżeczki o porcelanową filiżankę. Mężczyzna, którego twarz naznaczona jest śladami czasu, wpatruje się w dokument leżący na biurku. Raport, który może odmienić bieg wydarzeń, wymaga jednak kosmetycznych poprawek – podwyższenie prognoz sprzedaży lub zaniżenie kosztów wystarczy, by firma prezentowała się korzystniej. To nie jest postać wyjęta z sensacyjnego dramatu, lecz człowiek, który kiedyś marzył o wielkich dokonaniach, o zmienianiu świata. Z czasem, w natłoku spraw, w zabieganiu o karierę, zaczął ignorować fundamentalne pytania, te, które Blaise Pascal radził stawiać sobie w samotności – o to, kim jestem, co jest słuszne i czy postępuję uczciwie. Teraz ów lider stoi przed wyborem, etykę uznając tylko za sugestię, nie nakaz. Decyduje się na małe ustępstwo, by zapewnić swojej firmie siedmiocyfrowy kontrakt. Może nikt tego nie zauważy.

Jak wielu menedżerów staje w obliczu podobnych dylematów? Co ich skłania do podjęcia ryzyka? I czy ty sam, postawiony w analogicznej sytuacji, wybralibyś inną ścieżkę?

Liczby rzucają światło na ten mrok, choć rozpraszają go tylko częściowo. Transparency International umieszcza Polskę na 53. miejscu w Indeksie Percepcji Korupcji – 54 punkty na 100 to wynik zawieszony w moralnej szarości, ani chluba, ani klęska. Według szacunków EY z 2022 r. co piąty polski menedżer dostrzega korupcję w swoim otoczeniu, a PwC podawał w 2020 r., że aż 54 proc. ludzi biznesu widziało nieetyczne praktyki; trzy lata wcześniej było to ledwie 17 proc. Te dane nie krzyczą o upadku kapitalistycznego etosu, ale cicho przypominają, że coś jest nie tak. Korupcja wśród bossów nie ma swojej własnej kategorii w statystykach – rozmywa się w szerszym pejzażu, często tam, gdzie sektor prywatny splata się z publicznym, a łapówki i przetargi stają się tłem codzienności.

Dlaczego więc ci ludzie – dobrze opłacani, zamożni, głoszący ideały – zbaczają na bezdroża? „Chciwość jest dobra” – mówi Gordon Gekko w jednej ze scen filmu „Wall Street”. „Chciwość działa, chciwość jest w porządku. Chciwość oczyszcza, uszlachetnia i ucieleśnia ducha ewolucji. Chciwość w każdej formie: chciwość życia, pieniędzy, miłości, wiedzy doprowadziła do rozwoju ludzkości”. Te słowa, choć wypowiedziane przez fikcyjnego magnata, odbijają się echem w prawdziwym życiu. Nie chodzi tu o zwykły dostatek, lecz o nadmiar: dom na Mazurach, rolex na nadgarstku, dzieci w elitarnej szkole. Pamiętasz Marthę Stewart, naszą rodaczkę, która wspięła się na szczyt amerykańskiego snu, by potem zaryzykować wszystko dla insider tradingu? Dlaczego ktoś, kto ma tak wiele, rzuca to na szalę, by mieć jeszcze więcej?

Grzech czy pragmatyzm?

Ale chciwość to nie cała historia. Alain de Botton, współczesny filozof, który potrafi zajrzeć w zakamarki ludzkiej duszy, sugeruje, że nie chodzi nam o rzeczy same w sobie. „Nasze ambicje materialne są napędzane nie tyle miłością do przedmiotów, ile strachem przed brakiem miłości i akceptacji ze strony innych” – pisze. W naszych czasach chciwość nie jest czystym materializmem, lecz pragnieniem statusu, lękiem przed niewidzialnością w społeczeństwie obsesyjnie oceniającym wartość człowieka przez pryzmat sukcesu. Menedżer w garniturze nie chce kolejnego samochodu – chce, by jego samochód mówił światu: jestem ważny! To nie rzeczy, a ich symbolika buduje tożsamość. W tym sensie korupcja staje się desperacką próbą potwierdzenia własnej ważności.

Cofnijmy się do anegdoty z F. Scottem Fitzgeraldem i Ernestem Hemingwayem – różne źródła podają odmienne wersje, ale w jednej autor „Wielkiego Gatsbiego” rzucił z nutą fascynacji: „Bogaci są inni niż my”. Na to twórca „Pożegnania z bronią” odparł sucho: „Tak, mają więcej forsy”. Krótko mówiąc, gruby portfel nie definiuje człowieka. Ale wygląda na to, że menedżerowie częściej kupują wizję Fitzgeralda niż Hemingwaya – i dlatego tylu z nich sprzedaje swoje wartości za błysk złota.

Jest jednak coś jeszcze – system, w którym funkcjonują ludzie biznesu. „Zły system za każdym razem pokona dobrego człowieka” – twierdził Edwards Deming, guru zarządzania. I choć brzmi to jak wyrok, nie zawsze się sprawdza. Weźmy Frances Haugen, byłą pracownicę Facebooka, która w 2021 r. ujawniła wewnętrzne dokumenty firmy, pokazując, jak gigant technologiczny przedkładał zyski nad dobro użytkowników i bezpieczeństwo publiczne. Jej odwaga przypomina, że człowiek może rzucić wyzwanie machinie. Ale ilu ma w sobie podobną prawość? W Polsce, gdzie ciągle rezonują echa dawnych układów, lider napotyka na sugestie: aby osiągnąć cel, potrzebne są nieformalne gesty. Budownictwo, infrastruktura, przetargi – to światy, w których etyka bywa luksusem, na który mało kogo stać. Firma naciska na wyniki, akcjonariusze na zyski, a łapówka za kontrakt przestaje być grzechem – staje się pragmatyzmem.

Mechanizm wyparcia

Psychologia podsuwa tu subtelną wskazówkę. Menedżerowie oszukują sami siebie – robię to dla firmy, dla pracowników. To nie cynizm, lecz stara ludzka sztuczka – usprawiedliwienie. Władza działa jak narkotyk. Św. Augustyn użyłby określenia „libido dominandi” – pragnienie dominacji – i pewnie miałby rację. Spójrzmy na Volkswagena i aferę Dieselgate. Menedżerowie wierzyli, że są ponad zasadami, aż zasady ich zmiażdżyły.

A jednak nie wszyscy ulegają. Są tacy, którzy mówią „nie”, bo widzą w firmie coś więcej niż bilans. Tyle że system ich nie wspiera. Kryzys – wcześniej pandemia, później inflacja – zmienia reguły gry. Wezmę, bo inaczej upadniemy – to zdanie brzmi jak krzyk rozpaczy, nie chciwości. I tu kryje się tragedia: intencje mogą być czyste, ale czyny brudne.

Kultura korporacyjna, w której dominuje indywidualizm wraz z zasadą „zwycięzca bierze wszystko”, też nie sprzyja etycznym wyborom. Gdyby liderzy postrzegali siebie jako część zespołu, a nie samotnych graczy na szczycie, z pewnością rzadziej dochodziłoby do sytuacji, w których osobiste korzyści przeważają nad dobrem firmy i jej pracowników. W środowisku, w którym współpraca i poczucie wspólnoty są priorytetem, moralne dylematy łatwiej można rozwiązywać w duchu uczciwości i odpowiedzialności

Co z tym zrobić? Prawo stawia granice, ale nie uzdrawia serc. Regulacje są jak płot – można go przeskoczyć. Prawdziwa zmiana rodzi się gdzie indziej – w kulturze firm, w odwadze, by postawić etykę ponad zysk. Audyty, edukacja, ochrona tych, którzy nie idą na kompromisy – to praktyczne kroki. Ale jest coś głębszego. Może trzeba wrócić do Blaise’a Pascala, usiąść w ciszy i zapytać: czego naprawdę chcę od życia? Bo w pogoni za sukcesem łatwo zapomnieć, że moralność to nie ornament, lecz fundament.

Korupcja wśród menedżerów to nie tylko problem struktur – to lustro, w którym widzisz siebie. Jak blisko krawędzi chodzisz? Jak łatwo ją przekroczyć? Może pora skręcić na mniej wydeptaną ścieżkę.