Za nami kolejny tydzień, który przyniósł wzrosty amerykańskiej waluty w głównych konfiguracjach. To zasługa wciąż dobrych danych makroekonomicznych, które podpierają spekulacje na temat działań FED w 2015 r. Wprawdzie w środę mieliśmy zaskakująco słabszy odczyt ISM dla przemysłu, który przełożył się na chwilową korektę (zwłaszcza było to widoczne w spadku rentowności obligacji), ale już piątkowe dane Departamentu Pracy pokazały, że członkom FED będzie coraz trudniej znaleźć wymówki zmierzające do odroczenia potencjalnego zacieśnienia polityki.
W efekcie za chwilę rynek zacznie wyraźniej spekulować o możliwości… przyspieszenia terminu pierwszej podwyżki stóp procentowych w 2015 r., głównie na podstawie możliwości usunięcia z komunikatu Fed w końcu października słynnej frazy „considerable time”, dotyczącej czasu utrzymywania niskich stóp procentowych.
Silny dolar to również zasługa słabości innych walut, zwłaszcza euro. Sytuacja w Eurolandzie jest tragiczna, a Mario Draghi broni się przed wprowadzeniem klasycznego QE tylko dla utrzymania pewnych zasad, które zakładają interwencje w rządowy dług jedynie w razie zobowiązania się danego kraju do przeprowadzenia określonych reform.
Ostatecznie może być tak, że ani program T-LTRO, ani skupy zabezpieczonych obligacji, które za chwilę ruszą, nie okażą się wystarczającym panaceum na bolączki eurogospodarki i ECB stanie pod ścianą. To będzie oznaczać dalszą wyraźną przecenę euro.
W kraju zaś oznaczać będzie to dalsze zwyżki notowań dolara, który w piątek osiągnął okolice 3,35 zł. Mimo przeceny euro na świecie w kraju EUR/PLN w tym tygodniu nieco wzrósł. To sygnał, że średnioterminowy bilans zysków i strat pozostaje dla złotego niekorzystny.