Duży kredyt zaufania od inwestorów. Czy nowy rząd go wykorzysta?

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2023-10-16 20:00

Potężny wzrost cen akcji na giełdzie, umocnienie złotego, wzrost cen obligacji – tak zakończył się na rynku dzień, w którym okazało się, że w Polsce najprawdopodobniej dojdzie do zmiany rządu. Prawo i Sprawiedliwość przegrało wybory parlamentarne, uzyskując w Sejmie znacznie mniej niż połowę głosów (ok. 200). Opozycja najprawdopodobniej będzie mogła stworzyć nowy rząd (posiadając ok. 250 głosów). Wyniki można uznać za niespodziankę, ponieważ większość scenariuszy snutych przez ekspertów wskazywała na pata politycznego po wyborach.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Kapitalizacja firm notowanych na warszawskiej giełdzie wzrosła w poniedziałek o ok. 55 mld zł, w zdecydowanej większości jako skutek wyników wyborów. Można to uznać za kredyt zaufania od inwestorów. Pytanie jest teraz takie: jakie nadzieje odzwierciedla ten ruch na rynku? I czy te nadzieje mogą się spełnić? Warto zwrócić uwagę, że ruchy na rynkach są duże z perspektywy krótkookresowej, ale małe z perspektywy długookresowej. Polska jest krajem, którego aktywa są coraz niżej wyceniane na tle świata (rozwiniętego), waluta się systematycznie deprecjonuje, a ceny obligacji są niskie (czyli rentowności wysokie). A to wszystko dzieje się w warunkach solidnego wzrostu gospodarczego, co pokazuje tylko problemy z zaufaniem: dynamiczna gospodarka musi wciąż deprecjonować swoje aktywa, by przyciągnąć inwestorów. Co więc zmienią wybory?

Są nadzieje na dwie zmiany.

Pierwsza i zdecydowanie najważniejsza: Polska stanie się krajem bardziej przewidywalnym i uporządkowanym pod względem instytucjonalnym, a przez to bardziej wiarygodnym. Państwo przestanie być ramieniem partii i realizacji jej interesów. Reguły zastąpią woluntaryzm polityczny. Ograniczona zostanie polityczna ingerencja w system sądownictwa. Przywrócone zostaną demokratyczne reguły stanowienia prawa, dające głos różnym aktorom społecznym i politycznym, a przede wszystkim zwiększające zakres praw parlamentu. Zarządzanie majątkiem państwowym zostanie sprofesjonalizowane (choć na pewno nie wszędzie tego profesjonalizmu brakowało – niektóre instytucje były dobrze zarządzane). To wszystko trudno jest przełożyć na konkretne liczby w PKB czy kapitalizacji giełdy, ale takie zmiany mogłyby istotnie zwiększyć poziom zaufania do polskiej gospodarki i rynku finansowego.

Druga nadzieja jest bardziej wymierna i wiąże się z redukcją ryzyka odcięcia od funduszy europejskich – zarówno przeznaczonych na Krajowy Plan Odbudowy (ok. 30 mld EUR), jak też z tradycyjnego budżetu UE (ok. 70 mld EUR). Fundusze stanowią ponad połowę źródeł finansowania inwestycji publicznych w Polsce, a ich udział mógłby nawet wzrosnąć. Bez nich bardzo trudne byłoby przeprowadzenie transformacji energetycznej, która dla polskiej gospodarki jest ryzykowna z dwóch powodów: jej przyspieszanie może być wstrząsem dla energochłonnych sektorów, dużo ważących w PKB, a jej opóźnianie może utrudniać przyciąganie inwestycji zagranicznych i wchodzenie polskich firm do międzynarodowych łańcuchów dostaw.

Wiele wskazuje, że te dwa czynniki mogą doprowadzić do podniesienia zaufania do Polski i wyższej wyceny aktywów (na tle scenariusza bez zmiany władzy, a tym bardziej scenariusza z patem politycznym).

Zdrowy optymizm wymaga jednak ostrożności, zdrowe ambicje wymagają świadomości możliwości. Nadzieje trzeba oprzeć na realistycznych przesłankach. Nowy rząd, jeżeli powstanie, będzie działał w warunkach wielu ograniczeń, z których dwa wydają się najistotniejsze.

Przede wszystkim trwała dysproporcja między rosnącymi ambicjami wydatkowymi rządu a malejącymi zdolnościami podnoszenia podatków będzie utrudniała opanowanie inflacji i przywrócenie stabilizacji na rynkach obligacji czy walut. Potencjalna koalicja rządowa ma trzy postulaty, których z politycznego punktu widzenia nie może porzucić: duża obniżka podatku dochodowego (kwota wolna do 60 tys. zł), duże podwyżki płac w budżetówce i brak jakichkolwiek podwyżek podatków. Rząd PiS miał problem ze spięciem planów fiskalnych, a nowy rząd jeszcze dołożył do tych dysproporcji, uznając, zapewne słusznie, że w Polsce nie da się na dziś wygrać wyborów bez dużych obietnic fiskalnych.

Drugim ograniczeniem, związanym stricte z rynkiem kapitałowym, jest fakt, że w Polsce system polityczny jest bardzo mocno zrośnięty ze spółkami skarbu państwa. Dlatego politykom bardzo trudno będzie wprowadzić radykalne zmiany w sposobie zarządzania i regulacji ich działalności. Praca w spółkach jest formą wynagradzania zaangażowania politycznego, a zasoby spółek są formą finansowania projektów, które trudno jest sfinansować z podatków. Są to cechy bardziej systemu niż jednej partii, choć PiS wykorzystał te lewary w maksymalny możliwy sposób.

Każdy obserwator ma zapewne własne oczekiwania dotyczące zmian w Polsce. Moim zdaniem najważniejsze jest przywrócenie bezstronności i profesjonalizmu instytucjom państwowym. To może, ale nie musi, wpływać w krótkim i średnim okresie na konkretne parametry makroekonomiczne i finansowe kraju.