ELEKTRIM W ŚLEPYM ZAUŁKU
Anrdzej Skowroński nabroił ...
Andrzej Skowroński odszedł, gdy spółka zaczęła się sypać.
Praktycznie nie było branży, w której nie byłby zaangażowany. Holding aktywnie prywatyzował polski przemysł, przejmując często za długi kooperujące z nim przedsiębiorstwa. Elektrimowi przypadł też wtedy pakiet akcji Polskiej Telefonii Cyfrowej. Spółka nie miała jednak jasno sprecyzowanej strategii. Dopiero na początku 1998 r. została przekształcona w holding przemysłowo-handlowy. 1 stycznia 1998 r. rozpoczęły działalność: Elektrim-Energetyka, Elektrim-Kable Polskie, Elektrim-Motor i Elektrim-Volt. Rozpoczęto też sprzedaż firm nie związanych z podstawowymi dla Elektrimu kierunkami działalności.
Za jedną z najważniejszych uważana była branża energetyczna. Spółka budowała elektrownie w Chinach i Indiach, Turcji, krajach byłej Jugosławii, Czechach, Finlandii, Bułgarii, na Węgrzech.
Z perspektywy czasu widać, że koncentracja spółki na czterech branżach nie była wyborem optymalnym. Teraz Elektrim Motor i Elektrim Volt przeznaczone są na sprzedaż. Również pozycja Elektrimu w energetyce jest znacznie słabsza niż przed kilku laty. Jeszcze niedawno realizacja praktycznie każdego dużego kontraktu energetycznego nie odbywała się bez udziału Elektrimu.
Prezes Skowroński zostawił na koniec dość niechlubny spadek.
Umowa z Kulczyk Holding, na mocy której Elektrim miał odsprzedać tej spółce po cenie nominalnej część udziałów w Polskiej Telefonii Cyfrowej, okazała się międzynarodowym skandalem. Doprowadzenie tej sprawy do „pozytywnego” końca kosztowało Elektrim 25 mld USD. I to był chyba początek bardzo złej passy warszawskiego holdingu.
...Barbara Lundberg zresztą też i dlatego firma nie może odzyskać zaufania inwestorów...
Od marca 1999 r., kiedy szefową Elektrimu została Barbara Lundberg, zarząd spółki specjalizuje się głównie w składaniu deklaracji bez pokrycia.
Najświeższy dorobek Elektrimu to głównie niezbyt przemyślane akwizycje, drastyczne zwiększenie zadłużenia spółki oraz doprowadzenie do fatalnego w skutkach konfliktu z Deutsche Telekom. Rezultatem takiej strategii jest pozbawienie spółki zaszczytnego miana polskiego „blue chipa”. Mało tego, jeszcze rok temu nikt, kto trzeźwo oceniał sytuację na rynku, nie mógł przewidzieć, że płynność finansowa firmy będzie zagrożona, holding stanie się praktycznie niewypłacalny, a tzw. stabilni inwestorzy będą intensywnie szukali korzystnej okazji do jej porzucenia.
Krótki optymizm
Nowa strategia Elektrimu ogłoszona przez Barbarę Lundberg zakładała koncentrację na trzech dziedzinach: energetyce, telekomunikacji i kablach.
— Musimy umacniać rynkową wartość Elektrimu i zarabiać pieniądze dla naszych inwestorów, uzyskać znaczny kapitał na dalszy rozwój spółki, poprawić nasz zewnętrzny i wewnętrzny system komunikowania oraz stworzyć przejrzystość procesów decyzyjnych — powiedziała w marcu Barbara Lundberg.
Pierwszy błąd
Pierwsze wątpliwości dotyczące strategii zarządu pojawiły się już w marcu. Wówczas spółka rozpoczęła kampanię pod hasłem: Elektrim tworzy największą grupę operatorów w Polsce. Plany konsolidacji rynku holding ujawnił 30 marca. Dzień później media ogłosiły, że Elektrim wyrósł na gracza numer dwa (po TP SA) na rodzimym rynku telekomunikacyjnym. Tylko bardzo nieliczni analitycy odważyli się wtedy powątpiewać w szczerość intencji szefów holdingu. Szybko okazało się jednak, że bez PTO i Pilickiej Telefonii grupa Elektrimu może pretendować ewentualnie do pozycji numer trzy na rynku lokalnych operatorów. Co gorsza, firmie grozi kara za wycofanie się z zakupu PT — nawet 180 mln USD. Spółka odpuściła też połączenia long-distance.
Drugi błąd
Kolejne kontrowersje wzbudziła transakcja przejęcia przez Elektrim interesów Bresnana w Polsce. Holding zdecydowanie przebił wszystkie konkurencyjne oferty. Zapłacił blisko 310 mln USD. Co do takiej wartości transakcji wątpliwości mieli nawet właściciele Elektrimu. Barbara Lundberg zapewniła ich jednak — co zostało również potwierdzone w oficjalnym komunikacie spółki, że zwróci się do renomowanej międzynarodowej instytucji finansowej o sporządzenie wyceny tej spółki. Jednak od lipca 1999 r. (wówczas sfinalizowano transakcję) aż do tego tygodnia obietnica pani prezes pozostawała bez pokrycia. Zatem tak naprawdę nie wiadomo było dokładnie, jaka jest wartość rynkowa Bresnana. „Rzeczpospolita” podała wczoraj, że Merrill Lynch, który od lat współpracuje z Elektrimem wycenił Bresnana na 232 mln USD.
Trzeci błąd
W tak krytycznej sytuacji finansowej, w jakiej jest obecnie Elektrim, wątpliwości musi również budzić przyjęty system wynagrodzeń dla Landford Enterprises Ltd., spółki zarządzającej aktywami Warsaw Equity Holding. Nie wiadomo dokładnie, kto stoi za tym podmiotem. Wieść niesie, że grupa menedżerów powiązanych z Elektrimem. Pewne jest jednak, że wzięli oni 250 tys. USD (ponad 1 mln zł) jednorazowej prowizji w zamian za pomoc w sprzedaży i przeniesienie aktywów około 80 spółek do WEH. Ponadto pobierają 5 proc. od każdej zrealizowanej transakcji sprzedaży oraz kwartalnie 0,625 proc. od wartości aktywów WEH. Zakładając, że wynosi ona obecnie około 240 mln zł, roczna prowizja za świadczone usługi to 6 mln zł, natomiast prowizja od ewentualnej sprzedaży wszystkich aktywów — około 12 mln zł.
Tragiczny epilog
O tym, że do złej kondycji spółki przyznał się sam zarząd, świadczy decyzja o powołaniu sztabu antykryzysowego w Elektrimie. Oficjalnie miał się on zająć problemem Y2K. Naprawdę szuka jednak ratunku dla spółki.
Tylko na podstawie suchych faktów widać, ile ze wstępnych zamierzeń Barbary Lundberg, dotyczących poprawy sytuacji Elektrimu, udało się jej zrealizować po dziewięciu miesiącach sprawowania rządów w tej spółce.
...więc może nadzieja w DT i Piotrze Mroczkowskim
Elektrimowi nie zostało już wiele czasu na podjęcie strategicznych decyzji, które wyrwałyby spółkę z głębokiego impasu.
Elektrim musi pójść na ustępstwa Deutsche Telekom. Tak argumentuje część analityków. Twierdzą oni, że Niemcy wykorzystają wszystkie możliwości, aby nie dopuścić do polskiej firmy inwestora strategicznego.
— Elektrim raczej będzie musiał pogodzić się z DT. W przeciwnym wypadku żaden inwestor nie zdecyduje się na zaangażowanie dużych środków w tę spółkę. Bez wsparcia partnera, Elektrim nie ma natomiast żadnych szans na wywiązanie się z kosztownych planów inwestycyjnych i — co więcej — nie zdoła spłacić wysokiego zadłużenia. W takiej sytuacji spółka skazana będzie natomiast na bankructwo — uważa Jan Sudoł, analityk Donaldson, Lufkin & Jenrette.
Problem polega na tym, że nie bardzo wiadomo, w jaki sposób może dojść do mariażu Elektrimu z DT, a pomysłów na rozwiązanie tego problemu jest co najmniej kilka.
Światełko w tunelu
Deutsche Telekom musi na mocy dyrektyw Unii Europejskiej odsprzedać swój niemiecki biznes związany z telewizją kablową. Wiadomo, że już teraz poszukuje nabywcy dla swoich spółek kablowych. Jednym z poważniejszych kandydatów do tej roli jest właśnie UPC. Wprawdzie dotychczas te dwie firmy: lider i wicelider rynku kablówek w Europie były zaciekłymi rywalami, ale warunki działania na tym rynku zmieniły się ostatnio na tyle, że teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby szefowie DT i UPC podali sobie ręce. Zakładając, że DT zgodzi się odsprzedać kablówki właśnie UPC, pewnie zażąda czegoś w zamian. Bonusem dla Niemców mogłaby być Polska Telewizja Kablowa. Jeśli dojdzie do takiej transakcji, to należy oczekiwać, że UPC pozbędzie się również Wizji TV. Jedynym logicznym nabywcą tej platformy cyfrowej jest natomiast Vivendi, a bardziej precyzyjnie — Canal +, którego głównym właścicielem jest ten koncern. Na tym nie kończy się jednak rola Francuzów. Vivendi musi coś oddać w zamian za możliwość zmonopolizowania polskiego rynku telewizji cyfrowej. Żeby zaś rachunki zostały wyrównane, beneficjentem powinno być Deutsche Telekom. Zatem Vivendi rezygnuje z inwestycji w spółkę Elektrim Telekomunikacja, a jej miejsce zajmują Niemcy. W ten sposób dochodzimy do Elektrimu.
Holding pod murem
Pewne jest, że obecny zarząd polskiego konglomeratu nie chce się wiązać z Deutsche Telekom. Powód jest prosty. Elektrim nie zamierza oddać kontroli nad własnymi przedsięwzięciami w branży telekomunikacyjnej. Niemcy z kolei nie wyobrażają sobie zaangażowania w biznes, nad którym nie mogą sprawować kontroli. Tacy już są.
Ta różnica zdań doprowadziła do zerwania przedwstępnego porozumienia podpisanego przez obie firmy w grudniu 1998 roku.
Do końca tego roku Elektrim musi spłacić razem z odsetkami około 120 mln USD (ponad 500 mln zł) krótkoterminowych pożyczek. Natomiast w ciągu siedmiu miesięcy 2000 roku ma do uregulowania ponad 1,4 mld zł takich zobowiązań. Tymczasem spółka nie generuje zysków i ta sytuacja raczej nie zmieni się w krótkiej perspektywie.
— Nawet jeśli Elektrim zdoła odłożyć terminy płatności zobowiązań o pół roku czy nawet o rok, to i tak nie rozwiązuje to problemu jego potrzeb kapitałowych. Lekarstwem na poważne dolegliwości jest mariaż z silnym partnerem strategicznym. Do takiego raczej nie dojdzie do momentu rozwiązania sporu z DT — twierdzą analitycy ABN Amro.
Jeśli chociaż jeden z kilkunastu wierzycieli spółki nie zostanie zaspokojony w ciągu 30 dni od daty, kiedy Elektrim powinien mu oddać pieniądze i nie zgodzi się na przesunięcie terminu płatności, to na mocy umowy zawartej między udziałowcami PTC będzie zmuszony do odsprzedaży swoich udziałów w operatorze sieci Era GSM, i to po wartości księgowej. Oznacza to, że za 51 proc. udziałów PTC Elektrim mógłby dostać zaledwie około 100 mln zł, bowiem według ABN Amro wartość księgowa tego operatora wynosi niecałe 200 mln zł. Wszystko więc wskazuje na to, że najlepszym rozwiązaniem dla polskiej spółki jest jednak pójście na ustępstwa Niemcom.
Drugi wariant
Drugi ze scenariuszy zakłada, że Elektrim wygra w sądzie arbitrażowym batalię z DT o sprawowanie kontroli nad PTC. Wówczas Vivendi zamienia pożyczkę wysokości 615 mln USD na wkład kapitałowy do spółki Elektrim Telekomunikacja. W zamian otrzymuje 30 proc. akcji tej spółki i obaj partnerzy inwestują w rozwój swoich operatorów. Tutaj jednak decydującą rolę odgrywa czas. Elektrim musi się bardzo spieszyć, a DT nie zależy na czasie. Głównie dlatego taki scenariusz rozwiązania problemów Elektrimu jest raczej mało realny, choć wcale niewykluczony.