Ekonomiści niedowierzają zapewnieniom premiera o przyjęciu wspólnej waluty w 2011 r.
Tego nikt się nie spodziewał. Premier Tusk obiecał firmom, że postara się szybciej wprowadzić euro. Oby wiedział, co mówi.
Premier Donald Tusk z hukiem otworzył wczoraj Forum Ekonomiczne w Krynicy.
— Składam przed przedsiębiorcami obietnicę, że celem rządu jest przystąpienie do strefy euro w 2011 r. — zadeklarował szef rządu.
Na rynku zapanowała konsternacja. Dotychczas rząd unikał podawania konkretnej daty. Co więcej, gros ekonomistów uważa, że nawet choćby chciał, nie będzie w stanie dotrzymać słowa. A w to, że za słowami premiera pójdą czyny, wierzą już tylko nieliczni.
Czas ucieka
Zdaniem Dariusza Filara, członka Rady Polityki Pieniężnej (RPP), termin jest realny, ale pod warunkiem że rozumiemy go jako połowę 2011 r. Takie opinie to jednak rzadkość.
— Według opracowania sporządzonego przez Ministerstwo Finansów sprzed trzech lat, od decyzji o przystąpieniu do strefy euro do integracji muszą minąć przynajmniej trzy lata. Najpierw przez dwa lata musimy przebywać w tzw. mechanizmie stabilności kursowej ERM 2 — nasza waluta musi przejść swoisty test. Później przez pół roku Komisja Europejska decyduje, czy spełniamy wymagania, a przez następne pół roku przygotowujemy się technicznie do wprowadzenia waluty. Nie ma szans. Najwcześniejszy możliwy termin to początek 2012 r. — uważa Łukasz Tarnawa, dyrektor biura głównego ekonomisty PKO BP.
W deklaracje premiera nie wierzy też Piotr Kalisz, ekonomista Citibanku Handlowego.
— Nie wątpię, że rząd bardzo chciałby przyjąć wspólną walutę w 2011 r., ale czasu nie cofniemy. Taka decyzja musiałaby zostać podjęta jeszcze w pierwszej połowie bieżącego roku. Nadal uważam, że realny termin wejścia do Eurolandu to 2015-16 r. — mówi ekonomista.
Dla ekonomistów deklaracja premiera jest zaskakująca, bo najbliższe lata to — zdaniem wielu z nich — nie najlepszy okres na przyjęcie euro.
— Rozpoczynanie procesu integracji walutowej w tym momencie byłoby niekorzystne. Zbliża się spowolnienie gospodarcze, na światowych rynkach finansowych sytuacja jest bardzo niepewna, przez co kurs walutowy jest rozchwiany. W lipcu złoty gwałtownie się umocnił, w sierpniu mieliśmy silne osłabienie, a wszystko było niezależne od nas. Poddawanie się teraz dwuletniemu sprawdzianowi stabilności walutowej byłoby ryzykowne — twierdzi Piotr Kalisz.
Zdziwienia nie kryje też Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club, były wiceminister finansów.
— Rok 2011 nie wchodzi w grę. Najwcześniejszy termin to 2012 r. Mam nadzieję, że rząd rzeczywiście będzie zmierzał do przyjęcia euro. W innym wypadku premier składając taką deklarację bez pokrycia odebrałby sobie wiarygodność na rynkach finansowych — mówi Stanisław Gomułka.
Wiara złotego wznosi
W pierwszym momencie rynek uwierzył premierowi. Przez dziesięć minut złoty umocnił się wobec euro o 7 gr, do 3,40 zł. W ciągu następnej godziny zyskał jeszcze 2 gr.
— Widać, że rynek przyjął zapewnienia premiera poważnie. I tak będzie przez jakiś czas. Nie spodziewam się znaczącej korekty na kursie. Nawet jeśli rząd tak naprawdę nie zamierza robić wszystkiego, żeby przyjąć euro w 2011 r., to i tak z tej deklaracji się z tego nie wycofa. Inwestorzy będą tracić nadzieję bardzo powoli — uważa Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH.
Zachwianie kursu było dopiero pierwszą konsekwencją zapowiedzi premiera. Jeśli przyjmiemy, że rząd będzie zdeterminowany, by w 2011-12 r. przyjąć euro, silnych reakcji będzie więcej.
— Jeśli rząd niedługo zacznie podpierać słowa konkretnymi działaniami, złoty będzie dalej się umacniał. I tak aż do samego przyjęcia euro. To naturalne zjawisko, że waluta kraju, który wchodzi do strefy, zyskuje na wartości — tłumaczy Łukasz Tarnawa.
Sprint na stopach
Skrócenie drogi do Eurolandu sprawiłoby kłopot RPP.
— Do tej pory rada starała się działać tak, byśmy spełniali kryteria inflacyjne za około 4 lata. Gdyby traktować poważnie zapowiedź premiera, musiałaby znacznie przyspieszyć działania, czyli zacieśnić politykę pieniężną. A to oznacza dalsze podwyżki stóp, co dodatkowo umacnia złotego — wyjaśnia Łukasz Tarnawa.
To zła wiadomość głównie dla eksporterów. Ale tylko na początku. Firmy i tak muszą przejść przez umocnienie złotego przed akcesją, a później na integracji będą korzystały.
— Wspólna waluta to brak ryzyka kursowego. Kontrakty firm handlujących z zagranicą zawierane są głównie w euro. Dzisiaj umacnianie się złotego oznacza straty dla eksporterów, a osłabianie uderza w importerów. Będąc w strefie euro, firmy miałyby ułatwiony dostęp do kapitału zagranicznego, dzięki czemu wzrosłyby inwestycje, co przełożyłoby się na wyższy wzrost gospodarczy — mówi Stanisław Gomułka.
To strzał w dziesiątkę
Biznes przyjął zapowiedź premiera z radością. Trzyma kciuki, by się udało.
Leszek Walczyk
wiceprezes Odlewni Polskich
To bardzo ważna deklaracja i dobra wiadomość dla przedsiębiorców, nie tylko eksporterów. Mam nadzieję, że pójdą za tym konkretne rozwiązania. Im szybciej wprowadzimy euro, tym lepiej. Po akcesji do UE mamy jeden rynek europejski. W tej sytuacji różnice kursowe oznaczają tylko dodatkowe ryzyko, które w ostatnim czasie pogarszało konkurencyjność polskich firm.Grzegorz Baszczyński
prezes giełdowego touroperatora Rainbow Tours
Wejście do strefy euro to dobra wiadomość dla branży turystycznej. Większa część naszych płatności rozliczana jest właśnie w euro i kurs walutowy jest ważną zmienną. W ostatnim miesiącu euro się umocniło i touroperatorzy na tym tracą.
Dariusz Grzeszczak
prezes Erbudu
Im szybciej, tym lepiej. Przystąpienie do euro spowoduje, że przestanie istnieć wskaźnik ryzyka kursowego. Inwestycje będą przewidywalne, bo dziś tak nie jest. Widzę w tym absolutnie same plusy.
Marek Grzona
prezes Trionu
Przystąpienie do strefy euro byłoby krokiem w pożądanym kierunku. Dziś eksporterzy narzekają na turbulencje na rynku walutowym. Wspólna waluta wykluczyłaby lub ograniczyła znacznie ryzyko kursowe. Można by też liczyć na przyspieszenie integracji z silnymi gospodarczo strefy euro.
Roman Rewald
prezes Amerykańskiej Izby Handlowej
Świetnie, że premier ustalił datę. Uspokoi to importerów i eksporterów. Kraj, który większość wymiany handlowej rozlicza w euro, a ma inną walutę, pozostaje na uboczu. Myśleliśmy parę lat temu, że Polska mogłaby przyjąć euro w 2009 r. Dziś rok 2011 to najprawdopodobniej najbliższy możliwy termin. Dobrze, że ją znamy.
Dariusz Lubera
prezes Grupy Tauron
Jeśli premier mówi, że zdążymy, obiema rękami jestem za. Warto korzystać z okazji, póki wzrost gospodarczy wciąż jest wysoki. Wprawdzie dla energetyki, która funkcjonuje obecnie na rynku prawie zamkniętym — bo wymiana międzynarodowa stanowi znikomy procent krajowych obrotów — nie ma to dziś większego znaczenia, jednak w perspektywie kilku lat zdolności przesyłu energii przez granice mogą wzrosnąć. Wtedy dobrze będzie rozliczać się w jednej walucie, bez ryzyka kursowego.
Adam Wilczęga
prezes Biotonu
Wydaje się, że Polska z powodzeniem może spełnić kryteria wejścia do strefy euro. To z pewnością posunięcie korzystne dla przedsiębiorców, bo eliminuje ryzyko kursowe — przynajmniej dla wymiany handlowej w obrębie kontynentu. Poza Europą dolar wciąż jest walutą bardziej popularną. Ważne jest więc, jaka będzie relacja euro do dolara i przy jakim kursie złotego dojdzie do wymiany.
Zbigniew Żurek
wiceprezes BCC
Skoro premier mówi, że euro będziemy mieli w 2011 r., to zakładam, że wie co mówi. Zwykło się mówić, że rok 2012 jest bardzo ambitny. Gdyby plan premiera się powiódł, byłby to dobry impuls: znikłoby ryzyko kursowe, a nasza gospodarka szybciej zintegrowałaby się z europejską.
Andrzej Arendarski
prezes Krajowej Izby Gospodarczej
Jestem za jak najszybszym przyjęciem euro, bo i tak nastąpi to późno. Nie data jest jednak najważniejsza. Powinniśmy zacząć myśleć o warunkach, a przede wszystkim o tym, po jakim kursie przeliczymy złotego.
Jeremi Mordasewicz
ekspert Lewiatana
To bardzo dobra nowina.
Rok 2011 jest najwcześniejszym realnym terminem. A wyznaczenie daty zobowiązuje.
Paweł Wyrzykowski
prezes Pfleiderer Grajewo
Im wcześniej będziemy w strefie euro, tym lepiej. Rok 2011 uważam za realny, jeśli tylko nie będzie przeszkód natury politycznej. Dla branży drzewnej i meblarskiej w długim terminie najważniejsza jest obliczalność warunków biznesowych. Trudno nam opierać eksport na niestabilnej walucie.
Piotr Szeliga
prezes Impexmetalu
Obietnica wprowadzenia Polski do strefy euro już w 2011 r. nie będzie łatwa do spełnienia. Największy kłopot może być ze spełnieniem kryterium inflacyjnego ale też z utrzymaniem deficytu finansów publicznych wobec prawdopodobnego spadku tempa wzrostu PKB. Wprowadzenie euro znacznie ułatwiłoby zarządzanie ryzykiem kursowym. Spadłyby koszty transakcyjne i wzrosła przewidywalność biznesu.
Tusk obiecuje
rewolucję
Premier zapowiada deregulację gospodarki i szybkie przyjęcie około 100 ustaw korzystnych dla firm.
Premier obiecał przyspieszenie zmian ustawowych ułatwiających działalność gospodarczą.
— W najbliższych dniach czeka nas rewolucja październikowa á rebours. Za kilkanaście dni w parlamencie będziemy rozstrzygać o blisko 100 ustawach, które mają doprowadzić do deregulacji gospodarki. To kluczowa sprawa dla przedsiębiorców — powiedział Donald Tusk.
Biznes trzyma go za słowo.
— Witam z wielkim zadowoleniem zapowiedź ofensywy rządu i parlamentu w sprawie liberalizacji prawa gospodarczego. W ostatnim czasie środowiska przedsiębiorców niepokoiły się brakiem postępu w realizacji obietnic wyborczych w tej sprawie — mówi Grzegorz Wlazło, społeczny rzecznik przedsiębiorców.
Jakie projekty miał premier na myśli?
— W Sejmie jest już ponad 80 projektów autorstwa komisji posła Janusza Palikota. Spodziewam się więc, że one będą podstawą pakietu, o którym mówił premier. A projekty komisji Przyjazne Państwo są bardzo korzystne dla firm i można by je od ręki przyjąć — dodaje Grzegorz Wlazło.
Jest już dowód sejmowego przyspieszenia prac nad ustawami ważnymi dla biznesu. W ostatnich dwóch dniach posłowie przekopali się przez kilka projektów vatowskich nowelizacji: rządowy, Platformy Obywatelskiej i komisji Przyjazne Państwo. Wszystkie były rozpatrywane łącznie i stworzono z nich jeden, który wkrótce trafi do drugiego czytania w Sejmie.
Jeżeli tempo prac nad VAT nie spadnie, to od przyszłego roku firmy uzyskają kilka korzystnych zmian. Przede wszystkim zniknie 30-procentowa sankcja za nieprawidłowe rozliczenie podatku. Importerzy nie będą musieli wpłacać podatku bezpośrednio w urzędzie celnym, ale rozliczą go przy składaniu deklaracji vatowskiej. Uregulowano wreszcie sprawę tzw. składów konsygnacyjnych. Dzięki temu zagraniczne firmy wprowadzające towary do składów dla polskich odbiorców nie będą już musiały rejestrować się w Polsce jako vatowcy. Podatek od tych towarów będą rozliczali ich polscy kontrahenci. Niestety, pojawią się też niekorzystne nowości. Jedną z nich będzie odebranie podatnikom prawa do odsetek za zwłokę fiskusa w zwrocie podatku.
Jacek
Kowalczyk