Europa wchodzi w recesję. Polska znacznie zwolni

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2011-11-29 00:00

Przygotujcie się na najgorsze — radzi OECD liderom państw strefy euro. Polska też na tym ucierpi

Ostatnie zaostrzenie się napięć na rynkach finansowych sprawiło, że perspektywy dla europejskiej gospodarki są najgorsze od poprzedniej fali kryzysu. Coraz więcej instytucji finansowych twierdzi, że strefa euro wchodzi właśnie w recesję.

Wczoraj do tego grona dołączyły banki inwestycyjne Barclays Capital oraz Morgan Stanley. „W obecnym kwartale PKB Eurolandu skurczy się o 0,4 proc. (kw./kw.). Słabnące perspektywy dla tego regionu sprawiły, że musieliśmy zredukować prognozy wzrostu dla świata” — stwierdzili ekonomiści Barclays Capital w komunikacie.

Wyznanie win

Wczoraj prognozy ostro ścięła też Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Spodziewa się, że w przyszłym roku strefa euro będzie pogrążona w stagnacji. PKB będzie o 0,2 proc. wyższy niż rok wcześniej. Dotąd prognozowała solidny wzrost, wynoszący 2 proc.

— W ostatnich tygodniach wrosła niepewność. W negatywnym scenariuszu strefa euro może wejść w głęboką, przedłużającą się recesję. Przywódcy polityczni muszą być przygotowani na najgorsze — ostrzega Pier Carlo Padoan, zastępca sekretarza generalnego i główny ekonomista OECD.

Eksperci widzą przyszłość strefy euro w coraz czarniejszych barwach, bo w ostatnich tygodniach „grecka choroba” silnie rozpleniła się po kontynencie. Najpierw do grona zarażonych państw dołączyły Włochy i Hiszpania, a od kilku dni oznaki choroby wykazuje Belgia. Oprocentowanie jej obligacji dziesięcioletnich wzrosło do 5,9 proc.

— Koszt obsługi długu wynosi już tyle, ile przed miesiącem wynosił w przypadku Włoch. Następna w kolejce stoi Francja, która znalazła się na celowniku agencji ratingowych i może stracić najwyższą ocenę „AAA” — tłumaczy Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości.

Nawet niemieckie obligacje w ostatnich dniach zaczęły tracić na wartości. Agencja ratingowa Moody’s ostrzegła, że w Europie nie ma już stabilnych krajów — wszystkie zagrożonesą obniżką ratingu. Nie można wykluczyć, że w niedalekiej przyszłości nastąpi seria cięć.

— Rewidowanie prognoz nie powinno zaskakiwać. Większość ekonomistów przyznaje się w ten sposób do wcześniejszego nadmiernego optymizmu. Formowana jest właśnie „nowa norma” dla świata, czyli powolny wzrost PKB przy podwyższonym bezrobociu i inflacji — twierdzi Łukasz Wróbel, główny analityk Noble Securities.

Stać nas na mniej

Według znanego z eurosceptycyzmu rządu Wielkiej Brytanii, wstrząsy na rynkach są tak silne, że strefa euro tego nie przetrwa. Tak przynajmniej uważa dziennik „Daily Telegraph”.

Według gazety, brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych wysłało do ambasad w strefie euro polecenie, by placówki przygotowały plan awaryjny na wypadek rozpadu Eurolandu. Miałyby pomagać Brytyjczykom wracać do kraju, gdyby wybuchły zamieszki. Rosnący niepokój o przyszłość strefy euro odbija się też na Polsce. OECD obniżyła prognozę naszego przyszłorocznego wzrostu gospodarczego z 3,8 do 2,5 proc. „Zacieśnienie fiskalne w Polsce i ostre spowolnienie gospodarcze w strefie euro spowodują wyhamowanie polskich inwestycji i konsumpcji” — twierdzi OECD.

Co prawda, spośród 17 krajów UE należących do OECD tylko Estonia ma wyższą prognozę na przyszły rok niż Polska. Z drugiej jednak strony organizacja prognozuje, że potencjał rozwojowy Polski będzie się obniżał.

— W 2012 r. mamy być jedyną gospodarką OECD, która odnotuje wzrost powyżej swojego długoterminowego potencjału, zakładającego pełne wykorzystanie zasobów i mocy produkcyjnych. Być może kończy się więc właśnie okres szybkiego doganiania Zachodu — ostrzega Łukasz Wróbel.

OKIEM EKSPERTA

Firmy powinny być w gotowości

PRZEMYSŁAW HEWELT

ekspert Grant Thornton

Jak mocno kryzys w strefie euro będzie odbijał się na polskich firmach? Są dwa argumenty, które pozwalają mieć nadzieję, że ten wpływ będzie niewielki. Pierwszy to słaby złoty, pomagający eksporterom, drugi – ciągle silny krajowy popyt konsumpcyjny. Ale tak czy inaczej, warto przygotować się na osłabienie koniunktury, ograniczając wydatki. Jasne jest, że to nie jest dobry czas na inwestowanie czy zatrudnianie. To raczej czas pogłębiania okopów i wzmacniania hełmów. Ważne jednak, by procesy restrukturyzacyjne przeprowadzać stopniowo, z jak największym wyprzedzeniem, by nie nastąpiło załamanie konsumpcji. To już zresztą się dzieje. Dane z gospodarki — o zatrudnieniu, bezrobociu, inwestycjach — pokazują, że firmy już od kilku miesięcy przygotowują się na gorsze czasy.