Finlandia popsuła święto na rynkach

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2012-07-03 00:00

Porozumienie polityczne w sprawie ratowania strefy euro okazuje się bardziej kruche, niż się wydawało.

Na rynki powróciła niepewność. Rentowności obligacji Hiszpanii i Włoch po piątkowych spadkach w poniedziałek niemal się zatrzymały. Euro przestało zyskiwać do dolara, a nawet nieznacznie straciło. Inwestorzy ochłonęli, bo kulisy szczytu pokazują, że w wielu sprawach strefa euro jest nadal mocno podzielona.

Jak poinformował rząd Finlandii, w trakcie negocjacji sprzeciwiał się niektórym ważnym postulatom, które miały pomóc w rozwiązaniu kryzysu zadłużenia. Nie chciał i nie chce przede wszystkim zgodzić się na to, by Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (ESM) mógł skupować obligacje państw (czytaj: aby Euroland drukował pieniądze i pożyczał je rządom na łatanie dziur budżetowych). Co więcej, podobno takich oponentów jest w „siedemnastce” więcej.

„W czasie obrad nie osiągnięto porozumienia w sprawie kupowania obligacji. Finlandia była jednym z krajów, które się temu sprzeciwiły” — napisał rząd w komunikacie po szczycie.

Niechęci do skupowania rządowych papierów za kreowany pieniądz nie kryją też Niemcy. 10 lipca tamtejszy Trybunał Konstytucyjny być może odrzuci możliwość ratyfikacji takiego rozwiązania (już wiadomo więc, że zaplanowane na 9 lipca posiedzenie ministrów finansów będzie bezowocne). Sceptyczna jest też Holandia.

— Po pierwszej euforii nastroje się psują, bo pojawiają się komplikacje. To nie są, co prawda, przeszkody nie do przejścia. Finlandia prawdopodobnie zaostrza stanowisko tylko po to, żeby przedłużyć negocjacje i coś dla siebie ugrać. Wywołuje to jednak obawy, że ustalenia będą jeszcze trwały, a ich efekty będą rozmyte i rozczarowujące w stosunku do rzekomych ustaleń ogłoszonych zaraz po szczycie — mówi Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.