Od początku roku do końca sierpnia z rynku zniknęły 623 firmy. To o 23 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2011 r. W samym sierpniu upadło 76 przedsiębiorstw. Zatrudniały one 7,7 tys. osób. Jednak ponieważ dane o zatrudnieniu są aktualizowane co 2-3 lata, rzeczywista liczba miejsc w bankrutujących firmach może być wyższa.

— W pesymistycznym scenariuszu miejsc pracy, które znikają wraz z upadającymi firmami, mogło być nawet o 100 proc. więcej niż wspomniane tylko dla sierpnia 7,7 tys. Wynika to z faktu, że w statystykach upadłości dominują firmy budowlane (np. wśród 10 największych bankructw było właśnie 6 firm budowlanych), które w związku z ostatnimi pracami infrastrukturalnymi znacznie zwiększyły zatrudnienie — uważa Tomasz Starus, dyrektor Biura Oceny Ryzyka oraz Główny Analityk w Euler Hermes.
Jego zdaniem, upadłości firm pogłębiają bezrobocie również dlatego, że pracę tracą nie tylko całe dotychczasowe załogi przedsiębiorstw, ale pociąga to za sobą problemy lokalnych firm usługowych i handlowych. W budownictwie kłopoty dotknęły już kilka procent firm. Jak szacuje Euler Hermes, drugie tyle firm będących ich podwykonawcami czy dostawcami ma w związku z tym problemy z płynnością i terminowym regulowaniem swoich zobowiązań.
W sierpniu upadło 4 podwykonawców wyspecjalizowanych w pracach w budowie dróg i autostrad, a bankructw firm zajmujących się m.in. wykonywaniem instalacji wodno-kanalizacyjnych, elektrycznych, zakładaniem izolacji termicznych, dźwiękowych,wibracyjnych itp. było dziewięć. Pogarsza się także sytuacja produkcji przemysłowej i usług.
Upadłości np. producentów maszyn czy części są jeszcze sporadyczne,
częściej upadają producenci lub hurtownicy żywności czy mebli, ale także
firmy usługowe. Widać nasilenie się problemów w transporcie — w samym
sierpniu upadło 10 firm zajmujących się drogowym transportem towarów.
Gorzej jest też w handlu detalicznym. Mniejsze jednostki czy sieci
detaliczne znikają w tempie o 60 proc. większym niż w ub.r.